Nie doszukuj się złośliwości. Będziesz zdrowszy!

Wielokrotnie słyszę, jak strony procesu, czy też pełnomocnicy w decyzjach podejmowanych przez sędziów doszukują się złośliwości albo retorsji np. za swoje wcześniejsze zachowanie. Słyszałem też o skargach na rzekome złośliwe zachowanie sędziego, który np. jednego pełnomocnika to wezwał do usunięcia braku formalnego pisma, zaś innego pełnomocnika to nie wezwał albo, że jednemu to wydał nakaz zapłaty, a drugiemu - choć wniósł pozew wcześniej - to jeszcze nie wydał. Całkiem niedawno czytałem artykuł napisany przez zawodowego pełnomocnika, który z wielkim przekonaniem uzasadniał, jak to wiele zależy o złego bądź dobrego humoru sędziego. 

Z pewnością nie jest to łatwy temat, zwłaszcza że dotyka interakcji, jaka niewątpliwie istnieje między sądem, czy też sędzią a stronami procesu lub pełnomocnikami. Ponieważ nie jestem psychologiem, to nie będę dokonywał jakieś całościowej, wnikliwej analizy tego zjawiska. Poza tym, nie mam też zamiaru poszukiwać wszystkich przyczyn takiego stanu rzeczy. Chciałbym jednak napisać parę słów o tym zagadnieniu, ale z perspektywy własnych spostrzeżeń i odczuć.   

Własne nastawienie

Może to dziwić, ale najważniejsze jest to, aby spoglądać na świat optymistycznie. Nie zakładać, że wydarzy się coś złego. Przede wszystkim nie zakładać, że coś jest wymierzone przeciwko Tobie. Wreszcie, co może wywołać oburzenie, ale błędem jest uznawanie, że Twoje problemy są wyjątkowe, najważniejsze, do tego stopnia, że wszystko co idzie nie po Twojej myśli jest zapewne wynikiem jakieś złośliwości. 

Bez pozytywnego myślenia oraz bez kierowania się życzliwością bardzo łatwo jest doszukiwać się u kogoś innego złośliwości. Może też być i tak, że ktoś ocenia innych własną miarą. Wówczas uznaje - niekiedy nawet podświadomie - że skoro on tak by zrobił w analogicznej sytuacji, to zapewne takimi samymi motywami musiał się kierować np. sędzia.  

Profesjonalizm, doświadczenie i kompetencja

Smutne jest to, że złośliwości doszukują się osoby, które powinny cechować kompetencja, doświadczenie i profesjonalizm. Bycie kompetentnym powinno wykluczać kierowanie się emocjami. Osoba posiadająca wiedzę nie powinna doszukiwać się złośliwości w tych zachowaniach, które odpowiadają przepisom prawa. 

Z drugiej jednak strony, taka osoba niekiedy doszukuje się złośliwości w tych czynnościach, które prawu nie odpowiadają. Wówczas potrzebny jest profesjonalizm i doświadczenie, dzięki którym jesteśmy w stanie zrozumieć, że ludzie np. popełniają błędy. 

Czynność była podjęta prawidłowo

Zupełnie niezrozumiałym jest doszukiwanie się złośliwości, czy retorsji ze strony sędziego w sytuacji, gdy czynność została podjęta w sposób prawidłowy. Chodzi tutaj również o te przypadki, gdy decyzja znajduje uzasadnienie w określonej wykładni przepisu prawa i to nawet wówczas, gdy istnieje interpretacja alternatywna. Podobna sytuacja może wystąpić, gdy sędzia zmienia swoją dotychczasową praktykę albo praktykę stosowaną w wydziale. Nie należy doszukiwać się złośliwości, jeśli czynność odpowiada prawu. 

Zdarza się, że zarzuca się wówczas sędziemu, iż był złośliwy, bo przecież mógł zrobić inaczej. Nie są uprawnione twierdzenia, że skoro zrobił, tak jak zrobił, to znaczy, że Ciebie nie lubi albo stosuje odwet. Niczemu to nie służy. Należy raczej założyć, że zrobił zgodnie z przepisami prawa. Jeśli natomiast w ocenie strony procesowej albo pełnomocnika interpretacja przepisu była nieprawidłowa, to można skorzystać z odwołania, zamiast doszukiwać się złośliwości, czy odwetu. 

Czynność nie została podjęta prawidłowo

Uważam, że również w sytuacji, w której podjęta przez sędziego decyzja jest obiektywnie nieprawidłowa, również nie powinno się doszukiwać złośliwości. W przeciwnym razie należałoby jednocześnie uznać, że sędzia to swego rodzaju kamikadze, skoro ryzykuje swój autorytet, naraża się na odpowiedzialność dyscyplinarną dla tak niskich pobudek. Poza tym, profesjonalizm, doświadczenie oraz pozytywny punkt widzenia oceniającego powinny wziąć górę. Należy raczej złożyć, że sędzia po prostu podjął błędną decyzję. To się zdarza, nawet jeśli ktoś powie, że danemu sędziemu zdarza się częściej.

Nie słyszałem o tym, aby ktoś faktycznie dowiódł, że sędzia celowo stosował jakiś odwet. Skoro tak, to po co zakładać, że akurat intencjonalnie wyrządza przykrość. Powiem więcej, nawet gdyby były ku temu jakiejś uzasadnione podejrzenia, to nie ma sensu zakładać złośliwości. Takie założenie tylko osłabia profesjonalizm oceniającego. Przecież są środki zaskarżenia, z których należałoby ewentualnie skorzystać.

Gdybym ja miał doszukiwać się złośliwości w działaniach stron procesu czy pełnomocników, to musiałbym napisać opasłą książkę na ten temat. Dawno jednak uznałem, że nie ma to żadnego sensu. 

Dwie strony medalu

Do czego może prowadzić postępowanie wbrew temu o czym pisałem wyżej najlepiej świadczy następujący przykład, który wiąże się z pisemnym uzasadnianiem wyroku. 

Wyobraźmy sobie, że sędzia uznaje, iż pełnomocnik celowo składa wniosek o uzasadnienie na dwa dni przed świętami. Ja uważam, że nie ma sensu zaprzątać sobie głowy tym, czy było to celowe, złośliwe. Po prostu tak zrobił, bo chce pisemne uzasadnienie wyroku, zaś wniosek złożył w terminie. Pewnie lepiej uznać, że może chciał złożyć wniosek wcześniej, aby nie zapomnieć o jego złożeniu właśnie z uwagi na święta. 

Z kolei jeśli sędzia napisze uzasadnienie w jeden dzień, zaś sekretariat wyśle to uzasadnienie pełnomocnikowi przed świętami, to również nie ma sensu doszukiwać się złośliwości. Po prostu sędzia chciał jak najszybciej napisać to uzasadnienie (być może jedno z kilku) i mieć o jedno uzasadnienie mniej. To samo uczynił sekretariat, który chciał nadać bieg uzasadnieniu. To wszystko.

Brak kindersztuby

Zamiast o złośliwości i retorsji łatwiej mówić o braku kindersztuby. Nie ulega wątpliwości, że istnieje takie zjawisko. Nie chcę jednak teraz o tym pisać, gdyż nie mieści się to w konwencji dzisiejszego posta pisanego w drugim dniu roku 2015 roku, w którym - mam taką nadzieję - będzie więcej życzliwości i wyrozumiałości wobec sędziów, którym nie trzeba - przy pierwszej lepszej okazji - zarzucać złośliwości albo chęci odwetu. 


Zadania noworoczne

Więcej zatem optymizmu, który ogranicza pokusę szukania dziury w całym i szukania winy u kogoś innego.
Więcej pokory, dzięki której łatwiej uznać, że nie jesteśmy najważniejsi na tym łez padole, zaś ewentualne niekorzystne dla nas decyzje mogły również przytrafić się komuś innemu.
Więcej profesjonalizmu, dzięki czemu łatwiej zrozumieć pewne mechanizmy, które funkcjonują bez względu na to czy tego chcemy czy też nie.

Wreszcie, ewentualną złośliwość przekujmy w przypadek, pomyłkę albo słabość, gdyż świadomość zaistnienia złośliwości niczemu nie służy i zapewne wywoła więcej złego, niż - nawet błędne - uznanie, że to pomyłka była.

26 komentarzy:

  1. Ludzi przywiązanych do spiskowej wizji świata to nie przekona.
    Dobrego roku !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że niby nie ma spisków wpływających na losy świata ?

      Usuń
    2. Ludzie o takiej wizji świata nie czytają tego bloga :-)

      Usuń
    3. Ja czytuję i wierzę w spiski :) Co by daleko nie szukać i nie odbiegać od tematu - czy rzeczywiście PRL-owskie stalinowskie sądy nie wydawały wyroków w spisku z władzami? ;)

      Usuń
  2. Nie chodzi o żadne teorie spiskowe w sądzie :) Założenie że sędzia jest człowiekiem, i to emocjonalnym, raczej pod spisek nie podchodzi :) Inna sprawa, abstrachując od sądów, spiski to po prostu przeróżne układy, porozumienia, realizacja interesów, planów i zamierzeń, itd. czyli norma społeczna :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Była też taka teoria, że wyrok zależy od tego, co sędzia zjadł na śniadanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Były obszerne badania, chyba prowadzone przez kilka lat w na sędziach izraelskich, które jednoznacznie wykazały, że sędziowie wydają łagodniejsze wyroki tuż po przerwie obiadowej. Innymi słowy, głodny sędzia był bardziej surowy.

      Usuń
  4. Niestety mój komentarz będzie troszkę nie w temacie, jednakże nie mogę oprzeć się pokusie by wyrazić podziw, zachwyt, uwielbienie Pańskiego Bloga. Trafiłam na niego zupełnie przypadkiem, szukając ciekawych publikacji, które pomogą rozwikłać postawiony mi kazus. Muszę przyznać, że blog Pana Sędziego niezwykle wciąga:) Oczywiście nie tylko same posty twórcy ale i polemika pod postami. Bardzo fajnie, że są takie miejsca gdzie na zupełnie neutralnym gruncie mogą stykać się zarówno teoretycy, praktycy prawa jak i laicy - a wszyscy z dużym szacunkiem do siebie nawzajem :) Szacunek nie oznacza oczywiście bezmyślnego przytakiwania i przyznawania racji drugiej osobie tylko dlatego, że piastuje takie a nie inne stanowisko - dlatego też fantastyczne jest to, że czytelnicy mogą również przedstawiać swój punkt widzenia. Być może właśnie to powoduje wyjątkowość tego miejsca. Z mojej strony chciałabym Panu podziękować za pasję i serce które Pan wkłada w tego bloga oraz życzyć Panu i wszystkim Nam aby więcej było takich sędziów ( ale i nie tylko sędziów), który traktują swój zawód jako coś więcej niż tylko zawód oraz takich którzy nie zapominają, że pod togą, łańcuchami, zielonymi; niebieskimi; czerwonymi żabotami zawsze jest człowiek.
    Z wyrazami szacunku, aplikantka Aplikacji Ogólnej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę bardzo dziękuję i życzę wytrwałości oraz optymizmu, zwłaszcza, że aplikantom aplikacji ogólnej nie jest łatwo m.in. dzięki ustawodawcy.

      Usuń
  5. Pan Sędzia apeluje, żeby nie doszukiwać się złośliwości w decyzjach sądu (sędziego) niekorzystnych dla strony, nawet jeśli te decyzje są niezgodne z prawem. Mogą być bowiem skutkiem zwykłego błędu sędziego. No cóż, pewnie tak też bywa. Wszak błądzić jest rzeczą ludzką, a sędzia to też człowiek. Ale ...
    Gdy w jednej sprawie sąd popełnia błąd za błędem, błąd za błędem i zawsze z tych błędów korzyść może odnieść ta sama strona (co na ogół jest niekorzystne dla strony przeciwnej), to raczej trudno uznać to za przypadek. Wtedy stronie pokrzywdzonej pozostaje doszukiwać się w tych działaniach złośliwości sędziego w stosunku do niej, bądź – co moim zdaniem jest bardziej prawdopodobne - „szczególnej życzliwości” dla strony przeciwnej.
    Jak cała Polska miała okazję usłyszeć, nawet w Sądzie Najwyższym są sędziowie zabiegający o życzliwość u innych sędziów tego Sądu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej wydwałoby się, że Pan Sędzia odnosi się do gernalnej reguły rzadzącej umysłami większej reszy Polaków - ale i nie tylko Polaków - ze jeżeli coś jest nie tak jak być powinno, przynajmniej w moim odczuciu - to napewno zostało wymierzone we mnie zlośliwie. Ot taka nasza ludzka przypadłość :) Dotyczy to chyba każdej dziedziny życia więc i również (a może i szczególnie) tej gdzie w grę wchodzi szeroko pojęta WŁADZA .
      Z drugiej jednak strony nie sposób nie zgodzić się z tym, że mimo wszystko zawsze człowiek jest tylko człowiekiem i tak samo jak w każdym innym zawodzie i tutaj zdarzyć się mogą osoby, które postępują nie do końca etycznie - i w tym przypadku ,,walka" z takim sędzią będzie jak najbardziej uzasadniona dla dobra samej konkretnej strony, całego społeczeństwa jak i wymiaru sprawiedliwości. Jednakże takie przypadki miejmy nadzieje zdarzają się raczej wyjątkowo. Taki Sędzia zanim zasiądzie na swoim fotelu sędziowskim musi przejść naprawdę krętą, ciężką, długą drogę i na pewno nie po to by później cały swój autorytet zaprzepaścić dla pieniędzy? czy tez dla złośliwości? odegrania się na kimś.... z życzliwości dla jednej strony....antypatii do innej..?
      Poza tym no sędzia też człowiek błędy popełnia... a i zawsze mimo całego obiektywizmu zawsze będzie w jakimś tam stopniu kierował się swoimi przekonaniami. W końcu to nie komputer pozbawiony uczuć czy emocji. Dlatego też w takich wypadkach szczególnie warto korzystać z dobrodziejstwa instancyjności - ale nie doszukiwać się złośliwych pobudek tam gdzie ich nie ma :)
      Apl. AO

      Usuń
    2. Tak należy zakładać, że sąd nie kieruje się złośliwością. Dziwi mnie inna postawa. To tak jakby zakładać, że każdy człowiek jest złośliwy. Podczas, gdy w etyce i prawie zakłada się jednak dobrą wiarę. Jeszcze raz powtórzę, że ważne aby dokonując oceny być kompetentnym, profesjonalistą, gdyż tylko wtedy można ocenić, czy naprawdę sędzia popełnił błąd. Doszukiwaniem się złośliwości jest często przejawem braku kompetencji. Podam przykład. Była sytuacja, gdy pełnomocnik strony powodowej na początku rozprawy wytknął rzekomy błąd sędziego polegający na tym, że nie został wezwany świadek. Gdy sędzia poinformował, że z uwagi na brak formalny pismo zawierające wniosek dowodowy zostało skutecznie zwrócone, pełnomocnik natychmiast przerwał sugerując, aby dalej nie kontynuować. Wtedy oburzył się mocodawca pełnomocnika i zwrócił się do sądu, że bez sensu przyjechał do sądu. Dopiero po dokładnym wyjaśnieniu przepisów prawa procesowego, mocodawca pełnomocnika odpuścił i wymownie spojrzał na swego pełnomocnika. Chodzi o to, że sędzia może ustosunkować się do zarzutów tylko w ramach procedury. Nie może np. po rozprawie poprosić na bok strony procesu i im to wszystko wyjaśnić. Sędzia nie wiem, jak po rozprawie przedstawia się i uzasadnia przebieg rozprawy. Z drugiej strony, jeśli nawet sędzia popełniał błędy, tak jak podano w przykładzie, to nic to nie zmienia. Osobiście nie znam sprawy, w której sąd popełnia "błąd za błędem, błąd za błędem i zawsze z tych błędów korzyść może odnieść ta sama strona". Nie ma czegoś takiego w polskiej procedurze. Wszystkie ewentualne błędy mogą podlegać ocenie sądu wyższej instancji. Oznacza to, że nie sposób uznać, że ewentualne błędy są korzystne dla drugiej strony bez żadnych konsekwencji dla prawidłowości postępowania. Np. może nastąpić uchylenie bądź zmiana wyroku. Chyba, że tzw. błąd za błędem nie miał żadnego znaczenia. Podam przykład. Błędem jest prowadzić sprawę, w której zasadnie został postawiony zarzut niewłaściwości miejscowej sądu. (Zarzut częsty - choć nieprawidłowo - podnoszony). Jeśli jednak niewłaściwy miejscowo sąd wyda wyrok w sprawie, w której żadna ze stron nie miała i tak zamiaru stawić się na rozprawie w sądzie oddalonym o np. 80 km, to czy to jest "błąd" mający jakieś przełożenie na ocenę, że wyrok był niesprawiedliwy a sędzia złośliwy. Trzeba też znać proporcje.

      Usuń
    3. Kiedy, pół żartem, tworzyłem katalog 10 porad jak nie pisać pism na pierwszym miejscu umieściłem "przykazanie", aby nie traktować sądu jako swojego wroga:) Wielokrotnie tłumaczyłem też klientom, że negatywne rozstrzygnięcie nie jest wynikiem złośliwości sądu.

      Zakładanie, że jakikolwiek sędzia celowo wyda wadliwe orzeczenie, narażając się na jego uchylenie, jest wielką naiwnością:) Biorąc pod uwagę iloma sprawami zajmuje się przeciętny sędzia założenie, że akurat daną osobę szczególnie wyróżnia i knuje jakie by tu jej wstręty uczynić jest również przejawem egocentryzmu i megalomanii:)

      Nie oznacza to jednak, że sędziowie są wolni od emocji, a ich postawa w kontaktach ze stronami nie wpływa na trudność prowadzenia sprawy. Zdarzają się niestety sędziowie okazujący jawnie swoją niechęć wobec jednej ze stron lub pełnomocnika (zwłaszcza jeżeli w tej roli występuje aplikant) i nadużywający uprawnień. Miejscem na krytykę takich zachowań są jednak przewidziane w przepisach środki odwoławcze, a jedynym właściwym sposobem radzenia sobie na bieżąco z takim traktowaniem jest zachowywanie się w taki sposób, aby pod naszym adresem nie można było podnieść podobnych zarzutów. Trzeba również przyznać, że czasem niewłaściwe zachowanie sędziów jest niejako prowokowane negatywną postawą strony czy świadka, np. nieuprzejmym sposobem zwracania się do sądu czy też strojem nie licującym z powagą miejsca.

      Usuń
    4. Złośliwości sędziów nie można całkowicie wykluczyć. Ale temu strona możne jeszcze jakoś przeciwdziałać, starając się chociażby nie dawać powodu do złośliwości, nie narażać się sędziemu. Gorzej, jeśli błędy sędziego – poczytywane przez niektórych za złośliwość – są popełniane świadomie nie ze złośliwości, lecz w celu doprowadzenia sprawy do „odpowiedniego” rozstrzygnięcia. Wtedy żadna grzeczność, uprzejmość i uniżenie nic nie da.
      Trudno mi ocenić jaka jest w kraju skala tego zjawiska (ustawionych procesów), ale sadzę, że niemała, skoro mi osobiście przytrafiło się to już nie raz. Mogłabym podać szereg przykładów, ale myślę, że nie ma to sensu, bo czytelnicy tego bloga „nie znając akt sprawy” i tak mi nie uwierzą. Sama bym nie uwierzyła, gdybym tego nie doświadczyła.
      I proszę mi nie mówić, że od oceny tego jest kontrola instancyjna. W mojej ocenie sędziowie sądów odwoławczych są jeszcze gorsi pod tym względem, zwłaszcza gdy sprawa jest niekasacyjna. Wtedy pozwalają sobie iść na całość. A gdy widzę, że w składzie sędziowskim są sędziowie funkcyjni (prezes, wiceprezes, przewodniczący wydziału lub jego zastępca, sędzia-wizytator) to wiem, że mogę spodziewać się wałków większego kalibru. I na ogół się nie mylę.
      Pisząc, że sąd popełnia „błąd za błędem, błąd za błędem” miałam na myśli sąd rozumiany jako całość, czyli Wymiar Sprawiedliwości, a nie tylko pojedynczego sędziego. Np. sędzia popełnia ewidentny błąd, a sąd w ramach kontroli instancyjnej – żeby oddalić środek odwoławczy - pomija konkretny zarzut strony milczeniem („umyka to uwadze sądu”), co przecież także jest ewidentnym błędem. Częściej jednak w ramach kontroli instancyjnej sąd udaje, że nie zrozumiał zarzutu strony i zamiast odnieść się do zarzutu faktycznie postawionego przez stronę - który musiałby uznać za zasadny - odnosi się do zarzutu fikcyjnego (nie stawianego przez stronę), który nie może się potwierdzić i oczywiście nie potwierdza się. I na tej podstawie oddalony zostaje środek zaskarżenia. Takiej manipulacji sądu trudno nie nazwać co najmniej „błędem”.
      Dlatego – mając tego typu doświadczenia - nigdy nie zakładam z góry, że osoby oskarżające sędziów o nieuczciwość w orzekaniu nie mają racji. Czy chodzi o zwykłą, bezinteresowną złośliwość sędziów, czy też o manipulowanie postępowaniem bez chęci dokuczenia stronie, a JEDYNIE w celu wydania z góry założonego orzeczenia.

      Usuń
    5. Mam wrażenie, że nie jest to komentarz dotyczący poruszanego tematu. Zaprezentowany opis jest być może próbą znalezienia innych (niż rzeczywistych) motywów, które legły u podstaw konkretnych rozstrzygnięć sądów, z którymi komentator po prostu nadal nie może się pogodzić. Taki jest jednak proces. Nie każdy jest zadowolony z wyroku sądu. Powiem więcej, nie zawsze sąd jest zadowolony z procesu. Są sprawy, gdy wyrok wyłania się w bólach intelektualnych. Są sprawy, gdy samo postępowania jest niezwykle dynamiczne, rozemocjonowane i niezwykle wyczerpujące. Można nawet napisać, że sukcesem będzie, jeśli choć jedna strona będzie zadowolona. Zdarza się więc, że w sytuacji, gdy strona nie jest zadowolona z wyroku, zaczyna poszukiwać wyjaśnienia takiego stanu rzeczy w nieuzasadnionej - bo nie udowodnionej - chęci wydania wyroku według jakiegoś (oczywiście bliżej nieokreślonego, nieznanego, głęboko utajnionego w trzeciej sferze podświadomości, tak że nikt tego nie odkryje) z góry założonego planu. Sąd, jako instytucja, przyjmuje, bo w pewnym sensie musi, takie niesprawiedliwe oceny. Choćby z tego względu, że każdy grymas twarzy na rozprawie może spotkać się z wnioskiem o wyłączenie sędziego. Trzeba jednak pamiętać, że takie oceny, insynuacje niekiedy mogą przybrać postać zniesławienia, czy też znieważenia. Warto podkreślić, że nic - ale to nic - nie stoi na przeszkodzie, aby o zaistnieniu ewentualnego podejrzenia przestępstwa zawiadomić policję, czy prokuraturę. Skoro się jednak tego nie robi, to nie można formułować takich zarzutów, choćby z tego względu, że inne osoby nawet nie spróbują potem wytoczyć powództwa, bo uznają, że przecież sądy tylko manipulują i chcą coś ugrać dla siebie. Przykre jest to, że po takim wyjaśnieniu zwykle pojawia się zarzut, iż niczego się nie udowodni, bo tak to zostało zakamuflowane. Więcej, jeśli się pisze, że może być "jakaś" skala tego niewłaściwego zjawiska, to dlaczego tej "skali" nie widać w postępowaniach prokuratorskich albo choćby w mediach. Wówczas odpowiedź jest jedna. Ponieważ jest jeden wielki układ albo spisek. W taki oto sposób dochodzi do wypaczenia tematu posta, który dotyczył nieuzasadnionego doszukiwania się złośliwości.

      Na koniec jeszcze jedna uwaga.

      Wbrew temu co się mówi i myśli, sędziowie nie mają żadnego bieżącego wpływu na aktualną sytuację społeczno-gospodarczo-polityczną w kraju. Sędzia nie tylko nie może być w związku zawodowym, przynależeć do partii politycznej, być członkiem zarządu spółek kapitałowych, spółdzielni, czy uczestniczyć w licytacjach komorniczych bez narażenia się na odpowiedzialność dyscyplinarną itp. Sędzia praktycznie nie uczestniczy w życiu publicznym, społecznym, czy nawet szerszym życiu towarzyskim. Wreszcie, sędzia nie uczestniczy - choć w innych krajach jest to dopuszczalne - w tworzeniu przepisów prawa. Nie będę wymieniał innych ograniczeń. Mogę jedynie napisać, że łatwiej byłoby napisać, co sędziemu wolno. W tym kontekście, naprawdę wielką sztuką, popartą ogromną determinacją, jest uznanie, że istnieje jakaś "skala" nieuczciwości orzeczniczej sędziów oraz jakaś "skala" wydawania wyroków według z góry założonego planu.

      Usuń
    6. Mój poprzedni komentarz jak najbardziej dotyczył poruszanego tematu. Też uważam - podobnie jak Pan Sędzia - że strony, w większości, niesłusznie dopatrują się złośliwości w działaniach sędziów, gdy działania te są niezgodne z prawem. Z tą różnicą, że ja nie jestem tak przekonana jak Pan, iż w przypadku błędu sędziego (rzeczywistego, a nie tylko w odczuciu strony) jest to „prawdziwy” błąd, omyłka. Uważam, że równie dobrze może to być „błąd zamierzony”. Jeśli zaś faktycznie jest to błąd zamierzony, to naiwnością jest upatrywanie jego przyczyny w złośliwości sędziego. Jak już ktoś tu wcześniej zauważył, sędzia nie ryzykowałby tego tylko w celu zaspokojenia swojej chęci dokuczenia stronie.

      Tak więc – moim zdaniem – jeśli sędzia popełni błąd na niekorzyść strony, to albo jest to „prawdziwy błąd” albo „błąd zamierzony”, ale nie ze złośliwości, tylko w celu wydania określonego rozstrzygnięcia - takiego, którego bez tego „błędu” wydać nie sposób.

      Jak sędziowie dziwią się stronom, że dopatrują się u sędziów złej woli (złośliwości czy wydawania ustawionych orzeczeń), tak ja dziwię się (a właściwie dotychczas dziwiłam się) sędziom, którzy twierdzą (zakładam, że szczerze), iż nie spotkali się w swojej praktyce z ustawianymi orzeczeniami. Teraz trochę zweryfikowałam swój pogląd i uważam, że sędziowie sądów rejonowych rzeczywiście mogą tego nie zauważać. Jeżeli SSR sam jest uczciwy i tego nie robi oraz - z uwagi na olbrzymie obłożenie pracą, o czym pisze na swym blogu sędzia „Falkenstein” (36 minut) - nawet nie ma czasu zaobserwować pracy kolegów, tylko z klapkami na oczach załatwia przydzielone mu sprawy, to faktycznie może pozostawać „w mylnym błędzie”, że takie zjawisko nie występuje. Natomiast nie wierzę, że sędziowie sądów wyższych instancji tego nie widzą. W końcu to do nich trafiają środki zaskarżenia składane przez strony.

      Usuń
    7. Jeszcze raz muszę podkreślić, że polemika z poglądami na takim poziomie abstrakcji jest niemożliwe. Oczywiście ma Pani prawo do wyrażania takich oceń, ale pozostają one tylko i wyłącznie ocenami, które mieszczą się w dość powszechnie stosowanym chwycie retorycznym sprowadzającym się do prostego założenia, że skoro czegoś nikt nie udowodnił, to wcale nie znaczy, że tego nie ma. Skoro nikt nikogo nie złapał za rękę, to oznacza to tylko tyle, że zamierzone nieprawidłowości są, ale tak zakamuflowane, że nikt tego na razie nie znalazł. Proszę też zauważyć, że uznaje Pani za logiczny pogląd, iż sędzia nie popełnia błędów ze złośliwości, gdyż nie narażałby swojej kariery kierując się niskimi pobudkami, ale jednocześnie nie dostrzega Pani słabości swojego argumentu, że sędziowie wydają wyroki na zamówienie i nie boją się tego, że nie tylko narażą swoją karierę, ale że zostaną wydaleni z zawodu czy wręcz skazani. Z tego by miało wynikać, że sędziowie powstrzymują się od złośliwości, gdyż boją się drobnych konsekwencji (np. upomnienia), lecz nie boją się popełniać przestępstwa. To jest nielogiczne i niewiarygodne. Ostatni argument jest już również mało przekonywujący. Gdyby były jakieś nieprawidłowości i sędziowie wyższych instancji zobaczyliby te nieprawidłowości, o których Pani mówi, to z całą pewnością nie narażaliby swojej kariery, reputacji lecz powiadomiliby odpowiednie organy i instytucje. Ważne jest również i to, że strony zaangażowane w swoje sprawy mają skłonność do skrajnych ocen. Więcej, bardzo często jest tak, że nie przekona takiej strony do niekorzystnego dla niej rozstrzygnięcia nie tylko sędzia I i II instancji, ale również sędzia Sądu Najwyższego i Trybunału Konstytucyjnego. Postawa takiej osoby bardzo często wyraża się w zdaniu: "będę się odwoływał, aż do Strasburga". Nie byłoby w tym nic dziwnego (gdyż istnieje takie prawo strony) gdyby nie to, że takie zdanie pada już w pierwszym piśmie procesowym. Zdarza się i tak, że na samym początku procesu, strona informuje że i tak przegra, bo w Polsce nie ma sprawiedliwości. Na takie postawy nie ma rady.

      Usuń
    8. Dziękuję Panu, Panie Sędzio, za kolejną odpowiedź. Zanim odniosę się do jej treści chcę wyjaśnić, że wiele z tego co Pan pisze jest dla mnie oczywiste. Rozumiem to i zgadzam się z Panem. Skończyłam studia prawnicze, więc mam jakie takie pojęcie o prawie. Oczywiście generalnie nie mogę równać się z profesjonalnymi prawnikami, zwłaszcza doświadczonymi, ale ogólne pojęcie mam. Piszę to w tym celu, aby zaoszczędzić Panu zbędnego trudu i czasu na wyjaśnianie mi „oczywistych oczywistości” w przypadku, gdyby był Pan uprzejmy kontynuować ze mną dyskusję, na co liczę.

      I tak: Wiem i zgadzam się, że nie każdy jest zadowolony z wyroku sądu, nawet nie zawsze sąd jest zadowolony z procesu. Są sprawy, gdy wyrok wyłania się w bólach intelektualnych. Są sprawy, że sukcesem będzie, jeśli choć jedna strona będzie zadowolona... Zgoda, zgoda, zgoda. Znam takie przypadki.

      Powiem więcej, czasami podziwiam sędziów, że muszą prowadzić postępowania i rozstrzygać sprawy w oparciu o istniejące przepisy – niejasne, czasami sprzeczne ze sobą, zawierające luki lub po prostu głupie, nieracjonalne. A sędzia nie może powiedzieć: nie wydam wyroku, bo nie wiem jak. Sędzia musi. Gdyby w takiej sytuacji komputer miał wydawać wyrok, to pewnie pojawiłby się komunikat: „błąd systemu”, „wprowadź prawidłowe dane”, czy coś takiego. Jak nie, to system nie przyjmuje i już.

      Potrafię nawet zrozumieć i pogodzić się z faktem, że sędzia wyda wyrok niekorzystny dla mnie dlatego, że dał wiarę stronie przeciwnej, która po prostu kłamała, a nie dał wiary mi, która zeznawałam zgodnie z prawdą. Jeżeli nie było innych dowodów, tylko słowo przeciwko słowu, to sąd „ma prawo” popełnić błąd. Bywają bowiem sytuacje, że może bardziej przekonująca wydawać się strona kłamiąca (gdy jest dobrym „aktorem”) od tej, która mówi prawdę. A sąd nie jest przecież Duchem Świętym. W przeciwieństwie do postępowania karnego, gdzie ustawodawca dał wiążące wytyczne (wszelkie wątpliwości na korzyść oskarżonego), w postępowaniu cywilnym sędzia musi sam zadecydować w swoim sumieniu, pomimo niedających się usunąć wątpliwości, komu dać wiarę. Bywa, że zdecyduje niecelnie. Trudno.
      c.d.n
      sasanka

      Usuń
    9. Wiem, że są ludzie, którzy - nie znając prawa - bezpodstawnie doszukują się nieprawidłowości tam gdzie ich nie ma. Wiem, że są też sytuacje, gdy strona niezadowolona z wyroku zaczyna poszukiwać wyjaśnienia takiego stanu rzeczy w nieuzasadnionej - bo nie udowodnionej - chęci wydania wyroku według jakiegoś z góry założonego planu. Rozumiem, że takie niesprawiedliwe oceny mogą sędziów boleć.

      Ale ja pisałam o innych sytuacjach.

      Przypominam, że moje stanowisko jest następujące: Jeśli sędzia popełni błąd na niekorzyść strony, to albo jest to „prawdziwy błąd” (i mam nadzieję, że tak jest najczęściej), albo „błąd zamierzony”, ale nie ze złośliwości, tylko w celu wydania określonego rozstrzygnięcia - takiego, którego bez tego „błędu” wydać nie sposób.
      Przypominam dalej, że nie twierdziłam, iż w moim przypadku jest to spisek ZAKAMUFLOWANY, którego w żaden sposób nie da się udowodnić. A zatem, że twierdzenia o spisku (układzie) opieram wyłącznie na własnym głębokim przekonaniu. Przeciwnie, twierdziłam, że dowody są, tylko że sędziowie udają, że ich nie ma, stosując wspomnianą przez mnie metodę „na głupa”. Ja podnoszę zarzut A i wskazuję na jego potwierdzenie dowody znajdujące się w aktach sprawy. A sąd – żeby nie dało się udowodnić danego faktu - odnosi się do zarzutu B, którego nie podnosiłam i który oczywiście nie potwierdza się. Składam środek odwoławczy tłumacząc, że zarzucałam A, a sąd odniósł się do B. Sąd odwoławczy znowu nie odnosi się do A tylko tym razem do C – czego oczywiście też nie zarzucałam. W TAKI oto sposób OKAZUJE SIĘ, że strona (ja) nie miała racji i po prostu nie może pogodzić się z tym. Mało tego, w tym samym postępowaniu (liczonym łącznie ze sprawami wpadkowymi), metoda „na głupa” stosowana jest kilkakrotnie. A raz sędzia wprost zaprzeczył (wyraźnie) faktowi utrwalonemu w e-protokole. Takie lub podobne manipulacje pojawiają się zwykle, gdy sprawa w sądzie (a także i w prokuraturze) dotyczy bezpośrednio, lub choćby pośrednio, kogoś z rodziny X.

      Pisze Pan: „nic - ale to nic - nie stoi na przeszkodzie, aby o zaistnieniu ewentualnego podejrzenia przestępstwa zawiadomić policję, czy prokuraturę.” Owszem, przeszkód nie ma, ale jaki to miałoby mieć sens, skoro w prokuraturze było nie inaczej? Po wcześniejszych doświadczeniach myślę sobie, że to mi w żaden sposób nie pomoże, a wręcz zaszkodzi. Spodziewane przeze mnie umorzenie postępowania będzie wykorzystywane później przez stronę przeciwną X do wykazywania, że jestem pieniaczem. Zresztą już tak się dzieje.

      Pisze Pan, że z moich wypowiedzi wynika, iż „sędziowie powstrzymują się od złośliwości, gdyż boją się drobnych konsekwencji (np. upomnienia), lecz nie boją się popełniać przestępstwa. To jest nielogiczne i niewiarygodne.”
      Nie jest to nielogiczne, bo nie napisałam, że sędziowie NIE BOJĄ SIĘ dokonywać różnego rodzaju manipulacji, kombinacji (czyli przestępstw) w celu wydania „odpowiedniego” orzeczenia. Sądzę, że się boją. Ale ryzykują. Ryzykują dlatego, że mogą czuć, iż nie mają innego wyjścia – np. w przypadku szantażowania ich przez kogoś groźbą ujawnienia faktów, które pociągnęłyby za sobą równie dotkliwe konsekwencje albo jeszcze większe jak konsekwencje czynu zleconego im do wykonania. Dla samej złośliwości by tak nie ryzykowali.
      sasanka

      Usuń
    10. Pisze Pan: „Gdyby były jakieś nieprawidłowości i sędziowie wyższych instancji zobaczyliby te nieprawidłowości, o których Pani mówi, to z całą pewnością nie narażaliby swojej kariery, reputacji lecz powiadomiliby odpowiednie organy i instytucje.”

      Z całą pewnością??? Szanowny Panie Sędzio, jeśli naprawdę szczerze Pan to pisze, to stwierdzam, że jest Pan baaardzo naiwny, co poniekąd nawet dobrze o Panu świadczy:)
      Ja nie mam nawet pół takiej pewności. Co najwyżej tylko cień nadziei. Czekam. Zobaczymy.

      Póki co wspomnianej sprawy (cywilnej) jeszcze nie przegrałam. Piłka nadal jest w grze. Ale - podobnie jak wyśmiewane przez Pana osoby – jestem prawie na 100% przekonana, że ją przegram. Mimo to walczę dalej, w zasadzie bardziej z sądem niż z moim przeciwnikiem procesowym. I tak, szczerze mówiąc, mniej mi zależy na samym wyniku postępowania, ile na ZMUSZENIU SĄDU do prowadzenia uczciwego, sprawiedliwego, bezstronnego procesu.

      Dlaczego piszę o jakiejś „skali” zjawiska? Bo dlaczego niby tylko moje sprawy miałyby być jakimś „wyjątkowym wyjątkiem”? To po pierwsze. A po drugie, ponieważ – wbrew temu co Pan pisze – zjawiska takie są ujawniane w mediach (np. Sprawa dla Reportera, Państwo w Państwie i inne).

      Na koniec - dla przeciwwagi - powiem, że jestem przekonana również o tym, że jest wielu bardzo dobrych, uczciwych, sprawiedliwych, pracowitych sędziów, o czym zdążyłam się osobiście przekonać nie tylko w związku ze sprawami bezpośrednio mnie dotyczącymi, ale dotyczącymi innych osób i organizacji.
      sasanka


      Usuń
    11. Proszę wybaczyć, ale nikogo nie wyśmiewałem. Muszę też powtórzyć, że polemika z tak ugruntowanymi poglądami jest niemożliwa.

      Istotą dyskusji jest możliwość przekonania drugiej strony do swoich racji. Pani ma już wyrobiony pogląd na wiele kwestii.

      Muszę też powtórzyć, że w mojej ocenie wskazana przez Panią argumentacja mieści się w dość powszechnie stosowanym chwycie retorycznym sprowadzającym się do prostego założenia, że skoro sędziego nie złapano za rękę, to oznacza to tylko tyle, że zamierzone nieprawidłowości są, ale tak zakamuflowane, że nikt tego na razie nie znalazł. Ja mam zaufanie do instytucji państwowych w tym sensie, że są określone procedury minimalizujące nieprawidłowości, a w przypadku sądu występują co najmniej dwie instancje i jeszcze prawo karne.

      Nie sposób polemizować z Panią, skoro z jednej strony zachowuje się prawo do twierdzenia, że sędziowie ustawiają wyroki, a z drugiej strony daje się do zrozumienia, że nie ma na to dowodów i nie składa się zawiadomienia do prokuratury.

      Nie sposób polemizować - bo nie jest taki argument oparty na podstawowych zasadach państwa demokratycznego zakładającego m.in. domniemanie niewinności również wobec sędziów - z argumentem, że skoro nie ma dowodów, ani motywów, to zapewne jest ktoś, coś czego boją się sędziowie, na tyle, że wydają ustawione, niesłuszne wyroki. Taka polemika nie prowadzi do niczego.

      Nie chcę również wkraczać w kwestie poruszane w programach przez Panią przywołane, choćby z tego względu, że pozostaje to poza konwencją tego bloga.

      Ze swojej strony uważam, że dobrze jest na tym etapie pozostawić "protokół rozbieżności" i zakończyć polemikę.

      Usuń
    12. Albo nie dość uważnie przeczytał Pan moje wypowiedzi - co może być zrozumiałe z uwagi na ich sporą objętość w połączeniu z późną porą – albo … no, nie wiem co mam myśleć.

      Wydawało mi się, że raczej jasno wyjaśniłam mój punkt widzenia, a odnoszę wrażenie jakby Pan w ogóle tego nie czytał. Właśnie w odpowiedzi na Pana stwierdzenie - o stosowaniu przeze mnie chwytu retorycznego, (że nieprawidłowości są, ale tak zakamuflowane, że nie sposób ich udowodnić …) - wyraźnie napisałam, że w sprawie, o której piszę DOWODY SĄ. I wcale nie są ZAKAMUFLOWANE. Przeciwnie, nie trzeba ich daleko szukać, bo znajdują się w aktach sprawy. Mało tego, podałam przykłady tych nieprawidłowości: 1. opisana metoda „na głupa” stosowana kilkakrotnie w tej samej sprawie, 2. zaprzeczanie w pisemnym oświadczeniu faktom nagranym „czarno na białym” w e-protokole. Dowodami są więc dokumenty wytworzone przez samych sędziów (znajdujące się w aktach sprawy). Nie mogą więc być, i nie są, zakamuflowane.

      Więc proszę mi nie wmawiać, że JA twierdzę, iż nieprawidłowości są, ale zakamuflowane tak, że nie sposób ich udowodnić. Albo, że dawałam do zrozumienia, że dowodów nie ma.

      Jeśli nie życzy Pan sobie dyskusji na Pańskim blogu na tak delikatny temat, jakim jest brak zaufania obywateli do sędziów i tego przyczyny (choć artykuł chyba właśnie zaufania podsądnych do sędziów dotyczył), to proszę to napisać wprost. Ja to zrozumiem i się dostosuję. Ale muszę zaprotestować, jeśli jako powód rezygnacji z prowadzenia ze mną dalszej polemiki podaje Pan okoliczności niezgodne z prawdą, mające wskazywać, że przyczyna leży po mojej stronie.
      sasanka

      Usuń
    13. Zapewniam Pana, że nie jest moim celem dokopywanie sędziom. Ani psucie Panu pięknej roboty (pokazywanie sędziów w jak najlepszym świetle). Przeciwnie, uważam, że takie posty jak ten komentowany lub np. wskazujące braki wiedzy i błędy proceduralne podsądnych, są potrzebne. Zwykły rozsądny obywatel, po ich przeczytaniu i zrozumieniu, przestanie popełniać takie błędy albo przynajmniej zastanowi się, czy nie warto skorzystać z pomocy profesjonalnego pełnomocnika. Korzyść obopólna – lepszy wizerunek sędziów w oczach obywateli i większe szanse na pozytywne załatwienie własnych spraw w sądach.

      Obawiam się jednak, że Pana trud i innych sędziów-blogerów będzie daremny, jeśli okopie się Pan (i inni sędziowie) na swoich stanowiskach, nie dopuszczając nawet do swej świadomości tego, że obywatele też mogą czasem mieć rację, zarzucając nieuczciwość sędziom i istnienie układów, udaremniających pociągnięcie ich (tych sędziów) do odpowiedzialności. Upieranie się, że takiej możliwości w ogóle nie ma powoduje, że obywatele, którzy naprawdę tego doświadczyli, okopią się z kolei na swoich stanowiskach. Jak dotychczas nie ufali tym złym sędziom, tak teraz przestaną ufać i Wam, którzy z założenia, z góry, negujecie samą możliwość wystąpienia tego rodzaju przypadków. I skutek Pana działań może być odwrotny do zamierzonego.

      Nie da się wyleczyć pacjenta mającego wiele chorób (tu: krajowego wymiaru sprawiedliwości), lecząc tylko jedno schorzenie, a ignorując fakt istnienia innych.
      Pozdrawiam - sasanka

      Usuń
  6. Nie zgadzam się. Złośliwość sędziego i świadomość tej złośliwości bywa pożądana. Zaiste, trudno akceptować życzliwą postawę sądu wobec strony, która świadomie narusza art. 3 KPC. Jeżeli strona sobie z sądem pogrywa, dodajmy - obiektywnie sobie pogrywa, trzeba dać odpór, czyż nie ? Nie chcesz ze mną panie pozwany rozmawiać, doznajesz amnezji w najbardziej ciekawych momentach ? Choć to sprawa dyskusyjna i wątpliwa, jesteś panie pozwany inteligentny i z kindersztubą, masz lepszego pełnomocnika i bezpieczniej byłoby oddalić na szóstkę, pozwolę sobie wyrazić mą niechęć.

    Wziąć odwet na stronie za próbę zrobienia Wysokiego Sądu w balona, dla mądrości tejże i obywatelskich cnót nabywania, wielce pożyteczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie napisane, ale zaprezentowana postawa jest jednak trudna do zaakceptowania. Mogę ją zrozumieć, bo wiem jak strony procesu, czy świadkowie potrafią "zmęczyć" człowieka. Mimo wszystko trzeba jednak powstrzymywać się od złośliwości, która do niczego nie prowadzi, a nadto - tak naprawdę - jest przejawem słabości. Niekiedy nie ma rady na to, że nam się wydaje, iż świadek mówi nieprawdę. Po prostu należy te zeznania ocenić, a nie złościć się w ramach retorsji. To się tylko obróci przeciwko sędziemu i jego wiarygodności. Poza tym, trzeba dalej żyć i rozpoznawać kolejne sprawy.

      Usuń
    2. Ja natomiast uważam, że świadomość u strony złej woli sędziego bywa bardzo pożądana. Oczywiście strona nie powinna zawsze i wszędzie z góry zakładać, że sędzia jest stronniczy albo złośliwy wobec niej. Ale gdy ma uzasadnione podstawy, aby podejrzewać sędziego o stronniczość, to szczególna czujność, jeśli nawet nie pomoże, to na pewno nie zaszkodzi. Natomiast brakiem czujności strona mimowolnie ułatwia takiemu sędziemu wyrządzenie jej krzywdy. Więc po co?
      sasanka

      Usuń

Blog działa na zasadzie non-profit. Komentarze nie mogą zawierać kryptoreklamy, w tym linków odsyłających do stron internetowych, czy też podmiotów proponujących jakiekolwiek usługi, czy też sprzedaż jakichkolwiek towarów. Z uwagi na częste ignorowanie powyższego zakazu, ewentualne umieszczenie zakazanych treści wiąże się z jednoczesną zgodą na ponoszenie opłaty w kwocie 99 zł za każdy dzień istnienia takich treści w komentarzach.