Strofowanie adwokata w sądzie.


Pojawiła się bardzo ciekawa dyskusja sprowadzająca się do jednoznacznej krytyki zachowania polegającego na strofowaniu zawodowego pełnomocnika na rozprawie. W dyskusji nie stawia się pytania czy to dopuszczalne. Istnieje raczej jednostronne przedstawienie sprawy i jednoznaczna odpowiedź. Wbrew pozorom nie jest to jednak takie oczywiste. Zanim jednak oburzenie na powyższe słowa osiągnie swoje apogeum, proszę o cierpliwe przeczytanie całego tekstu. 

Kultura 

Z całą pewnością można wyprowadzić jedną podstawą zasadę. Postępowanie sędziego powinno odznaczać się wysoką kulturą i nie powinno być nacechowane emocjami. Nie zawsze udaje się to osiągnąć. Mimo to, łatwiej jest pisać o tym, jak być powinno, niż podawać sposoby unikania sytuacji problematycznych. 

Warto też odnotować, że to co w oczach wielu będzie uznane za grzeczne, taktowne i kulturalne, w określonej sytuacji stresogennej – przez innych - może być odebrane, jako irytujące, złośliwe, czy grubiańskie. Takie sytuacje naprawdę się zdarzają. Są rozprawy, w których uczestniczą takie osoby, dla których każda decyzja sędziego, nawet najgrzeczniej, najkulturalniej przekazana, i tak wywoła negatywne, bardzo emocjonalne, czy wręcz wrogie reakcje. Myślę jednak, że grzeczność, uprzejmość, taktowność, ale i stanowczość są podstawą właściwie odebranego rozstrzygnięcia i postępowania sędziego. 

Nieprawidłowości 

Pisząc o nieprawidłowościach, czy błędach mam na myśli ewidentny i obiektywny błąd, który od razu rzuca się w oczy wszystkim uczestnikom postępowania. Czyniąc takie założenie, nie można o tym pisać bez przypomnienia podstawowej prawdy, że błąd może się przytrafić każdemu. Trzeba też zaznaczyć, że słowo „może” w tym wypadku, nie będzie użyte w znaczeniu „dopuszczalne”. Gdyż błąd zasadniczo nie jest czymś spodziewanym, akceptowanym. Błąd w tym znaczeniu po prostu może zaistnieć, obiektywnie się zdarzyć. Nie będzie to postrzegane, jako pozytywny element postępowania. 

W większości przypadków błąd nie jest oczekiwany. Tutaj pojawić się musi pewne zastrzeżenie. Gdyż to co dla jednej strony procesu jest błędem, dla drugiej może być okazją. Wbrew pozorom podobnie może być oceniany błąd sędziego. Im więcej błędów, tym więcej powodów do apelacji. Utarło się nawet przekonanie, że adwokat w procesie karnym nie będzie podpowiadał sędziemu, jakie popełnia błędy. Zrobi to w apelacji, ale sędziemu odwoławczemu. 

Błędy sędziego 

Wszelkie nieprawidłowości sędziego są obiektywnie niepożądane. Nie są ani oczekiwane, ani akceptowane przez sędziego. Wśród nich można jednak wyodrębnić takie, które sędzia niemal od razu może naprawić. Nie oznacza to wcale, że taki błąd będzie mile widziany, zwłaszcza jeśli np. wydłuży postępowanie albo opóźni wszczęcie postępowania egzekucyjnego. Klasycznym przykładem może być konieczność sprostowania klauzuli wykonalności. 

Są jednak i gorsze błędy, w tym sensie, że mogą być tylko naprawione w ramach instancji odwoławczej. W tym przypadku, nawet przyznanie się sędziego do takiego błędu, nie będzie dobrze odebrane przez stronę procesu czy też pełnomocnika. Bo przecież istnieje konieczność kontynuowania postępowania. No chyba, że dzięki temu zostaną przyznane dodatkowe koszty zastępstwa procesowego. 

Błędy pełnomocnika 

To kwestia niezwykle delikatna i złożona. Dlaczego? Z wielu powodów. Nieprawidłowości pełnomocnika są zazwyczaj nieprawidłowościami strony procesowej, którą reprezentuje. Tym samym, oceniając błędy pełnomocnika, de facto wytyka się błędy samej strony procesu. 

Nieprawidłowości, błędy pełnomocnika mogą być przez niego zamierzone albo niezamierzone. Pominę tutaj błędy zamierzone-niezamierzone, czyli zachowanie na zasadzie: „a napiszę może chwyci”. Przykro o tym pisać, ale wciąż istnieje niepisana zasada, że pełnomocnik „ma prawo” podejmować celowo działania, które są błędne z punktu widzenia prawa, ale mogą wywołać inne „korzystne” dla jego klienta skutki, jak np. przewleczenie postępowania. 

Zdarza się, że różnie podchodzi się do działań pełnomocnika właśnie w zależności od tego, jakie błędy są popełniane. Wśród błędów nieuświadomionych są takie, które – w skrajnych przypadkach – mogą powodować przegranie procesu przez stronę, którą pełnomocnik reprezentuje. 

Ocena błędu pełnomocnika 

Przechodząc do istoty problemu muszę przyznać, że bardzo ciężko o tym pisać, choćby z tego względu, że tych zachowań oczywiście, obiektywnie błędnych nie jest wcale, aż tak dużo. Zwykle mamy do czynienia z sytuacją, którą sędzia ocenia, jako błędną z punktu widzenia jego własnej oceny prawnej na dane zagadnienie. W konsekwencji może się zdarzyć, że to co sąd rejonowy uznał za nieprawidłowość, wcale takie nie będzie w odczuciu instancji odwoławczej. Choćby z tego względu wolę być bardzo oszczędny, jeśli chodzi o wydawanie kategorycznych sądów o faktach czy o interpretacji przepisów prawa. 

Idealizowanie 

Muszę też zasygnalizować, że proces – w sferze motywacyjnej, etycznej stron procesu – bardzo często jest daleki od ideału. Jestem przekonany, że Pan mecenas Jerzy Naumann - który oświadczył, że „tak jak adwokaci, krytykując skarżony wyrok, nie rozpisują się o niedostatkach sędziego, który go wydał, tak samo sąd nie zajmuje się oceną pracy adwokata, lecz wyłącznie, i tylko merytorycznie, przytoczoną argumentacją”- tak naprawdę mówił o idealnym procesie. Codzienność jest często zgoła inna. 

Sam pamiętam „delikatne” uszczypliwości pod moim adresem. Pamiętam taką zabawną sytuację. Na jednej ze spraw pełnomocnik jednej ze stron procesu zwrócił się do pełnomocnika drugiej strony procesu w ten mniej więcej sposób: ”Panie mecenasie bądźmy szczerzy, tak naprawdę to na tej sali tylko my się znany na prawie budowlanym, a zatem możemy podyskutować o ewentualnej ugodzie”. Gdy adresat tego oświadczenia zwrócił delikatnie uwagę, że i sędzia zna prawo budowlane, to mecenas wypowiadający powyższe uwagi zupełnie na to nie zareagował. Pamiętam również zupełnie absurdalną sytuację, w której pełnomocnik w swym zażaleniu na wydane przeze mnie postanowienie dokonał następującej krytyki: „sędzia sprawozdawca stara się usilnie przemycić do orzecznictwa sądowego swój prywatny absurdalny pogląd, który wyraził wcześniej w publikacji naukowej”. 

Nie będę oczywiście szerzej pisał o innych przypadkach, w których sędziowie są najzwyczajniej obrażani albo pomawiani o różne sytuacje. Wówczas zazwyczaj padają sformułowania w stylu: 
„to nie dziwne, że akurat ten sędzia zrobił coś takiego w tej sprawie, działając na korzyść przeciwnej strony procesu”, 
„trzeba zainteresować się tą sprawę, w której – co nie może być przypadkiem – że sędzia akurat uwzględnia wszystkie wnioski strony powodowej, zaś pozwanej oddala”, 
„jakoś mam nieodparte wrażenie, że sędziemu bardzo zależy na rozstrzygnięciu sprawy na korzyść strony przeciwnej”. 
Tego typu oceny pojawiają się wtedy, gdy coś nie idzie po myśli pełnomocnika. Są to bardzo nieprzyjemne insynuacje. 

Strofowanie 

Szczerze, to chciałbym wiedzieć jak często się zdarza, że sąd strofuje pełnomocnika. Nie wiem czy to zdarza się często, czy rzadko. Nie wiem, w jakich to jest sytuacjach. Myślę, że są też i takie wypadki, w których zwykłe oddalenie wniosku, uchylenie pytania jest traktowane, jako zamach na pełnomocnika. Proszę mi wierzyć, ale są takie przypadki, w których taka wpadkowa decyzja może wywołać – delikatnie mówić – oburzenie. 

Obawiam się pisać, co robię w takich sytuacjach. Najlepiej by chyba było, abym został oceniony przez innych, tj. uczestników postępowania. Jedynie co mogą napisać, to na pewno nie stosuję argumentów ad personam. 

Zazwyczaj piszę, mówię o stronie procesu, choć zdarzają się sytuacje, kiedy trzeba uczynić pewne uwagi odnośnie samego pełnomocnika. Przykładem niech będzie rozpoznanie wniosku o zasądzenie wyższych, niż minimalne kosztów zastępstwa procesowego albo choćby wniosku o zwrot kosztów podróży pełnomocnika, a nie strony. 

Są też wyjątkowe sytuacje, w których trudno jest przemilczeć pewne zachowania pełnomocnika. Myślę, że wielu sędziów mogłoby coś na ten temat powiedzieć. Z tego względu byłbym ostrożny w ferowaniu wyroków i twierdzeniu, że to sędzia naraża pełnomocnika, jako osobę wykonującą zawód zaufania publicznego, na utratę zaufania. Zdarza się, choć bardzo rzadko, że pełnomocnik tylko potwierdza, że nie można mieć do niego zaufania. Mogę podać drobny, nieszkodliwy przykład. Swego czasu pełnomocnik powoda wnioskował pisemnie o odroczenie rozprawy z powodu choroby. Było zbyt późno, aby rozprawę odroczyć. Na salę przyszedł powód, który – nie wiedząc nic o wniosku swego pełnomocnika – stwierdził, że wnosi o odroczenie rozprawy, gdyż jego pełnomocnik poleciał na mecz piłkarski. 

Dobro sądu 

Na zakończenie podam jeszcze jeden przykład sytuacji, którą sami oceńcie. Wyznaczyłem termin rozprawy, w sprawie, w której zawnioskowane były jedynie dowody z dokumentów. Dzień przed rozprawą wpłynęło do sprawy pismo procesowe zawierające dowód z przesłuchania stron procesu, wysłane przez zawodowego pełnomocnika bez dowodu jego doręczenia pełnomocnikowi strony przeciwnej, ani dowodu jego nadania listem poleconym. Od razu dodam, że był wówczas wymóg ustawowy, aby taki dowód dołączyć do pisma pod rygorem jego zwrotu. Pismo to zwróciłem. Na rozprawię stawił się pełnomocnik wraz z prezesem powodowej spółki, który pokonał odległość około 700 km. 

Nie było wniosku o przesłuchanie prezesa, więc dopuściłem pozostałe dowody i uprzedziłem o możliwości zamknięcia rozprawy. Wtedy oburzony prezes zwrócił się do pełnomocnika po co przyjeżdżał, skoro sąd nie chce go przesłuchać. Chciałem to wyjaśnić, ale pełnomocnik – który już wiedział, dlaczego sąd nie dopuścił dowodu z przesłuchania stron procesu – powiedział prezesowi, że potem mu wszystko wyjaśni. Wówczas prezes powodowej spółki wstał i swoje oburzenie skierował pod moim adresem mówiąc, że to skandal, żeby tyle jechać, a sąd nie ma dla niego czasu i ma w nosie ludzi, ich stanowisko. Wówczas pełnomocnik ponownie zwrócił się do mnie, że wszystko wyjaśni na korytarzu. W tej sytuacji, choć nie miałem takiego zamiaru, uargumentowałem bardzo dokładnie dlaczego pan prezes nie może być przesłuchany. Widziałem jeszcze, jak nad pełnomocnikiem zawisło bardzo surowe spojrzenie prezesa. Z tego co pamiętam, to zrobiłem coś takiego tylko jeden raz. Nie krytykowałem pełnomocnika, ale podając przyczyny zwrotu pisma, przyczyny nieprzesłuchania prezesa spółki, być może podważyłem zaufanie strony procesu do swojego pełnomocnika. 

Dlaczego tak zrobiłem? Bo wiem o tym, że zdarza się, iż są pełnomocnicy, którzy swoimi – nazwijmy to niedociągnięciami – obarczają sąd. Niektórzy potrafią powiedzieć, że sędziemu po prosu się nie chciało czegoś zrobić, albo wbrew przepisom oddalił wniosek. Moim zamiarem było jedynie poinformowanie również strony o rzeczywistych motywach mojego postępowania. Niestety, ale w tym przypadku mogło to się odbić niekorzystnie na relację strona – pełnomocnik. Ale czy nie mogłem podać rzeczywistych motywów decyzji?

Zgoda na 100-lecie niepodległości.


Niemal wszyscy nawołują do zgody. Nikt nawet nie pyta dlaczego. Niemal każdy wie, że o zgodę między Polakami zawsze było trudno. Wiele powstało dowcipów, rycin, grafik czy obrazów o polskiej niezgodzie. Z drugiej strony, tak mało się mówi o tym, co należałoby zrobić, aby się mniej kłócić, mniej obrażać. A może na 100-lecie niepodległości należałoby pomyśleć o najmłodszym pokoleniu i do programu szkół wprowadzić nowy przedmiot nauczania, w ramach którego każde dziecko uczyłoby się o tym, czym jest zgoda i jak ją osiągnąć, przy poszanowaniu innego człowieka.

Paradoksalne jest to, że zgody nie osiąga się wtedy, gdy jedynym celem działania jest uzyskanie zgody. Z tego zapewne względu, chyba na nikim nie robi już większego znaczenia nawoływanie, czy wręcz prośba o zgodę. Bo czym jest takie działanie? To będą tylko słowa, jeśli nie idą za tym żadne konkretne czyny. Konkretne rady dają nam filozofowie, czy psycholodzy. Tyle tylko, że kto ich chce słuchać?

Pewnej wskazówki udzielił np. Jan Twardowski, który pisał, że "aby żyć w zgodzie z innymi, człowiek musi najpierw pogodzić się z samym sobą." Czyż nie jest tak, że sianie nienawiści, niezgody jest podyktowane frustracją, niewiedzą, zakompleksieniem, poczuciem własnej wyższości, nieomylności, czy chęcią narzucenia komuś własnej racji, uznawanej za jedyną słuszną?

Do zgody dochodzi się raczej po uprzednim wysłuchaniu drugiego człowieka bez jednoczesnego jego oceniania, krytykowania. Trzeba założyć, że mój rozmówca, oponent, czy konkurent ma prawo do wyrażenia własnych poglądów, ma prawo do własnej tożsamości odmiennej od mojej. Z taką osobą należy podjąć rzeczywistą dyskusję, bez pierwotnego założenia, że nie mogą zmienić swojego poglądu. 

W takiej sytuacji, nawet jeśli nie wypracujemy wspólnego poglądu i nawet jeśli nie wypracujemy wspólnego stanowiska, to jednak pozostaniemy sobą, bez poczucia braku poszanowania dla naszych odmiennych tożsamości. Będziemy mogli żyć w zgodzie ze sobą i w poczuciu szacunku dla naszej i czyjejś tożsamości. 

Nie da się ukryć, że człowiek posiada wielki talent siania niezgody, wrogości a nawet nienawiści. Ale człowiek może temu przeciwstawić równie silne więzy przyjaźni, zaufania i tolerancji dla odmienności. Mogą zniknąć, choćby na ten jeden dzień, różnice w poglądach, ocenach i przekonaniach, jeśli otwierając przed sobą serca i niezmierzone pokłady braterstwa dostrzeżemy, że mamy z całą pewnością jeden wspólny cel, tj. godne przeżywanie 100-lecia niepodległości, która będzie wzrastać tylko na ziemi użyźnianej zgodą.