Sąd w czasie zarazy. Posiedzenia jawne.

posiedzenia jawne

Sądy odwołały posiedzenia jawne, zwłaszcza wokandy. Decyzja ta została pozostawiona de facto prezesom poszczególnych sądów, którzy – w poczuciu odpowiedzialności za bezpieczeństwo interesantów, pracowników sądów – zarządzili odwołanie posiedzeń jawnych, w tym wokand zazwyczaj do dnia 31 marca 2020r. Od razu stawia się pytania, co w takiej sytuacji robić, zwłaszcza że pojawia się zalecenie, aby niezwłocznie wyznaczyć nowe terminy. Tylko na kiedy?


Nowy termin 

Wyznaczenie nowego terminu w sprawie odwołanej jest uzależnione co najmniej od dwóch podstawowych kwestii, tj. od tego jaki jest najbliższy możliwy termin w grafiku danego sędziego oraz kiedy zakończy się okres zagrożenia epidemicznego. Jeśli nie weźmie się tego pod uwagę, to może zaistnieć kuriozalna sytuacja, w której dopiero co wyznaczony nowy termin również zostanie odwołany. 

Brak terminu w grafiku sędziego 

Paradoksalnie problemu nie będzie tam, gdzie najbliższy wolny termin w grafiku sędziego będzie np. za 3 albo nawet 4 miesiące. Są takie sądy, w których wokandy planuje się z półrocznym, a nawet dłuższym wyprzedzeniem. Może się więc okazać, że sprawy, w których terminy rozpraw są teraz odwoływane, zostaną wyznaczone za 6, czy 8 miesięcy, a więc w czasie, w którym – przynajmniej teoretycznie – zagrożenie wirusem będzie minimalne, albo po prostu znacznie mniejsze. Pomijam w tym miejscu te informacje, z których wynika, że koronawirus tak łatwo nie odpuści i zagrożenie może istnieć o wiele dłużej. 

Nie trzeba dowodzić, że każde odwołanie terminu jest problemem dla uczestników postępowania. Więcej, nie jest dla nich żadnym pocieszeniem, że termin najbliższy przypada za kilka miesięcy. Pojawia się więc problem tzw. dodatkowych wokand. Odpowiedź na tę sugestię jest jeszcze bardziej skomplikowana. Wynika to stąd, że nie sposób od tak zwiększyć częstotliwości wokand, mając do dyspozycji ten sam zespół ludzi oraz taką samą liczbę sal. 

Okres zagrożenia 

O wiele ważniejsze jest pytanie, kiedy zakończy się okres zagrożenia epidemicznego. Na to w chwili obecnej nikt nie udziela odpowiedzi. Z informacji Ministra Zdrowia wynika raczej, że jesteśmy na samym początku epidemii. Wskazał m.in., że do końca tygodnia, czyli do 22 marca liczba zachorowań wzrośnie do 1000 osób. Specjaliści informują, że w dalszym czasie będzie dochodziło do podwajania liczby zakażeń. Z tego należy raczej wyciągnąć wniosek, że stan zagrożenia nie skończy się ani do końca marca, ani nawet do końca kwietnia. 

Niezrozumiałe jest więc to, że w kwestii tej nie ma żadnych informacji, sugestii ze strony Ministerstwa Sprawiedliwości, który ma zdecydowanie więcej informacji, niż poszczególni sędziowie, którzy – na to wygląda – muszą wyznaczyć nowy termin rozprawy całkowicie na ślepo, tylko po to, aby wykonać zalecenie. Aby nie być gołosłownym, ostatni komunikat związany z koronawirusem na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości pochodzi z 12 marca. 

Są sądy, w których najbliższe wolne terminy są w kwietniu. Trudno chyba sobie jednak wyobrazić, aby stan zagrożenia skończył się w kwietniu. Z tego względu najbliższym, racjonalnym – wobec braku danych, wiarygodnych informacji – terminem będzie druga połowa maja 2020 roku. 

Nie jest celowym wyznaczanie terminu rozprawy, tylko po to, aby znowu go odwołać. Angażuje to zupełnie zbędnie nie tylko pracowników sądów, sędziów, ale również uczestników postępowań. 

Czynności między rozprawami 

Oczywiście istnieje, choć niewielka, paleta czynności, które mogą być podejmowane w sprawach między wokandami. Warto rozważyć dopuszczanie dowodów z opinii biegłych sądowych, jeszcze przed zebraniem wszystkich dowodów osobowych. Na przykład w sprawach o odszkodowania za naprawę pojazdu, czy najem pojazdu zastępczego można najpierw dopuścić dowód z opinii biegłego sądowego, skoro i tak czas oczekiwania na opinię to około 2 miesięcy. Po uzyskaniu opinii doręczyć ją stron, odczekać na zarzuty do opinii, przesłuchać świadków, strony procesu, i ewentualnie, przesłać akta celem uzupełnienia opinii. 

Taki zabieg może spowodować, przynajmniej w teorii, że ogólny czas prowadzenia sprawy nie będzie znacznie wydłużony. 

Częściowe nakazy zapłaty 

Wydaje się być uzasadnionym, przynajmniej w sprawach cywilnych, rozpoznawać sprawy przede wszystkim w postępowaniu upominawczym. W tym wypadku, można rozważyć, wydawanie nakazów zapłaty nawet wtedy, gdy – w ocenie sędziego, czy referendarza – jedynie część roszczenia jest uzasadniona. W literaturze przedmiotu istnieje pogląd dopuszczający możliwość wydania częściowego nakazu zapłaty. Może to być o tyle uzasadnione, że bardzo często się zdarza, iż roszczenie (np. odsetkowe) tylko w niewielkiej części może być niezasadne. Wówczas można wydać częściowy nakaz zapłaty i jednocześnie zobowiązać stronę powodową do wyraźnego oświadczenia czy podtrzymuje żądanie w części, co do której nakaz zapłaty nie został wydany, pod rygorem wyznaczenia rozprawy. W takiej sytuacji, może się okazać, że częściowy nakaz zapłaty nie zostanie zaskarżony, zaś strona powodowa cofnie pozew w pozostałym zakresie. 

W tym miejscu można tylko wyrazić zdziwienie, że e-sąd tak często stwierdza brak podstaw do wydania nakazu zapłaty w postępowaniu upominawczym w sprawach, w których – po ich przekazaniu do właściwego sądu – wydawany jest nakaz zapłaty, którego nikt nie skarży. 

Znikoma przydatność art. 1481 k.p.c. 

Bardzo przydatną instytucją jest możliwość wydawania wyroku (ocznego) na posiedzeniu niejawnym, czyli bez konieczności przeprowadzenia rozprawy. Wskazany wyżej przepis umożliwia sądowi rozpoznanie sprawy na posiedzeniu niejawnym, gdy pozwany uznał powództwo lub gdy po złożeniu przez strony pism procesowych i dokumentów, w tym również po wniesieniu zarzutów lub sprzeciwu od nakazu zapłaty albo sprzeciwu od wyroku zaocznego, sąd uzna − mając na względzie całokształt przytoczonych twierdzeń i zgłoszonych wniosków dowodowych − że przeprowadzenie rozprawy nie jest konieczne. 

Przepis ten byłby idealny na tego typu sytuację. Podejrzewam jednak, że jego stosowanie będzie ograniczone z dwóch powodów. Pierwszy wynika z faktu, że ustawodawca uznał za niedopuszczalne, rozpoznanie sprawy na posiedzeniu niejawnym, jeżeli strona w pierwszym piśmie procesowym złożyła wniosek o przeprowadzenie rozprawy. Wyjątek dotyczy jedynie sytuacji, gdyż pozwany uznał powództwo. Takich przypadków właściwie nie ma. Drugim powodem może być po prostu obawa wydawania wyroków na posiedzeniu niejawnym w obecnej sytuacji. 

Przerzucenie ciężaru na uczestników postępowania

Nie sposób pominąć jeszcze innego zagadnienia. Obecna sytuacja może wywołać chęć przerzucenia na uczestników postępowania dodatkowych obowiązków. Trzeba odnotować, że Ministerstwo Sprawiedliwości nie podjęło samodzielnej decyzji o konieczności odwołania rozpraw. Szkoda, gdyż taki komunikat mógłby trafić niemal do wszystkich. Co więcej, w takim komunikacie można by było pokusić się o wskazanie teoretycznej daty zakończenia stanu zagrożenia, a tym samym wskazanie daty, od kiedy wokandy nie będą odwoływane. 

Wybrano jednak inną drogę. Pozostawiono to do uznania prezesów sądów, a de facto do uznania poszczególnych sędziów. W efekcie brak jest jednakowych kryteriów, które sprawy – jako pilne – powinny być dalej prowadzone. Dalszą konsekwencją tego będzie to, że uczestnicy postępowania, w tym pełnomocnicy będą żyli w niepewności, czy rozprawa się odbędzie czy też nie. Zamiast zajmować się innymi zagadnieniami, będą musieli śledzić najnowsze doniesienia z poszczególnych sądów w kraju. 

Zaległości powstaną 

Ciekawą postawą była ta zaprezentowana przez Ministra Zdrowia, który parę tygodni wcześniej informował społeczeństwo, że koronawirus na pewno pojawi się w Polsce. Później informował, że na pewno tych zakażeń będzie wiele. Następnie zaczęto mówić, że będą też ofiary śmiertelne. Teraz słyszę, że do końca tygodnia będzie około 1000 przypadków zakażeń. Taka chęć oswajania zagrożenia – przynajmniej jak na razie – nie jest domeną Ministerstwa Sprawiedliwości. Dlaczego? Brak przejęcia odpowiedzialności? Trudno zgadnąć. 

Należy jednak stwierdzić jednoznacznie, że zwiększy się liczba spraw niezałatwionych w sądach. Z całą pewnością brak możliwości kończenia spraw na wokandach doprowadzi do tego, że zaległości, opóźnienia będą znaczne. Najgorsze jest to, że zamiast kończyć sprawy, całe wokandy – na których znajdują się również sprawy proste – są odraczane, co i tak generuje czynności. Można wręcz stwierdzić, że pomimo pracy, nie będzie wymiernych efektów. 

Będą coraz większe opóźnienia. Zaległości nie da się tak łatwo odrobić. Od dawna wiadomo, że w sądach są liczne wakaty na różne stanowiska. Mamy jeszcze nierozwiązany problem konkursów na stanowiska sędziowskie, który narastał od kilku lat. Czeka nas sądmagedon? 



P.s. 

Ułatwieniem byłaby praca zdalna, której de facto nie ma. Ale o tym innym razem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Blog działa na zasadzie non-profit. Komentarze nie mogą zawierać kryptoreklamy, w tym linków odsyłających do stron internetowych, czy też podmiotów proponujących jakiekolwiek usługi, czy też sprzedaż jakichkolwiek towarów. Z uwagi na częste ignorowanie powyższego zakazu, ewentualne umieszczenie zakazanych treści wiąże się z jednoczesną zgodą na ponoszenie opłaty w kwocie 99 zł za każdy dzień istnienia takich treści w komentarzach.