Likwidacja sądów. Przywrócenie sądów.

Nie chciałem o tym pisać. Z drugiej jednak strony trudno ten fakt przemilczeć. Trudno jest choć nie wspomnieć o tym, jak to ustawodawca świętuje, jako sukces powołanie czegoś, co wcześniej zostało zlikwidowane.
Oj dzieje się, dzieje wraz z nastaniem Nowego Roku. Czy to współczesny przykład cudotwórstwa ? A może zupełna nowość, coś w rodzaju zmartwychpowołania ?  

Nie będę pisał o...

Nie mam zamiaru pisać o tym, ile to państwo kosztowało. Tym bardziej, że i tak nikt tego nie będzie chciał policzyć. Chociaż z drugiej strony bardzo aktywna, szybka i skuteczna w ostatnim czasie była Najwyższa Izba Kontroli. Może i tym razem - tak jak w przypadku wadliwego systemu komputerowego przy obsłudze ostatnich wyborów samorządowych - NIK stanie na wysokości zadania. Nie słyszałem jednak, aby Prezes NIK zaświergotał, tak pięknie, jak to było w przypadku wyborów samorządowych. Nie będę też pisał o tym, jak to sędziowie uprzedzali, prosili, nawoływali i przestrzegali. Inni o wiele więcej i kompetentniej na ten temat już się wypowiedzieli.

Brak odwagi 

Natomiast muszę napisać o tym, że omawiane zamieszkanie jest wynikiem braku stanowczości, odwagi, skoro to protest lokalnych społeczności skłonił ustawodawcę do przywrócenia sądów, które wcześniej zostały zlikwidowane. Właściwie to nie wiem czy był jakiś inny powód przywrócenia sądów. Jeśli nie, to wtedy nie świadczy to dobrze o ustawodawcy. 

Musi się pojawić pytanie o merytoryczne uzasadnienie zarówno likwidacji sądów, jak i ich przywrócenia. Uważam, że jest to o wiele ważniejsze, niż ustalenie kosztów tego eksperymentu prawnego. Bez ustalenia rzeczywistych przyczyn tych decyzji, nie można być pewnym, że taka sytuacja się nie powtórzy, jeśli nie w sądownictwie, to gdzie indziej, zwłaszcza tam gdzie nikt nie będzie zainteresowany tym, aby wytknąć błędy, czy zwrócić uwagę na brak racjonalnego uzasadnienia.    

Może trzeba było dać trochę czasu

Napiszę również trochę na przekór. Skoro już doszło do likwidacji sądów, to może trzeba było jednak trochę poczekać z ich przywracaniem. Może trzeba było dokonać jakieś modyfikacji przepisów, aby wykorzystać tę sytuację i pomyśleć o rzeczywistej reformie. 

Znowu będę się powtarzał, ale ponownie zadam pytanie, gdzie są jakieś badania, które stanowiłyby uzasadnienie dla takiej a nie innej siatki sądów w Polsce. Gdzie są dane statystyczne, które pracownicy sekretariatów wszystkich sądów w Polsce permanentnie przekazują ministerstwu. Czy ktoś słyszał o raportach, czy analizach środowiskowych powstałych w oparciu o takie dane.

Jak słyszę ile wydaje się na sondaże preferencji politycznych, aż nie mogę uwierzyć, dlaczego nie ma danych dotyczących np. akceptacji społecznej dla określonego rozrzedzenia sądów, przy jednoczesnej informacji jakie byłyby oszczędności finansowe. Wszystko przecież zależy od określonego naświetlenia problemu i postawienia pytań. 

Po co tyle sądów

Uważam zatem, że mogę postawić pytanie. Po co tyle sądów w Polsce ? Po co w każdej większej miejscowości Sąd Rejonowy. Czy naprawdę w obecnych czasach sądy muszą być tuż za miedzą ? Czy naprawdę jest tak, że w czasach internetu, e-administracji, e-sądu oraz komunikacji, która nie jest oparta na koniu pociągowym, dostępność obywatela do sądu będzie ograniczona przez to, że będzie musiał pojechać np. 100 kilometrów do najbliższego sądu rejonowego ? Uważam, że nie. 

Czasy się zmieniły. Nie jeździmy do sądu bryczką kilkanaście godzin. Nie idziemy na boso kilka kilometrów do sądu, aby złożyć zeznania. Jeśli obywatel jest w stanie pojechać na zakupy do galerii centrum kilka razy w roku oddalonej około 100 kilometrów od swego miejsca zamieszkania albo do jakiegoś multikina równie daleko położonego od domu, to dlaczego nie może pojechać do sądu raz w życiu a może kilka razy w życiu. Powinien mi to ktoś racjonalnie wyjaśnić. 

Zapomina się też i o tym, że sędziowie niejednokrotnie jeżdżą na oględziny oddalone od miejscowości, w której znajduje się siedziba sądu. Ponadto, nie jest niczym nadzwyczajnym przesłuchanie schorowanego świadka, czy strony procesu w mieszkaniu. Wreszcie, nic nie stoi na przeszkodzie skorzystać np. z instytucji roków sądowych. Myślę, że ewentualne dodatkowe wynagrodzenia dla tych którzy mieliby orzekać na takich rokach byłoby niezłą zachętą do takiego sądzenia.

Zalety mniejszej ilości sądów

Mniej sądów w Polsce mogłoby doprowadzić do tego, że byłoby więcej sędziów w innych sądach. Chodzi jednak o likwidację sądu, a nie zmianę sądu na wydział zamiejscowy. Wówczas o wiele łatwiej byłoby znaleźć zastępstwo w razie długotrwałej usprawiedliwionej nieobecności sędziego.

Zapomina się jeszcze o jednej istotnej kwestii. Mniej małych sądów w Polsce, to większe sądy w większych miastach. Dzięki temu i środowisko sędziowskie jest większe, co ma swoje zalety. Pamiętam, jak znajomy sędzia z małej miejscowości czuł się wręcz osamotniony w orzekaniu. Tak, osamotniony orzeczniczo. Nie miał nawet z kim wymienić poglądów. O wiele częściej, niż ja podejmował decyzje jedyne w swoim rodzaju. To nie jest drobna kwestia, gdyż wpływa na poziom orzecznictwa. 

Istnieje jeszcze jeden wydawałoby się mały problem. Sędzia zasadniczo jest samodzielny, niezależny i w pewnym sensie osamotniony orzeczniczo. Jednakże większe miasto, w którym jest większa grupa sędziów, zwłaszcza orzekających w podobnych rodzajowo wydziałach, pozwala nieco to osamotnienie orzecznicze zniwelować. Kto racjonalnie uzasadni, że nie ma to znaczenia. Uważam jednak, że problem osamotnienia sędziów, czy nawet wyalienowania kiedyś się pojawi, tym bardziej, że ministerstwo powoli rezygnuje ze szkoleń, seminariów dla sędziów pochodzących z różnych regionów kraju. Normą stają się szkolenia lokalne, czy wręcz zorganizowane w oparciu o e-learning. 

Może jednak likwidować ?

Może likwidacja niektórych sądów powinna nastąpić. Rozważyć należałoby jednak całkowitą likwidację danego sądu, a nie zamianę tabliczek. Więcej, jeśli likwidować, to stopniowo po długim vacatio legis. Najpierw należałoby zrobić profesjonalne badania i symulacje. W przeciwnym razie może dojść do ponownego uruchomienia karuzeli: likwidować, przywracać, likwidować przywracać itd. 

9 komentarzy:

  1. Niemal dokładnie trzy lata temu pisałem:
    "Czepia się człowieka ta myśl, czy dojdziemy z powrotem do fazy roków sądowych".
    http://bartoszcze.blox.pl/2012/01/Roki-czyli-jak-historia-lubi-sie-krecic-w-kolko.html

    Z punktu widzenia dostępności sądów, problemem jest jednak komunikacja - odległość do sądu nie powinna powodować dodatkowego wykluczenia słabszych, tych którzy nie jeżdżą do galerii i multikina. Dziś można byłoby sobie np. zadać pytanie, czy sensowna jest sieć sądów pracy, np. w opolskim ostał się jeden na województwo.

    Natomiast... jestem ciekaw jak tam losy projektów: e-akt (każde pismo w biurze podawczym jest od razu skanowane i w miarę możliwości w takiej formie doręczane, pełnomocnicy profesjonalni obligatoryjnie wnoszą pisma w formie elektronicznej) oraz rozprawy odmiejscowionej, o których dwa lata temu tak przekonująco opowiadał dyrektor z MS... (ale e-zwrotkę im się jednak udało wprowadzić).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że e-akta raczej będą, chyba że coś się zmieni, albo zabraknie środków. Przecież ktoś to będzie musiał skanować i wprowadzać do systemu, a zatem dodatkowe etaty i wydatki. Mnie e-akta nie są potrzebne. Myślę, że dla stron też nie, bo przecież mają wszystko. Ostatnio widziałem akta cywilne sądu niemieckiego, które - uwaga !!! - zostały zszyte za pomocą igły i nici. Co do dostępności dla osób słabszych. To raczej nie ma znaczenia, czy jadą 10 km, czy 100 km. Kwestia organizacji transportu i zwrotu kosztów. Poza tym, zawsze można przesłuchać na miejscu. Poza tym, trafna uwaga. Sądów gospodarczych jest mniej i sądów pracy też mniej, a przecież ludzie są tacy sami. Czyli można.

      Usuń
    2. votum separatum. małe sądy często wcale małe nie są. jest tylko mało sędziów i co się z tym proporcjonalnie wiąże - innych etatów. spraw jest nawet kilkanaście tysięcy rocznie. spraw przypadających na sędziego jest więcej niż w dużym mieście. połączenie z innym sądem niczego nie zmieniło. uzupełnić braków osobowych tak się nie dało, bo tam tak samo malo kadry, z pustego w próżne się nie przeleje.
      Kto nie orzekał na prowincji, nie wie jakie problemy z dotarciem do sądu mają ludzie ze wsi czy miasteczek gminnych. Nie ma praktycznie transportu publicznego. Są wsie, i to nie w górach czy puszczy, gdzie zimą czy po roztopach nawet kurator sądowy SUVem przez kilka dni nie przejedzie. naprawdę wiele osób nie ma samochodów. Sąsiadowi trzebaby dać tę dwadzieścia czy czterdziesci złotych za benzynę, a do okręgowego - to stówę ci najmniej (wiem, bo strony mi mówią, usprawiedliwiając poprzednie niestawiennictwo, czy mówiąc, że na kolejną rozprawę raczej nie przyjadą). dla ludzi którzy utrzymują się z rent zajętych przez komornika, z alimentów i zasiłków, z emerytur rodziców to spory wydatek. klient wydziału rodzinnego czy karnego, albo nawet cywilnego (spadki, sprawy o zapłatę długów wobec telekomów, banków, skoków, firm pożyczkowych) to zupełnie inny klient niż wydziału gospodarczego. to często nie są klienci galerii handlowych, to są klienci dyskontów, bazarków i lumpeksów. w wydziale rodzinnym widzę ile osób się nie rozwodzi, bo dojazd do miasta wojewódzkiego to jak lot w kosmos dla nas, zamiast się rozwieść można przeciweż zaprzeczać ojcostwo męża w rejonie. Iluś klientów (tzw. obecnie "interesariuszy") dojeżdża stopem, iluś rowerem (chyba że mają zakaz). Kilka razy trzeba było prosić ośrodek pomocy społecznej o przywiezienie klientów lub zasiłek na bilet pks - czy zmartwienie jak strona dotrze na rozprawę powinno być zmartwieniem sędziego?. Ileś ludzi mówi, że wyrok ich nie zadowala, ale apelacji nie złożą, bo do sądu okręgowego daleko (a jest kilkadziesiąt a nie sto km). Likwidacja tych sądów, taka prawdziwa, na pewno byłaby dla ludzi bariera w dostępie do sądu. Z moich podsądnych, których czasem pytam o przyczynę utraty pracy, nikt o wytaczaniu sprawy przed sądem pracy nie myślał, bo nie chciał dojeżdżać kilkadziesiąt kilometrów, tak mówili (nie dlatego, że koszty, że inne przyczyny - tylko właśnie - że sąd daleko). Pracodawcy o tym wiedzą.

      Usuń
    3. cd.
      Co do konsultacji z kolegami sędziami - z początków orzekania, w dużym mieście, pamiętam comiesięczne narady wydziałowe, ale chyba tego zwyczaju już nigdzie nie ma. Pytanie czy jest czas na rozmowy, raczej rzadko się zdarza, każdy na tyle zajęty, że czasu, by jeszcze przysiąść nad problemem kolegi gdy ma się dość własnych, nie ma. Poza tym jest forum w internecie, tam można w razie potrzeby przedyskutować zagadnienia prawne z wieloma osobami z całego kraju, bo my korzystamy z internetu. natomiast nasi klienci, czy będą korzystali z przeglądania spraw w portalu itp. - w większości wątpliwe. i tak będą nadal przychodzić osobiście i dzwonić. bardzo często nie są w stanie napisać nawet prostego wniosku o wydanie odpisu orzeczenia ze stwierdzeniem prawomocności. trzeba dyktować słowo po słowie. dopominają się, może słusznie, gotowych formularzy.
      "kwestia organizacji transportu i zwrotu kosztów" - kto miałby to robić? przecież nie sądy. nie gminy, a w ich ramach opieka społeczna, która jakoś nie przejęła zwalniania od kosztów sądowych czy pomocy prawnej dla ubogich - a były takie pomysły. słuchanie na miejscu? tylko z tego powodu, że strona nie ma na dojazd? - sędzia miałby dojeżdżać swoim pojazdem bez zwrotu kosztów czy taksówką na koszt sądu - nierealne, także ze względów czasowych, dotychczasowych przesłuchań i oględzin w terenie jest wystarczająco dużo.
      myślę, że dla wielu sędziów przeniesienie do dużego miasta byłoby nawet na rękę. ale każdy obywatel ma prawo do sądu, w czym mieści się także realna dostępność do tej instytucji w postaci możliwości dogodnego dojazdu. z tego względu mniejsze sądy, w miastach powiatowych, powinny pozostać. ich likwidacja nie dałaby oszczędności państwu. koszt budowy, wynajmu, utrzymania, podatku od nieruchomości w dużych miastach byłby znacznie wyższy niż w małych, a obsługa administracyjna czy finansowa jest już wytransferowana w dużej części do okręgów.
      pozdrawiam, znad uzasadnienia ;), magenta

      Usuń
    4. Dziękuję za wypowiedź. Padły bardzo trafne i ważne argumenty. Nie będą im zaprzeczał, bo taka jest rzeczywistość. Podam jednak, że jest też druga strona medalu. Jednak w całej Polsce są wsie i miasta, gdzie zimą, czy po roztopach nikt nie dojedzie. Ja miałem zimą kłopot z dojechaniem do sądu również ze sporego miasta. Tak samo są ludzie np. w sprawie o eksmisję, którzy nie przyjdą do sądu znajdującego się na sąsiedniej ulicy. Ta niedostępność może być niekiedy też wynikiem nieświadomości, nieporadności, czy zwykłego lenistwa. Dlatego myślę, że wszystko zależy od systemu i jego organizacji. Ewentualne zmiany powinny być poprzedzone analizą, badaniami, co może by skłoniło do stworzenia nowej siatki sądów. Przecież nie musi być tak, że zagęszczenie sądów zależy od ilości mieszkańców. Może powinny być inne kryteria, jak np. rzeczywista dostępność. Z drugiej jednak strony, doszło do reformy szkolnictwa, która doprowadziła do tego, że dzieci codziennie dojeżdżają do szkoły oddalonej np. od wsi, w której mieszkają. Z kolei ja jeżdżę na przesłuchania do mieszkań osób, które z różnych powodów nie mogą się stawić. Mówiąc o małych sądach miałem wyłącznie na myśli ilość orzekających sędziów, bo wiem, że ilość spraw w tych "mniejszych" sądach może być proporcjonalnie większa na jednego sędziego, niż w sądach tzw. "dużych". Poza tym, proszę mi wierzyć internet wszystkiego nie rozwiąże. Miałem na myśli nie tylko konsultacje prawne, ale również zwykłe wsparcie, czy zrozumienie współpracownika.

      Usuń
    5. Myślę, że z sądami jest podobnie jak ze szkolnictwem wyższym. Dostępność do szkół wyższych niewątpliwie wzrosła. Nawet w zupełnie małych mieścinach znajdują się uczelnie. Ale co się stało z poziomem kształcenia tam studentów? Pytanie retoryczne.

      Usuń
    6. To nie jest trafna analogia, gdyż sądów w mniejszych ośrodkach bynajmniej nie przybyło w ostatnich dekadach. Raczej sądy w dużych i większych miastach się rozmnożyły (głównie przez podział).

      Usuń
  2. porównanie zupełnie nietrafione. ale ponieważ imputuje niższy poziom orzecznictwa na prowincji należy z nim polemizować. poziom kształcenia spadł wszędzie, bo liczy się by klient był zadowolony, to jest by student bez problemów studiował i studia skończył. w małych miastach powstały też galerie handlowe - i co z tego - sprzedają towar gorszej jakości? w jednym porównanie jest trafne - nie byłoby szkół wyższych w małych miastach - mniej osób by studiowało - nie byłoby sądów w małych miastach - mniej osób dochodziłoby swych praw w odległych sądach, bo barierą byłby dojazd.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie orzekam na tzw. prowincji, ale znam niektórych sędziów, którzy tam orzekają i nie sądzę, aby mieli oni mniejszą wiedzą, czy też aby reprezentowali gorszy poziom orzeczniczy. Takie oceny nie znajdują potwierdzenia w żadnych badaniach. Z moich obserwacji raczej wynika, że podniósł się ogólnie poziom orzeczniczy, o czym niekiedy świadczą np. sprawy, które podlegają brakowaniu. Taka surowa ocena może wynikać stąd, że jest większe spektrum problemów do rozstrzygnięcia i więcej wyjątkowych, pojedynczych spraw do rozpoznania, które nawet się nie powtórzą. Trudno zatem o jakieś doświadczenie.

      Usuń

Blog działa na zasadzie non-profit. Komentarze nie mogą zawierać kryptoreklamy, w tym linków odsyłających do stron internetowych, czy też podmiotów proponujących jakiekolwiek usługi, czy też sprzedaż jakichkolwiek towarów. Z uwagi na częste ignorowanie powyższego zakazu, ewentualne umieszczenie zakazanych treści wiąże się z jednoczesną zgodą na ponoszenie opłaty w kwocie 99 zł za każdy dzień istnienia takich treści w komentarzach.