Nie sposób polemizować, że wszelkie prawo zostało ustanowione dla ludzi (łac. hominum causa omne ius constitutum est). Prawo, jako takie jest tworzone dla ludzi, skoro ma regulować różnego rodzaju stosunki społeczne. Zastrzeżenia mogą jednak budzić kąśliwe uwagi pod adresem prawników, którzy posługują się terminologią prawniczą. Społeczeństwo ma zastrzeżenie do ustawodawcy, że tworzy przepisy prawa, które nie są zrozumiałe dla ludzi, a precyzyjniej dla każdego obywatela. Odpowiedź powinna być jedna: "I tak być musi." Jeśli chcesz zrozumieć, trzeba iść na studia prawnicze. Buta? Nic podobnego. To szczerość.
Absurd
O ile można zrozumieć, że obywatel dziwi się, że przepisów prawa powszechnie obowiązującego nie rozumie, to jednak nie sposób zaakceptować tego, że pojawiają się politycy, którzy bezkrytycznie wtórują takiej postanie, choć sami uczestniczą w procesie legislacji. Ostatnio nawet pojawiło się stwierdzenie, że nowe prawo pracy zostanie napisane językiem zrozumiałym dla obywateli, a nie tylko dla ludzi prawa.
Często mam wątpliwości, czy taka postawa polityków jest rzeczywiście przejawem troski o obywateli. A może raczej to czysty egoizm polegający na tym, że po prostu nie chcą nauczyć się interpretować przepisów prawa. Być może lepiej jest nie wiedzieć, nie rozumieć i przyłączyć się do tych, którzy krytykują.
Nie wszystko dla każdego
Aby wytłumaczyć prawników warto zadać kilka pytań:
Czy medycyna, terminologia medyczna jest dla każdego zrozumiała?
Czy farmakologia jest dla każdego zrozumiała?
Czy architektura, zasady projektowania są dla każdego zrozumiałe?
Czy finanse i bankowość też są dla każdego zrozumiałe?
Czy obywatel ma prawo mieć do kogoś pretensje, jeśli nie rozumie tego, co jest zapisane w książkach dotyczących wymienionych wyżej dziedzin? Czy ktoś czyni zarzut lekarzowi, że czyta niezrozumiałe książki? A może społeczeństwo żąda, aby książki medyczne były pisane zrozumiałym dla nich językiem? Dlaczego zatem prawnikowi zarzuca się, że tworzy ustawy nie dla wszystkich zrozumiałe. Skąd to się wzięło ?
O co w takim razie chodzi?
Myślę, że problem tkwi w społeczeństwie, które nie chce uznać prawa za dziedzinę nauki. Nie chcą też uznać, że prawo w swej czystej postaci nie jest i nie będzie zrozumiałe dla kogoś, kto nie jest prawnikiem albo dla kogoś kto po prosu nie poznał zagadnień, terminów i podstawowej wiedzy z zakresu prawa. Co gorsza, taka postawa dotyka też wielu polityków, którzy swobodnie majstrują w projektach ustaw przygotowanych przez legislatorów.
Powrót do przeszłości
Mam wrażenie, że chodzi o to, aby pisać ustawy, jak za czasów Hammurabiego. Było wprawdzie drastycznie, ale za to, jak prosto.
Pojawiło się prawo do swobodnej krytyki za to, że samemu się czegoś nie rozumie. Doszło wręcz do takiej sytuacji, że głównym obiektem takiej krytyki jest prawnik, który jest "winny" temu, że krytykujący nie odbył studiów prawniczych. Co gorsza taki prawnik niekiedy sam zaczyna się tłumaczyć, zamiast grzecznie poinformować, że wiele czasu, lat poświęcił na to, aby nauczyć się interpretacji przepisów prawa, a dokładniej, aby odkodować normę prawną.
Być może taka postawa służy temu, aby zakwestionować zasadność korzystania z usług prawników. Bo gdyby przepisy prawa była zrozumiałe dla każdego, to prawnicy nie byliby potrzebni. Tylko wydaje się, że skoro język prawniczy nie jest dla wszystkich zrozumiały, to należałoby uznać, iż prawnicy są potrzebni. Nic z tych rzeczy. Nikt "rozsądny" tak nie powie. Raczej wypowiada się takie zdanie: "Skoro przepisy są niezrozumiałe, to zapewne dlatego, aby prawnicy kosili naszą kasę".
Co z tym zrobić ?
Prawnik powinien wzbudzać zaufanie. Musi być kompetentny. Powinien uprzedzić, że nie zna się na wszystkim. Nie może jednak zupełnie zrezygnować z języka prawniczego. Być może, aby zmienić zaprezentowaną wcześniej postawę społeczeństwa, należałoby przyjąć następujące zasady:
Po pierwsze, nie można twierdzić, że prawo jest proste, łatwe i przyjemne.
Po pierwsze, nie można twierdzić, że prawo jest proste, łatwe i przyjemne.
Po drugie, nie wolno kłamać, że uczynimy prawo bardziej zrozumiałym, łatwiejszym, przejrzystym.
Po trzecie, nie należy wymagać od siebie, że zawsze będziemy posługiwali się językiem potocznym, bo to tak, jakby wymagać od dorosłego, że będzie posługiwał się jedynie słownictwem z pierwszych lat życia.
Po czwarte, należy wzbudzać zaufanie do prawników. Umieścić ich na równi z ekonomistami, lekarzami, finansistami, czy architektami.
Nie wymagam tego, aby architekt wyłożył mi zasady projektowania budynku, Dlaczego zatem wymaga się od prawnika, aby tak wyjaśnił poszczególne terminy prawnicze, by każdy adresat to zrozumiał. Nie może dochodzić do absurdu.
Nie wymagam tego, aby architekt wyłożył mi zasady projektowania budynku, Dlaczego zatem wymaga się od prawnika, aby tak wyjaśnił poszczególne terminy prawnicze, by każdy adresat to zrozumiał. Nie może dochodzić do absurdu.
Trzeba to zmieniać. Musimy wzajemnie się szanować. Nie powinno się z prawników robić schizofreników. Bo jak inaczej potraktować sędziego, który ma tak uzasadnić wyrok, aby go zrozumiał przeciętny obywatel, przy jednoczesnym założeniu, że ma tak dokonać subsumcji przepisu i tak to uzasadnić, aby sąd apelacyjny uznał argumentację sądu za uzasadnienie wyroku a nie pogadanki o prawach i obowiązkach sąsiadów.
Trzymać fason
Prawnicy nie powinni za każdym razem podkulać ogona i tłumaczyć się z tego że mówią, jak na prawnika przystało. Nie mogą się tłumaczyć z tego, że potrafią czytać ustawy, że je rozumieją. Nie muszą wstydzić się tego, że potrafią interpretować przepisy prawa, choć pozostała część społeczeństwa nie potrafi i czasami z tego względu ludzie popadają w tarapaty.
P.s.
I najważniejsze. Nie da się ukryć, że prawnicy żyją w społeczeństwie i dla społeczeństwa. Należy robić wszystko, aby działania prawników były dla społeczeństwa zrozumiałe i właściwie odczytane. Oznacza to, że cały czas trzeba poszukiwać tego złotego środka, ale bez bagatelizowania i ignorowania języka prawniczego.
P.s.
I najważniejsze. Nie da się ukryć, że prawnicy żyją w społeczeństwie i dla społeczeństwa. Należy robić wszystko, aby działania prawników były dla społeczeństwa zrozumiałe i właściwie odczytane. Oznacza to, że cały czas trzeba poszukiwać tego złotego środka, ale bez bagatelizowania i ignorowania języka prawniczego.
Nie do końca się zgodzę. Bo i ile medycyna, czy farmacja, to dziedziny, w których "skomplikowanie" jest ich immanentną cechą, to nie można tego powiedzieć o prawie, a w rzeczywistości nie o prawie, ale o stopniu skomplikowania stosunków międzyludzkich. Bo nie ma żadnego powodu, aby - chcąc pracować i rozumieć dokładnie na czym stosunek pracy polega - trzeba było mieć stopień magistra prawa. A jeśli trzeba, to jednak coś nie tak jest z prawem, które czasem niektóre rzeczy musi opisywać skomplikowanie, ale też to, co powinno być proste (czyli stosowane przez prostych ludzi), powinno też być nieskomplikowane w prawie. Ponieważ prawo to nie byt sam w sobie, a tylko formalne odzwierciedlenie tego, co ludzie robią w rzeczywistości.
OdpowiedzUsuńLech racja, panaceum na opisany przez Ciebie problem jest jedno: wycofanie Państwa z tych dziedzin życia społecznego, w którym jest ono niepotrzebne, szkodzi swym działaniem, a nie pomaga. Jeśli zlikwidujemy Kodeks Pracy, zlikwidujemy problem niezrozumienia przez pracowników zasad, które regulują świadczenie pracy. Zasady te zostaną bowiem ustalone przez samego pracownika i jego pracodawcę, i TYLKO przez nich. Wiem, wiem, w społeczeństwie demokratycznym jest to niemożliwe, zbyt łatwo jest przekonać ludzi, że bez Państwa sobie nie poradzą...
UsuńTeż jestem z zamiłowania libertarianinem i likwidacja kodeksu pracy i oddanie decyzji o dobrowolnie zawieranych warunkach ludziom jest tym, co popieram. Jednak aby tutaj na tym blogu nie prowadzić czczej dyskusji na ten temat, można tylko zauważyć, że alternatywą nie jest likwidacja KP, tylko absolutne uproszczenie tego, co państwo chce, aby decydować w kontekście pracownika i pracodawcy. Jeśli już bardzo chce, trudno, niech napisze to w ten sposób, aby zmieściło się na jednej kartce, aby nawet sprzedawca po szkole handlowej mógł zrozumieć jak państwo chce mu zrobić dobrze, a resztę mniej ważną, ustalił samodzielnie. I tak, mówienie, że prawo musi być trudne i skomplikowane, to nic innego, jak buta. To jak stawianie karocy przed końmi.
UsuńAkta prawny zawiera przepisy, z których odkodowujemy normy prawne. Tak jest od czasu, gdy nastąpił zalew przepisów prawa. Aby coś uprościć, trzeba napisać zwięźle. Aby napisać zwięźle musimy korzystać z pewnej metody i klucza. Dlatego też przy użyciu logiki formalnej określonym słowom, zwrotom nadaje się pewien sens. Gdyby tak nie było, taki np. kodeks cywilny powinien mieć 10.000 przepisów i tłumaczenia tych przepisów. I tu jest pies pogrzebany. Bo trudność, skomplikowanie jest immanentną cechą współczesnej legislacji oraz teorii prawa. Prawo to dziedzina nauki, z własną siatką pojęciową, z której nie da się od tak zrezygnować. To nie żadna buta. To nauka, która - tak jak wiele - znajduje zastosowanie w praktyce.
OdpowiedzUsuńNie zmienia to jednak faktu, że ogrom spraw prawnych, które dotykają życia codziennego ludzi, można napisać o wiele prościej, a samą regulację poluzować, pozostawiając więcej inwencji samym zainteresowanym stronom. I zostawić takie regulacje, jakie ludzie chcą, aby zostały i są im potrzebne. Czyli generalnie znieść większość tych przepisów ogólnych, które mogą być ustalone wolą stron, nie doprowadzając do paradoksu dylematu więźnia (sytuacji, w której każdy z osobna zawierając indywidualną umowę i godząc się na jej warunki, globalnie doprowadza do efektu, który nikomu nie odpowiada).
UsuńTo nie ma nic wspólnego ani ze współczesną nauką prawa, ani z zalewem przepisów.
UsuńTo kwestia nieustannie ścierającej się potrzeby przewidywalności (czyli pewności prawa), którą najlepiej osiągnąć możliwie precyzyjnymi regulacjami (choćby i w formie precedensów), z potrzebą elastyczności niezbędnej po pierwsze przy niuansowaniu (jeden z moich ukochanych przykładów z historii prawa to różnicowanie kar za odrąbanie ręki i za jej odrąbanie tak, że jeszcze się trzyma), a po drugie przy uwzględnianiu zmieniającej się rzeczywistości ("czy baletnica tańczyła ze starannością dobrego ojca rodziny"). Do tego dochodzi ludzka skłonność do testowania wszystkich granic (patrz: wóz Drzymały, bo nie chce mi się szukać w pamięci bardziej "antycznych" przykładów).
W rezultacie prawo staje się coraz bardziej skomplikowane, zarówno to stanowione, jak i to kreowane w obrocie (konia z rzędem temu, kto ćwierć wieku temu wymyśliłby połowę klauzul wstawianych dziś do umów).
Pozwolę sobie postawić tezę, że trochę na to żądanie uproszczenia prawa sobie prawnicy zasłużyli. Klient przychodzący po poradę nie potrzebuje odpowiedzi na pytanie w postaci "komornik umorzy postępowanie na wniosek dłużnika na podstawie art. 825 pkt 2 kpc je jeżeli prawomocnym orzeczeniem tytuł wykonawczy został pozbawiony wykonalności albo orzeczenie, na którym oparto klauzulę wykonalności zostało uchylone lub utraciło moc". Tyle to on sobie może i sam przeczyta. Klient przychodzi z problemem i to do prawnika (tak jak zresztą przedstawiciela każdego innego zawodu w sferze usług) należy rozpoznanie jego problemu i - to jest najważniejsze - przedstawienie rozwiązania w sposób dla klienta zrozumiały. Niestety, czasami wymaga to przekodowania języka prawniczego na taki, którym posługuje się na co dzień klient. Nie wykluczając nawet gwary. Nie wiem czy wielką ujmą na honorze jest posługiwanie się takim językiem w tym celu. Inna sprawa że czasami nawet najprostsze przedstawienie problemu to dla niektórych odbiorców Himalaje..., ale to zazwyczaj jest margines.
OdpowiedzUsuńWywody postu jakże słuszne tylko, że sprzeczne z obowiązkiem wynikającym z zasady Ignorantia legis non excusat. Powyższe domniemanie wymaga dostępności prawa w postaci mozliwości jego odkodowania na poziomie przeciętnego obywatela, podczas gdy nie wymaga się od obywatela żeby znał się na architekturze, medycynie i z tytułu tej nieznajomości nie poniesie on negatywnych konsekwencji. A w przypadku nieznajomości prawa i owszem. Co więcej w procesie cywilnym to obywatel ślusarz, obywatel krawiec jeśli nie zwróci uwagi sądu na uchybienia tegoż sądu w trybie art 162 kpc, to tenże obywatel poniesie konsekwencje w postaci niemożności powołania się na nie w środkach odwoławczych, choć to sąd jest profesjonalistą nie tylko z wykształcenia ale i z praktyki(kilka razy w tygodniu zasiada na sali rozpraw), a obywatel nie. Dla mnie to sytuacja nieprzymierzając taka jak jazda pasażera taksówką z obarczeniem pasażera odpowiedzialnością za przekroczenie zasad ruchu drogowego przez taksówkarza. To taka mała dygresja.
OdpowiedzUsuńA skoro uczestnik sporu sądowego ma zwracać uwagę na uchybienia przepisom to powinny być one skonstruowane w sposób zrozumiały, bez obowiązku posiadania specjalnej wiedzy w tym względzie.
Czy tak jest? Niestety nie.
Pomimo, że( poza wyjątkami) nie ma obowiązku zastępstwa procesowego, to spróbujmy samodzielnie stosować n.p. ustawę o kosztach sądowych w sprawach cywilnych. Szybko dowiemy się, że nterpretacja w postaci orzeczeń SN zastępuje przepisy ( żeby nie być gołosłownym - opłata od pozwu o naruszenie dóbr osobistych uzależniona w świetle tych orzeczeń od tego czy dochodzimy roszczenia o charakterze majątkowym czy niemajątkowym), czyli interpretuje się to co powinno wynikać wprost z ustawy, a jeżeli tak dalece jest ona niedoskonała to już kłania się zadanie dla ustawodawcy. Czy tak się dzieje? Nie, a prosty człowiek, którego obarcza się obowiązkiem znajomości prawa w tym się gubi. I chyba o to chodzi, szczególnie przy zasadzie kontradyktoryjności w procesie.
Ale obywatel ślusarz, czy obywatel krawiec wcale nie ma obowiązku korzystać z "usług" sądu samodzielnie. I pozwolę sobie zauważyć, że jeżeli wybudowałby sobie samodzielnie domek, i ten domek by się zawalił, to jak najbardziej poniósłby negatywne konsekwencje wynikające z nieznajomości architektury. I jeżeli sobie zaszkodzi w sądzie to tylko na własną prośbę. Skoro się na czymś nie znam to tego albo nie dotykam, albo - jeżeli już muszę - to liczę się z konsekwencjami i kosztami nauki.
UsuńTylko, że zasada domniemania powszechnej znajomości prawa ma szersze znacznie zastosowanie niż art. 162 k.p.c.
UsuńArt. 162 k.p.c. jest tylko po to, żeby sądy odwoławcze nic nie robiły.
UsuńCiekawe jest także "życie" - funkcjonowanie tego przepisu na przestrzeni lat. Kiedyś - proszę popytać starszych adwokatów, mimo obowiązywania, praktycznie nie miał zastosowania.
Zgodzić się trzeba z ogólną intencją tekstu, natomiast wnioski i twierdzenia cząstkowe budzą zastrzeżenia.
OdpowiedzUsuńTrafnym stwierdzeniem jest, że nie można wymagać od ustawodawcy, aby tak pisał przepisy, by były one zrozumiałe dla „przeciętnego obywatela”. Tym bardziej racją jest, że nawet jeżeli obywatel przeciętny będzie potrafił zrozumieć tekst ustawy, to i tak niekoniecznie będzie w stanie poprawnie odkodować normę prawną, całość tej normy lub ustalić konsekwencje prawne wiążące się z odkodowaną normą.
Przekładając powyższe na przykład medycyny, szeroko tu powoływany: każdy obywatel potrafi zidentyfikować u siebie niektóre lub wszystkie objawy choroby, poddać je ocenie oraz postawić diagnozę. Być może będzie to diagnoza trafna, ale jeżeli nie, to taki obywatel nie może mieć pretensji ani do podręcznika medycznego z którego korzystał (google), ani do służby zdrowia. Prawnik jest po to, co lekarz – aby obywatel zasięgnął wiedzy fachowej, a jeżeli tego nie czyni, to na własne ryzyko.
Tego „przeciętnych obywateli” powinna uczyć władza, szkoła, rodzice.
Przechodząc natomiast do elementów, z którymi zgodzić się nie sposób (choć może to różnica poglądów pozorna):
1) Nie może być tak, że przepisy prawa są niezrozumiałe dla prawników. Nie może być tak, żeby chcąc ustalić owe „wiążące konsekwencje prawne”, prawnik musiał spędzać nad przepisami kilka bitych godzin. Nie może być tak, że specjalizacja wyklucza udzielenie porady w sprawie „przeciętnego obywatela” dotyczącego np. ubezpieczeń społecznych. Nie może być w końcu tak, aby prawnik nie był pewien treści udzielonej porady, bo w końcu i tak wszystko zależy od interpretacji urzędniczej.
2) Nie może być tak, że ustawodawca wprowadza rozwiązania, które są nieintuicyjne, nielogiczne, kłócą się z powszechnym społecznym postrzeganiem „wiążących konsekwencji prawnych”.
Przykładowo:
- kara umowna: jakie racje społeczne przemawiają za tym, aby mogła być ona zastrzegana jedynie w razie naruszenia zobowiązania niepieniężnego? Jakie racje przemawiają za tym, aby dochodzenie dodatkowego odszkodowania przewyższającego zastrzeżoną karę wymagało dodatkowego zastrzeżenia umownego? Rozwiązania takie są nieintuicyjne i sprzeczne z „naturalnym” rozumieniem prawa.
- przedawnienie: jakie racje społeczne przemawiają za tym, aby różnicować terminy przedawnienia w przypadku różnych stosunków prawnych (np. 2 lata przy zleceniu, świadczeniu usług, umowie o dzieło, trzy lata w przypadku innych roszczeń „związanych z działalnością gospodarczą”)? Nie wspominając już o terminach zawitych. Rozwiązania takie są nieintuicyjne i sprzeczne z „naturalnym” rozumieniem prawa.
- ograniczenia proceduralne: jakie racje społeczne przemawiają za tym, aby – tu dziękuję za trafny przykład – ograniczać zakres zarzutów apelacyjnych przez art. 162 k.p.c.? Wzywać do uzupełnienia braków pisma w razie nieprzedłożenia odpisu pełnomocnictwa (oczywiście w tym czasie sprawa nawet nie „zawisa” przed sądem, czyli w statystykach)? Jakie racje przemawiają wreszcie za nierozpoznaniem spraw jedna po drugiej, ale „dzień po dniu”? Rozwiązania takie są nieintuicyjne i sprzeczne z „naturalnym” rozumieniem prawa.
3) Nie może być tak, że wprowadzone rozwiązania normatywne są nieskuteczne. Jeżeli są nieskuteczne, to znaczy, że były kompletnie zbędne. Tego wątku nawet nie chce się ciągnąć :)
W zasadzie najbardziej trafny element tekstu znajduje się w post scriptum – i pod nim się podpisuję. Cała reszta ma dla mnie natomiast wydźwięk trochę jak: „zostawcie prawnikom to, co prawnicze”… Tylko, że to prawnicy doprowadzili prawo do stanu nieużyteczności społecznej.
pozdrawiam,
MPac, r.pr.
Jakie racje społeczne w ogóle przemawiają za jakąś karą umowną, skoro można żądać odszkodowań? To nieintuicyjne i sprzeczne z naturalnym rozumieniem prawa.
UsuńAd.Anonimowy2 października 2016 16:34
Usuń"Tylko, że to prawnicy doprowadzili prawo do stanu nieużyteczności społecznej".
Zgoda w 1/2. Można się zdziwić sprawdzając kto przygotowuje projekty ustaw i aktów prawnych, a także przygotowuje ekspertyzy, a w zasadzie uzasadnienia orzeczeń na potrzeby Trybunału Konstytucyjnego, otóż n. p. kancelarie prawne, eksperci, a nie bynajmniej Centrum Legislacyjne. Później proces uchwalania, gdzie decydują racje polityczne często, i tak jak w jednym z artykułów prawa karnego wypada przysłowiowy przecinek czy kropka, co zmienia zasadniczo sens, albo wprowadza się poprawki tylko celem przedłużenia obrad itp. Czyli w 1/2 psuje prawo marne prawodawstwo, nieprofesjonalne i politycy. Pozostała 1/2 to tzw. "boska sztuka wykładni prawa" interpretatorów prawa: sądów, urzędów, gdzie powstają lokalne praktyki i szkoły, gdzie przepis sobie, a praktyka sobie. I jeżeli rozumiem interpretację przepis pro obywatel, czyli nawet to co wynika ponad przepis ale z korzyścią dla obywatela, to zupełnie nie rozumiem interpretacji przepis contra obywatel, wydaje mi się bowiem, że ramy przepisu powinny wyznaczać to minimum gwarancji wynikające z przepisu, ale oczywiście tak często nie jest.
Może się mylę, ale wydaje mi się powszechność korzystania z usług prawniczych wiąże się przede wszystkim z dobrobytem społeczeństwa, tzn. jeżeli powodzi się nam przyzwoicie to korzystamy z usług fryzjera, cenimy także swój czas i samopoczucie i korzystamy z usług prawnika, żeby zaoszczędzić sobie trudów sali sądowej czy kontaktów z ubezpieczycielem, urzędem, albo tak będzie w przyszłości. Natomiast jest faktem, że również prawnicy mają trudności ze zrozumieniem prawa w szczególności wobec różnorodnych interpretacji i praktyk sądowych czy urzędniczych.
@bartoszcze
UsuńAkurat to nie jest najsłabszy punkt mojego stanowiska - kara umowna jest bardzo użytecznym społecznie narzędziem:
1) upraszcza proces udowadniania szkody - ułatwia uzyskanie odszkodowania, tyle że zryczałtowanego,
2) wskazuje na przewidywane i akceptowane przez ewentualnego dłużnika ryzyko niepowodzenia transakcji, a więc przybliżony poziom ewentualnego odszkodowania do zapłaty.
Kara umowna zatem jednocześnie zmniejsza i szacuje poziom ryzyka, i w ten sposób jest użyteczna w obrocie gospodarczym, a więc społecznie.
Pozdrawiam,
MPac
@MPac
UsuńNie zajmowałem się szczegółową analizą wszystkiego - ale jeśli chodzi o karę umowną, to albo przyjmujemy uproszczenie przez ryczałtowanie (wtedy bez sensu jest pytanie dlaczego trzeba specjalnie zastrzegać odszkodowanie przenoszące zryczałtowane) albo trzymamy się zasad odpowiedzialności odszkodowawczej (i ani się nie trzymamy zryczałtowanej wysokości, ani nie kwestionujemy zasadności kar w razie braku szkody).
Logiki. Konsekwencji.
@bartoszcze
UsuńTo jest logika i konsekwencja, której akurat nie rozumiem.
Nie pojmuję zwłaszcza dlaczego pytanie o dodatkowe zastrzeżenie odszkodowania przewyższające karę umowną ma być bez sensu w świetle "uproszczenia" poprzez zryczałtowane odszkodowanie. Nie ma przecież żadnej korelacji pomiędzy ułatwieniami dowodowymi, a zastrzeżeniem dodatkowego odszkodowania.
W prawie niemieckim np. zastrzeganie dodatkowego odszkodowania nie jest konieczne. Kara umowna to jedno (wskazuje na poziom ryzyka) i ułatwia, a odszkodowanie to drugie (ciężar dowodu wtedy "powraca" do wierzyciela.
Nie rozumiem też drugiego zdania, moim zdaniem to co zawarłeś w nawiasie jest sprzeczne. Konsekwencja byłaby być może zachowana, gdybyśmy w ogóle "wycieli" karę umowną z k.c. Jest to jednak rozwiązanie zupełnie nieużyteczne społecznie.
pozdrawiam,
MPac
Jak by nie było, sąd najpierw elegancko recytuje, a potem zadaje pytanie: czy wszystko pan/pani/państwo rozumiecie? (przynajmniej ja się spotkałam z taką praktyką)
OdpowiedzUsuńLepiej zapytać ;-)
I wilki najedzone i owce zbytnio nie przetrzebione. :-)
Ad postu.
OdpowiedzUsuńSąd Apelacyjny nie jest adresatem orzeczenia sądowego, a strona tak, bo orzeczenie sądowe rozstrzyga o prawach strony, o jej interesach, natomiast orzeczenie sądu apelacyjnego nie jest koniecznym i niezbędnym składnikiem na tej drodze .
Wydaje się, że najważniejsze jest samo rozstrzygnięcie sadowe, sposób ujęcia i rozwiązania problemu, ono też plus sprawność i kultura prowadzenia sporu, w moim przekonaniu, wskazują na klasę sędziego, profesjonalizm sądu.
Dywagacje, dyskurs prawniczy może się pojawić przy okazji rozstrzygnięcia sprawy, ale nie jest najistotniejszy, bo do sądu przychodzi się po, kolokwialnie ujmując, załatwienie sprawy (choć zgadzam się z Autorem postu, że nie zawsze da się wytłumaczyć wszystko od podstaw).
Dywagacje prawnicze, dyskusje to z kolei atrybuty pracy na uczelni, publicystyki itp., choć i tu można się zastanawiać, czy nie głównym zadaniem powinno być nauczenie rzemiosła prawniczego, czyli wyposażenie w prawniczy aparat pojęciowy oraz umiejętność posługiwania się nim przez adeptów prawa.
W tym wycinku rzeczywistości sądowej, którą dane jest mi obserwować, jako nieliczni awansują sędziowie dobrzy orzeczniczo natomiast rekrutacja przebiega raczej po linii funkcyjnej (przewodniczący wydziału, prezes sądu itp.)
Do ostatniego zdania można powiedzieć tak, że można zagwarantować w ten sposób, że nastąpi transparentność wyboru:
Usuń1. nie ma żadnych delegacji do sądów wyższych instancji,
2. są dostępne wszystkie statystyczne wskaźniki kandydatów (zaskarżalność, stabilność merytoryczna i wpadkowa) stan referatów z okresu sprawdzania każdego z kandydatów, dostępność obsługi asystenta, oraz referendarza, sekretarza czy stażystę (praktykanta),
3. na dane stanowisko musi zgłosić się co najmniej 2 albo lepiej trzech kandydatów, aby był ważny konkurs czyli eliminacja kandydatów tzw. ze wskazania
4. brak opiniowania przez kolegium danego Sądu,
5. opinię dla kandydatów powinien robić zawsze ten sam wizytator spoza danej Apelacji i losowo wybrany
6. przedkładanie aktualnych badań psychologiczno-psychiatrycznych na każde stanowisko także nie pierwszy raz obsadzane.
a tak będzie jak dotąd :-)
Masz bardzo ciekawy punkt widzenia, pozdrawiam :]
OdpowiedzUsuńNie rozumiem, może ktoś mnie z Państwa uświadomi, dlaczego w sprawach administracyjnych na etapie organu administracji, karnych (na etapie prokuratury), wskazywane są podstawy prawne żądań kierowanych do stron , a także ich pełnomocników, w tym informuje się pełnomocników o przysługujących środkach odwoławczych od orzeczeń, a w sądzie cywilnym, sądzie pracy pełnomocnik nie jest informowany o tym?
OdpowiedzUsuńPrzecież zasada ( domniemanie), że prawo zna sąd znajduje tylko zastosowanie do sądu
Dlaczego w zarządzeniach sądu wzywających do zapłaty od pozwu nie ma wskazania podstawy prawnej żądania
( przecież sąd, niech ta uwaga będzie mi wybaczona, popełnia omyłki choćby matematyczne).Jak obywatel do którego kieruje się takie wezwanie ma się połapać, czy np. kwota do której zapłaty jest wzywany jest wynikiem odmiennej, od przyjętej przez niego kwalifikacji prawnej wniesionych roszczeń czy też może omyłki. Otrzymuje się pismo z wezwaniem do zapłaty, które nie znając podstawy prawnej zawartych w nim żądań trzeba od razu skarżyć ( na zasadzie przypuszczeń), albo je wykonać.
To pytanie jest a propos, że prawo, a więc i jego stosowanie przez sąd, jest dla obywatela.
"dlaczego w sądzie cywilnym, sądzie pracy pełnomocnik nie jest informowany o tym?"
UsuńArt. 5 i 327 kpc.
"Dlaczego w zarządzeniach sądu wzywających do zapłaty od pozwu nie ma wskazania podstawy prawnej żądania"
A po co? podstawa prawna jest zawsze taka sama, art. 130 par.1 kpc
@Bartoszcze
UsuńDziękuję za odpowiedź.
Ale co do zarządzenia sądu wzywającego do opłaty od pozwu itp. to brak wskazania konkretnego przepisu ustawy o kosztach sądowych powoduje, że zażalenie na wysokość opłaty trzeba oprzeć na przypuszczeniach z powodów przeze mnie wskazanych w poprzedniej wypowiedzi. Czy żądania opłat mogą wynikać z interpretacji ustawy przez SN (przykład z opłatą od roszczenia o zadośćuczynienie za naruszenie dóbr osobistych. Istnieje dysonans pomiędzy zapisem literalnym art. 23 ustawy, a interpretacją SN wyrażoną w uchwale co do opłaty od roszczenia o zadośćuczynienie z tytułu naruszenia dóbr osobistych, z której wynika, że należy pobierać opłatę ustaloną według art. 13 ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych.
To tylko jeden z przykładów. Inne to np. wezwanie do opłaty podmiotu zwolnionego od niej. Brak wskazania przepisów ustawy o kosztach sądowych przy zarządzeniu do uiszczenia opłaty ma również zastosowanie do stron niereprezentowanych przez pełnomocnika profesjonalnego. I w tym przypadku to podmioty nieprofesjonalne też mają się domyślać o co sadowi chodzi?
No i proszę jaki dysonans, z jednej strony ten "ćwok" obywatel nieprofesjonalista jest pouczany na podstawie art. 5 kpc przez sąd, z drugiej strony sąd odwoławczy nie uwzględni zarzutów obywatela, jak nie zgłosi zarzutów na podstawie art. 162 kpc profesjonalnemu sądowi. Ot i "logika" prawa za którą prawo jest "kochane" przez profesje nieprawnicze.
OdpowiedzUsuńInny przykład z podobnej materii-żeby zarzucić bezczynność organowi adm. trzeba najpierw złożyć zażalenie do organu nadrzędnego, albo skierować wezwanie do tego organu. Natomiast tam gdzie chodzi o powinność obywatela w zakresie płacenia podatku, nikt obywatela nie wzywa, nie przypomina, a niechże tylko uchybi choćby jeden dzień, to wchodzą w grę sankcje karne.
Jak sąd czy organ się pomyli to jest to pomyłka, a wykazywanie tego jest bądź długotrwałe, żmudne i trudne w kolejnych instancjach odwoławczych, bądź w postępowaniu dyscyplinarnym (co praktycznie nie jest drogą dla obywatela do przejścia z sukcesem).
Bo mamy prawo generalnie nieobywatelskie, począwszy od stanowionego, które nie nadąża za zmianami w życiu, a które stosują, mając świadomość tej nie przystosowalności do życia sądy i organy administracji.
Ponadto przyjmuje się fikcję równości stron w procesie, z jednej stony np. obywatel Sebastaian Kulczyk z drugiej Jan Kowalski, z jednej strony pracodawca zatrudniający 300 osób bądź tysiące osób, z drugiej Dariusz Nowak ślusarz itp.
Prawo to nie tylko jego odczytanie i literalne zrozumienie. Prawo to przede wszystkim jego stosowanie.
Gdyby w Polsce było dobrze ze stosowaniem prawa i sądy i organy administracji, naprawiając niejako błędy ustawodawcze poprzez etyczne i rozumne stosowanie prawa wyznaczały linię prawo dla obywatela, to opinia publiczna wystąpiłaby w obronie stosujących prawo, być może z wyjściem na ulicę włącznie.
A tak mamy prawo niezrozumiałe, które w sobie tylko zrozumiały sposób stosuje, jak to ujął jeden z przedstawicieli sędziów, kasta.
Bo cały problem jest w tym, że w Polsce każda grupa społeczna stara się wyszarpać dla siebie jak najwięcej uprawnień i przywileji, luk w prawie, a sądy i inne organy stosujące prawo nie są w tym odosobnione. Gubi się i zatraca rola służebności ( jakże stare i niezrozumiałe słowo), a przecież w rodzinie, gdyby porównać do niej państwo, jedni pomagają drugim, silniejsi słabszym. Rodzina w której wszyscy członkowie są nastawieni na zysk i karierę ma małe szanse przetrwania. Drugie niemodne słowo, za którą idzie postawa, to odpowiedzialność. Niestety zachowań i postaw społecznych nie reklamuje się jak produktów w sieci handlowej, bo nie przynoszą zysku, choć są społecznie bardziej potrzebne i użyteczne niż reklama np.lodów.
"A tak mamy prawo niezrozumiałe, które w sobie tylko zrozumiały sposób stosuje, jak to ujął jeden z przedstawicieli sędziów, kasta."
UsuńUległ Pan manipulacji. I tyle. Może mnie Pan nazywać kastą, ale nic nie wie Pan o mojej pracy, o ciężkiej pracy, zarwanych nocach i pomaganiu ludziom w ramach obowiązującego prawa. O eksmisjach ludzi, który państwo, gminy nie pomagają. Pretensje w pierwszej kolejności należy zgłaszać do ustawodawcy, który tworzy prawo. Nie mam żadnego interesu w tym, aby interpretować prawo w określony sposób. Nie wiem zatem dlaczego sędzia jest przyrównywany do polityków, którzy tworzą prawo, aby zrealizować swój program wyborczy. Ja nie mam żadnego programu, nie mam żadnego interesu, a moje życie jest w znacznym stopniu ograniczone właśnie z tego względu, że jestem sędzią.
Nigdy, niczego sobie nie wyszarpałem. Na wszystko uczciwie zarobiłem, a moje oświadczenie jest jawne. Jestem odpowiedzialny za to co robię. Proszę nie porównywać mnie z politykiem, który nie ponosi żadnej odpowiedzialności. Ach tak, może nie zostać wybrany. Wielka mi kara.
@Anonimowy18 października 2016 11:27
UsuńZgadzam się z całą powyższą wypowiedzią.
W szczególności uważam za idiotyczny przepis art. 162 kpc, który wymaga aby podsądny lepiej znał prawo niż sąd, jeśli chce rzetelnego i sprawiedliwego procesu. Jednocześnie pozwala sądowi wyższej instancji na udawanie Z CZYSTYM SUMIENIEM, że błędów w postępowaniu nie było, gdy w rzeczywistości były.
A Sąd, który popełnił błędy zawsze może się tłumaczyć: „... a, bo podsądny mnie nie upilnował” :) Może tak się tłumaczyć, ale przecież nie musi. To oczywista oczywistość.
sasanka
Ad. "Uległ Pan manipulacji. I tyle. Może mnie Pan nazywać kastą, ale nic nie wie Pan o mojej pracy, o ciężkiej pracy, zarwanych nocach i pomaganiu ludziom w ramach obowiązującego prawa"
UsuńJeśli chodzi o zarwane noce, to sędzia wydziału cywilnego nie ma obowiązku pracować nocą. Gdyby taką argumentację na sali sądowej przedłożył przedstawiciel innej profesji to zapewne usłyszałby, że taka praca jest wynikiem osobistych preferencji, organizacji pracy, a może i nie najlepszej wydajności, bo przecież nie wszyscy sędziowie pracują nocą.
Powyższe stwierdzenie wynika z moich niewesołych doświadczeń sądowych jako podsądnego na sali sądowej, gdzie w całej okazałości przychodzi mi doświadczać surowości, a nawet bezwzględności sądu.
Tymczasem jest wiele zawodów, których przedstawiciele muszą pracować w nocy np. pielęgniarki, kierowcy miejskich autobusów.
Czy pielęgniarkę jak poda choremu niewłaściwy lek, a kierowcę jak spowoduje wypadek sąd usprawiedliwi i uniewinni, bo dziecko płakało i się nie wyspał, albo chorej matce podawał leki nocą?. Zaraz padną stwierdzenia, że trzeba było wziąć urlop, zwolnienie lekarskie (choćby limit zwolnień był wyczerpany), a matkę oddać do domu opieki lub wynająć opiekunkę.
Jednak do zawodu pielęgniarki czy kierowcy nie ma zainteresowania jak do stanu sędziowskiego, co widać po liczbie kandydatów zgłaszających się na każdy wolny wakat stanowiska sędziego, a także rodzinne klany sędziowskie w wielu sądach.
Tam gdzie praca trudna, niewdzięczna, nisko płatna jakoś nikt nie posyła swoich dzieci.
Przywileje stanu sędziowskiego są bowiem niewątpliwe i będące przedmiotem zazdrości innych nie tak uprzywilejowanych grup zawodowych (immunitet, stałe uposażenie i stabilne warunki zatrudnienia, brak pomniejszania wynagrodzenia o składki emerytalne, długie urlopy, wreszcie emerytura w wysokości 75% wynagrodzenia po przejściu w stan spoczynku).
A co z tego ma społeczeństwo, które za te przywileje płaci swoimi podatkami, a w szerokiej masie na sali sądowej jest traktowane jak podludzie jeśli podsądnemu nie jest dane zajmować eksponowanego stanowiska, albo posiadać dużo kasy czy bardzo dobrego pełnomocnika?
Można powiedzieć, że to niesprawiedliwa ocena niektórych sędziów, czego nie wykluczam. A ile za to złamanych życiorysów i przegiętych kręgosłupów podsądnych na sali sądowej.
Oczywiście można nie dostrzegać rzeczywistości, można lekceważyć poglądy społeczne, co wydaje się być domeną sądów.
Jeśli natomiast sędzia jest wrażliwy na krzywdę ludzką co znajduje wyraz w postawie opisanej w komentarzu, to wyrażam moje najwyższe uznanie.
Jednak głosy krytyczne nie są jednostkowe, nie są wyrazem malkontenctwa, są odzwierciedleniem naprawdę poważnych problemów trapiących sądownictwo.
"Tymczasem jest wiele zawodów, których przedstawiciele muszą pracować w nocy np. pielęgniarki, kierowcy miejskich autobusów."
UsuńWszyscy wymienieni otrzymują wynarodzenie za pracę w nadgodzinach. Co więcej, mają prawo do wolnego po "zarwanej nocy". Kierowaca ma limity pracy wynikające z tachografu. Niecelne porównania.
Z tymi przywilejami sędziów, to przesada. Faktem jest, że jedynym "przywilejem" jest tzw. stan spoczynku. Nie jest to jednak emerytura, w trakcie której można robić co się chce. Nadal można stracić uprawnienia albo mieć dyscyplinarkę, np. za konflikt z sąsiadem.
Ja bym np. wolał zwykłą emeryturę, ale bez ograniczeń w dodatkowym zarobkowaniu, jak np. mają przedstawiciele przywołanych wyżej zawodów. Jakoś o tym nigdy się nie mówi.
Przyznaję rację co do dodatku za pracę w nocy, a wynosi on 20% stawki godzinowej liczonej od stawki minimalnego wynagrodzenia za pracę obowiązującą w danym roku czyli w 2017 r. od 2000 zł jest to dodatek 2,5 zł/h.
UsuńMyślę, że wysokość dodatku nie wymaga żadnego komentarza.
To nie jest dużo. Ale sędziom i tego odmówiono. Chodzi o zasady. Chodzi o to, że całych czas się pisze o przywilejach, których już dawno nie ma.
UsuńNie bardzo rozumiem, oczekiwałby Pan jako sędzia dodatku za pisanie uzasadnień nocą?
UsuńNie. Oczekiwałbym uczciwego postawienia sprawy. Aby nie pisać o jakichś wyimaginowanych przywilejach. A jeśli już, to przynajmniej pisać o ograniczeniach. Wtedy byłoby uczciwie. Z drugiej strony, czy to uczciwe, że sędziowie na dyżurach nie otrzymują dodatku?
UsuńInne służby publiczne np. urzędnicy mianowani też nie otrzymują dodatku za nadgodziny.
UsuńByć może zwykła emerytura bez ograniczeń w zarobkowaniu powinna być możliwa, ale pod warunkiem odprowadzania przez sędziego składek na ubezpieczenie społeczne, i przyjęcia zasady otrzymywania emerytury na podstawie wypracowanego kapitału oraz rezygnacji po przejściu na emeryturę z tytułu " sędzia w stanie spoczynku", gdyż tytuł nawet sędziego w stanie spoczynku do czegoś zobowiązuje skoro są ograniczenia dla czynnego sędziego.
Jakoś nie wyobrażam sobie np. sytuacji udzielenia pełnomocnictwa do reprezentowania dla sędziego w stanie spoczynku udzielonego przez firmę windykacyjną.
Ad Autor bloga 22 lutego 2017 09:21
Usuń"Z drugiej strony, czy to uczciwe, że sędziowie na dyżurach nie otrzymują dodatku?"
A czy to uczciwie, że policjant na służbie straci życie w obronie innego obywatela? Dostanie co najwyżej pośmiertnie medal i awans na wyższe stanowisko, a żadnych pieniędzy, chyba że zostanie po nim rodzina to jej przypadnie renta czy inne świadczenie.
Tym się bowiem charakteryzuje m.in. służba publiczna, że nie przelicza się wszystkiego na pieniądze i nie za wszystkie czynności służbowe, które się wykonuje, nawet w kapitaliźmie, pieniądze się dostaje.
A może świat się tak już zmienił, że nie nadążam, to proszę uprzejmie o wyprowadzenie z błędu.
Jeżeli to nie jest uczciwe, że sędziowie na dyżurach nie otrzymują dodatku to proponuje dodać sędziom te 2,5 zł/h, a niech mają.
UsuńTylko niech także wezmą płacę pielęgniarki i kierowcy.
A czy kierowca i pielęgniarka wezmą moją pracę i kilkanaście lat nauki?
UsuńCzynnik społeczny bez prawniczego wykształcenia realizuje funkcje sądzenia w niektórych krajach.
UsuńA czy Pan podoła obowiązkom pielęgniarki bez wykształcenia, praktyki i doświadczenia?
Nie nie podołam, bo nigdy nie miałem takiego zamiaru. Ale proszę mi dać 2 lata. Może sprawy sądowe rozpoznawać też pielęgniarka po 2 latach nauki. Nie ma problemu. Skoro Pan tak chce. Typowe podejście. Sędziowie to nieroby, którzy nie powinni nic mówić, bo i tak im się płaci za nic.
UsuńPielęgniarki to często osoby z wyższym wykształceniem, a z wynagrodzeniem ok. 1/3 wynagrodzenia sędziego choć od ich starań zależy życie.
UsuńDlaczego uważa Pan, że o ważności wykonywanych zadań decyduje długość kształcenia?
Ale odpowiedź Pana " Nie nie podołam (..)i że Pan odpowiedział świadczy na korzyść Pana.
Pod drugą częścią wypowiedzi na temat sędziów nie podpisuję się.
Są możliwe różne modele sądownictwa. Możliwe także jest przyznanie dodatków za dyżury sędziom, to są kwestie względne i do ustalenia.
Nie mogę natomiast zrozumieć jak w tak biednym społeczeństwie jak nasze sędziowie o wszystko walczą, o dodatki za kilometrówki, o wzrost wynagrodzenia itd.
Przecież na to wszystko idą środki z budżetu. Jeżeli dostaną sędziowie, to być może nie dostaną renciści z kwotą 634 zł, emeryci z uposażeniem 1000 zł .
Jak w takim razie sędziowie postrzegają służbę?
Druga istotniejsza kwestia, to dlaczego sądy nie dostrzegają tej potwornej biedy, wyzysku pracujących.
Miliony Polaków, którzy pracują na umowy zlecenie bez świadczeń chorobowych, urlopowych, czy robią to z wyboru, czy z przymusu ekonomicznego?
Zadłużenie polskiego społeczeństwa, emerytów w szczególności, to przejaw rozrzutności i fanaberii, czy nie wiązanie końca z końcem?
A z drugiej strony pożyczkodawcy z monstrualnie oprocentowanymi pożyczkami dla ludzi, którzy nie mają widoków, żeby kiedykolwiek je spłacić.
Czy sądy nie widzą tego, że gro społeczeństwa dzięki ustawodawcy walczy o byt, o przetrwanie?
Dlaczego sądy nie robią tego, o czym mówi sędzia Irena Kamińska, tj. nie naprawiają orzeczeniami złego prawa, tylko legitymizują je ograniczając się do stwierdzeń, że prawo tak stanowi, a pretensje trzeba mieć do ustawodawcy.
A gdzie instrumenty prawne, gdzie miejsce na kunszt i umiejętności prawnicze jako przeciwstawienie dla niedobrego prawa.
Prawo, które godzi w egzystencję, czyż jest prawem?.
Na mojej ulicy pojawiły się wielkie neony dwóch nowych zakładów pogrzebowych, choć nie mieszkam bynajmniej przy cmentarzu.
Podróżując po Polsce obserwuję wzmożoną ilość nekrologów, nie tylko z grupy tych najstarszych, ale także 50-60, umierających z przepracowania, stresu. Wzrasta liczba samobójstw, która przekroczyła liczbę zgonów w wypadkach komunikacyjnych . Dlaczego? Brak pracy, niepewne jutro, niedogrzane mieszkania, brak środków na leki i jedzenie, trudny dostęp do lekarza.
Światełka w tunelu to orzeczenia sądów w sprawach frankowiczów, i tyle, i długo nic więcej.
Dlatego nie chciałem z tym polemizować. Gdyż w Polsce nie można z tym polemizować. Nie można napisać, że należy mi się słuszne wynagrodzenie, abym nie musiał dorabiać i abym nie musiał np. być uzależniony od kredytów. Nieważne, że Konstytucja - tylko wobec sędziów - stanowi o godnym wynagrodzeniu. Muszę porównywać się z pielęgniarką, kierowcą itp. Muszę wysłuchować, że innym jest gorzej, ciężko.
UsuńMam w rodzinie lekarzy, pielęgniarki, nauczycieli, informatyków, kuchrzy, księgowych itd. Nigdy, ale to nigdy nie umniejszałem ich pracy, zwłaszcza że pracowałem też, jako sekretarka. Wręcz przeciwnie. Nigdy nie uważałem, że jestem ważniejszy od nich, i z tego tytułu powinienem zarabiać od nich więcej. Myślę, że powinni zarabiać więcej, tak jak wiele grup zawodowych w moim kraju.
W tej sytuacji, przyrównywanie mnie do innych zawodów i zarobków jest niestosowne. Z faktu, że ktoś zarabia mniej i ma ciężko, wcale nie można wyprowadzać wniosku, że sędziowie nie powinni odzywać się, odpowiadać na nierzetelne i nieuczciwe zarzuty co do ich zarobków.
Jeszcze raz podkreślę, żaden z wymienionych zawodów nie ma tylu ograniczeń, co sędziowie np. w zakresie dodatkowego zarobkowania czy choćby przebywania w miejscach publicznych.
Pisze Pan o nekrologach, stresie. A co Pan wie o stresie, przygnębieniu, przepracowaniu czy wręcz depresji u prawników, w tym sędziów i prokuratorów. Czy wie Pan, że policjach po tzw. akcji (np. po strzelaninie, w której nic się jemu nie stało) idzie do psychologa. Ale sędziowie po ciężkich procesach (np. gangów, gdzie analizuje się tortury, obcinania palców, zabójstwa, gwałty itp.) po prostu rozpoznaje kolejne sprawy. Wie Pan, że nie są odosobnione przypadki sędziów, którzy umierają w pierwszym roku tzw. stanu spoczynku.
Co słyszę? Aby sędziowie byli bliżej ludzi. A czy myśli Pan, że procesy o eksmisję dzieci, niepełnosprawnych, nieuleczalnie chorych, to sprawy, po których idzie się na spacer i wszystko gra?
Naprawianie prawa? Proszę podać przepis uprawniający sędziego do stosowania przepisu, którego nie ma? Jeśli bym tak zrobił, naraziłbym się na odpowiedzialność karną za niedopełnienie obowiązku. Nie mamy systemu anglosaskiego. Mamy trójpodział władz w ramach prawa pozytywnego.
Co do naprawiania prawa może wystarczy zapytać p. sędzię Irenę Kamińską ( mówi o tym z jednych ostatnich wywiadów w internecie).
UsuńGdyby naprawianie prawa byłoby proste jak zastosowanie jednego przepisu upoważniającego sędziego do stosowania przepisu, którego nie ma, funkcjonowałoby to zapewne częściej, ale to nie działa na zasadzie kopiuj-wklej.
Nie ma jednego rozwiązania do każdego przypadku, pozostają możliwości wynikające np. z art. 5 kc, klauzuli rebus sic stantibus, art. 193 Konstytucji
(pytania sadu do Trybunału Konstytucyjnego) itp.
Znalezienie rozwiązania wymaga poświęcenia czasu, studiowania literatury, polskiego i zagranicznego orzecznictwa, wreszcie podjęcia ryzyka narażenia się na krytykę i niezrozumienie ze strony stron i sądu wyższej instancji (a może spotka się z akceptacją i uznaniem kto wie).
Takie orzekanie daje jednak satysfakcję, bo sędzia pozostaje nie tylko w zgodzie z przepisami, ale również z własnym przekonaniem i sumieniem.
Czy to nie do tych wartości odnosi się rota ślubowania sędziego?
Jeśli sędziom potrzebna jest pomoc psychologa to jestem za przyznaniem im skorzystania z takiej możliwości.
Nie widzę związku bezpośredniego pomiędzy zgonami sędziów w pierwszym roku po przejściu w stan spoczynku, a sprawowaniem urzędu, lecz raczej z zaprzestaniem jego sprawowania i trudnością w przystosowaniu się do funkcjonowania w stanie spoczynku. Wielu emerytów ma z tym problem po 30-40 latach niezmiennej pracy zawodowej.
Nikt sędziom nie zabrania wypowiadać się w sprawie wysokości ich uposażenia, tak jak nie można zabronić społeczeństwu oceny wysokości tych uposażeń.
Ograniczenia wynikające z przynależności do zawodu dotyka wiele grup. Przykładowo od nauczyciela również wymaga się, żeby zawsze i wszędzie tj. czy w miejscu publicznym, czy w domu nie awanturował się, nie nadużywał alkoholu.
Sędziowie nie mają wyłączonego prawa do dodatkowego zarobkowania jeśli uzyskają zgodę prezesa sądu.
Mają natomiast możliwość uzyskania bardzo korzystnie oprocentowanego, korzystniej niż udzielanego przez banki, kredytu mieszkaniowego, bodajże oprocentowanego 2% w skali roku.
Ograniczenia dot. zarobkowania dotyczą także innych grup społecznych np. urzędników mianowanych, którzy muszą uzyskać zgodę dyrektora generalnego urzędu.
Jeżeli sędzia złoży urząd przed nabyciem uprawnień emerytalnych i nie będzie korzystał z tytułu " sędzia w stanie spoczynku" może pracować ile chce i dla kogo chce.
Ograniczenia w zarobkowaniu dotyczą swoją drogą także prokuratorów w stanie spoczynku, więc to nie chodzi chyba o jakieś szczególne obostrzenia, czy szykany wobec sędziów.
Nigdy nie zastanawiało Pana dlaczego Konstytucja tylko sędziom gwarantuje prawo do godziwego wynagrodzenia, i nie dziwi Pana, że pozostali obywatele wyrażają swoje niezadowolenie jeśli ich wynagrodzenia, nie tylko nie pozwalają na godne życie, ale nawet na przetrwanie, czego potwierdzeniem są masowe wyjazdy 2 mln Polaków zagranicę bo nie za zrobieniem przecież kariery n.p. w charakterze sprzątaczki czy opiekunki osoby starszej, bo na takie zajęcia jest i zapotrzebowanie w Polsce, pytanie tylko za jaką kasę?
Prawo dla ludzi to także jako obowiązująca zasada przy kierowaniu sprawy do sądu, że sprawa zostanie szybko rozstrzygnięta. Osobiście wolę czekać na wyznaczenie sprawy przez rok, jeśliby miała ona być rozstrzygnięta na jednym, dwóch posiedzeniach, niż jak to jest w obecnej praktyce sądowej, że na jedno posiedzenie wzywa się 1-2 świadków, a nie daj Boże, że będzie ich 10, to proces trwa kilka lat. Jeżeli dodatkowo sprawa jest nieprzyjemna, wyczerpująca emocjonalnie (mobbing itp.) to strona jest psychicznie uwiązana nierozstrzygniętą sprawą nawet do 10 lat licząc wszystkie instancje, a czasem i dłużej. I nie zawsze można sobie pozwolić na udział pełnomocnika, a jeżeli jest to i tak zazwyczaj sprawa wymaga osobistego udziału strony. Więc na nowo czytanie akt co kilka miesięcy, stawanie na rozprawie (kiedyś w podobny sposób traktowano w procesie karnym osoby pokrzywdzone przez przestępstwo w tym dzieci, więc słuchał policjant, potem przesłuchiwał prokurator, na koniec sąd, nieważne jakim kosztem emocjonalnym podsądnego). Wielość rozpraw to także zwiększone koszty sądowe(w tym za udział pełnomocnika, utratę wynagrodzenia strony). Ale to jest właśnie przejaw tego w jaki sposób państwo ( którego uosobieniem jest władza sądownicza)traktuje zwykłego szarego obywatela, bo jak do sądu trafiają sprawy ludzi z pierwszych stron gazet to jakoś te sprawy są rozstrzygane jednak szybciej. A premier Szydło stwierdziła, że sądy mają być dla obywatela? Więc może jednak ta reforma sądownictwa, z punktu widzenia podsądnego oczywiście, jest potrzebna. Władza sądownicza wydaje się być bowiem "wyprana" z wszelkich uczuć nieobcych podsądnym, skoro praktyka opisana przeze mnie jest częsta, a przedstawicieli sądownictwa, sędziów konkretnie, wzrusza jedynie ich osobiste obciążenie ilością spraw, czy też potrzeba respektu dla sądu i dyscyplinowania podsądnych, a nie skutki ich organizacji pracy dla podsądnych. Ile ta potrzeba respektu dla sądu (vide sprawa p. Miernika za obrazę sądu będzie obywateli kosztować- wszyscy obywatele przecież płacą za jego osadzenie w zk za rzucenie tortem w sędziego, a czy jest on niebezpieczny dla społeczeństwa w sposób wymagający takiej prewencji to wątpię) to dla sądu nieważne. Nieważne także, że respekt dla sądu wymuszany i wynikający tylko i wyłącznie z posiadanej władzy, a nie z autorytetu.
OdpowiedzUsuńNiestety, ale nie ma Pan racji. Jeśli wyznaczy się sprawę za rok, to i tak może ona trwać kolejne dwa albo trzy lata. Bo np. na ten pierwszy termin nie przyjdą wszyscy świadkowie. Więcej, dopiero po przeprowadzeniu wszystkich dowodów zaistnieje potrzeba powołania np. biegłego, który będzie wydawał opinię kolejne 6 miesięcy. Mnie jest zwłaszcza przykro z tego powodu, że udało się wmówić społeczeństwu, że sędziom na rękę, że się cieszą, że sprawy tak się ciągną. To jakiś absurd. Ale cóż, często powtarzane kłamstwo stało się prawdą. Każdy sędzia ma w swoim decernacie tzw. sprawy stare, których jest po kilka. Jest to ułamek wszystkich rozstrzyganych spraw. Czy ktoś w to uwierzy? Pewnie nie. Choć na to są dane w Ministerstwie.
UsuńDziękuję za odpowiedź, tym bardziej, że nie pojawia się Pan często na blogu. Z ostrożności zaznaczę, że uwagi krytyczne nie są kierowane przeze mnie personalnie do Pana. Niestety forum bloga daje ujście również negatywnym emocjom, bowiem rzeczywistość nie jest różowa. Wrażenie moje jest takie bowiem, że państwo od lat nie szanuje obywatela i jego potrzeb, co przejawia się także na niwie sądowej, która często jest ostatnią deską ratunku. Ale ad rem Pana wypowiedzi-postu, to jawi się pytanie czy to sędziowie sami ustalają skład wokandy, czy też w myśl jakiś odgórnych zarządzeń przewodniczących wydziału na wokandzie musi się znajdować określona liczba spraw (9-11 itp.), która determinuje liczbę świadków do poszczególnych spraw. Nie rozumiem bowiem, skoro w pozwie muszę co do zasady podać wszystkich świadków, dlaczego nie zostają oni wezwani na jeden termin? Dlaczego skoro i tak czeka się na wyznaczenie pierwszej rozprawy 9 miesięcy i dłużej w niektórych sądach, następne posiedzenia nie są wyznaczane co tydzień, miesiąc? Przecież sąd i strony mają wtedy w pamięci przebieg czynności i akt. Nie zawsze też jest wymagana opinia biegłego. Przecież sędzia wyznaczając sprawę też widzi z jaką sprawą ma do czynienia, co więcej strona zazwyczaj bezskutecznie wnosi o sukcesywne o jak najczęstsze wyznaczanie rozpraw. Upływ czasu to także utrudnienia w prowadzeniu sprawy, przynajmniej dla strony, wobec niepamięci świadków. Ale moje zasadnicze pytanie jest takie dlaczego sędzia nie podejmuje nawet próby załatwienia sprawy na 1-2 posiedzeniach, no bo jeśli jest 10 świadków, a wzywa się po 1-2, a rozprawy są 2 w roku, to samo mówi za siebie. Co do tego czy dużo jest spraw starych i jakie są w tej mierze statystki, to jest to prawda względnie statystyczna, Inaczej wygląda to w małych sądach, a inaczej np. w stołecznych. Poza tym według mojej wiedzy sprawa stara statystycznie to taka, której czas trwania w okręgu przekracza 3 lata, a w rejonie 5 lat. To są terminy sądowe, tymczasem życie ludzkie trwa ile trwa, w 9 miesięcy można urodzić dziecko, wybudować dom, tylko rozstrzygnięcia sądowego trudno się doczekać. Nierozstrzygnięta sprawa pracownicza przez wiele lat oznacza np. praktyczne wykluczenie zawodowe, przy niesłusznym wypowiedzeniu umowy o pracę o odszkodowanie można ubiegać się tylko za 3 miesiące. Przecież sędziowie o tym wiedzą, ale nie wpływa to jakoś na częstotliwość wyznaczania przez nich rozpraw i na podejmowanie choćby próby załatwienia sprawy na jednej rozprawie. Czasem mam wrażenie, że chodzi o to, żeby stronę tak umęczyć i udręczyć kolejnymi rozprawami (co wiąże się nie tylko z przygotowaniami, ale i dojazdami po kilkaset kilometrów do sądu), żeby dała sobie spokój z dochodzeniem sprawy przed sądem. A może jest to wynikiem bezduszności wobec podsądnego, no bo spraw jest wiele, sędziowie sądzą w te dni które mają przeznaczane na rozprawy, a że do sprawy słuchają po 1-2 świadków, i że z tego powodu wynikają pewne uciążliwości, no to co?
UsuńZ częstotliwością jest tak: spraw jest np. 300. W każdej trzeba podjąć od razu decyzję, bo inaczej strona się niecierpliwi albo składa skargę na bezczynność. W związku z tym podejmuje się czynności i np. wyznacza rozprawę w oparciu o sam pozew, w którym np. powołano 2 świadków. Jeśli w odpowiedzi na pozew powołano kolejnych, to zwykle nie da się wcisnąć ich na wyznaczony termin. Strona powodowa odpowiada na odpowiedź na pozew i składa np. kolejnych świadków. W międzyczasie wyznaczono sprawy w wielu innych sprawach np. na kolejne 4 miesiące. Tym samym, sprawa o której była mowa na początku zostanie wyznaczona najwcześniej za 4 miesiące. Oczywiście między sprawami sąd wyznacza kolejne, rozpoznaje niezliczone ilości przeróżnych wniosków, odpowiada na pisma, polemizuje z biegłymi, szuka biegłych, rozlicza koszty, zwalnia bądź nie zwalnia strony od kosztów, ustosunkowuje się do zażaleń, oczekuje na rozpoznanie wniosków o wyłączenie sędziego, chodzi też na urlopy, zwraca się o dokumenty, poszukuje świadków, zleca czynności policji, sprawdza faktury, przyznaje wynagrodzenia biegłym, kuratorom, zwraca świadkom koszty podróży, czy utracony zarobek, czyta akta, pisma procesowe, sprawdza prawidłowość doręczeń, nadaje klauzule wykonalności, zabezpiecza roszczenia, czyta mail'e i wiele wiele innych czynności podejmuje. Każdy sędzia chce zakończyć sprawę na pierwszym terminie, ale rzadko się da.
UsuńNiestety odpowiedź nie odnosi się od faktów podanych w pytaniu czyli 10 świadków zawnioskowanych już w pozwie i wzywanie na kolejne rozprawy po 1-2 świadków. Że jest to praktyka sądowa przekonuje mnie doświadczenie wyniesione z 3 spraw i podobny porządek posiedzeń na wokandach w wydziale tego sądu.
UsuńA tak w ogóle to nie uważa Pan, że generalizacja typu:"Każdy sędzia chce zakończyć sprawę na pierwszym terminie, ale rzadko się da" jest niebezpieczna i rozmija się z jak wskazano w opisanych przeze mnie przykładach ( co najmniej kilku) z rzeczywistością ?
Proszę mi zatem wskazać konkretnego sędziego, który nie chce od razu zakończyć sprawy. W tym akurat wypadku nie obawiam się generalizować.
UsuńOdpowiedziałem na pytania. Sam miałem dylemat czy nie "upychać" po trzech świadków, aby dociążyć wyznaczone już wokandy, zamiast szukać jednej wokandy np. za 8 miesięcy, aby wcisnąć 10 świadków.
Wskazane przeze mnie sprawy, które ciągną się po 3 lata i dłużej, są tego przykładem. Nazwiska sędziów czy są ważne? Ich motywy działań, tj. czy wzywanie po jednym świadku przy wskazanych w pozwie 10 wynika z nieogarniania sprawy, chęci działania na zwłokę, nieprzepracowywania się ( jak już było powiedziane wcześniej strona może zrezygnować, umrzeć, apelacja może w międzyczasie rozpoznać podobną inną bardziej zaawansowaną sprawę tej samej strony)czy są istotne? Istotne jest cierpienie strony, tak nie waham się użyć tego słowa,strony która za każdym wyznaczanym 2 razy w roku posiedzeniem musi na nowo zaznajamiać się z kilkoma tomami akt sprawy przypominając zdarzenia, które chciałaby jak najszybciej zapomnieć.
UsuńDlatego było pytanie do Pana czy są jakieś odgórne zarządzenia co do określonej liczby spraw na wokandzie.
Wola zakończenia sprawy byłaby gdyby sąd wyznaczył termin na który wezwałby np. 5 świadków, a na następny termin kolejnych 5 i tych którzy z różnych powodów nie stawili się na pierwsze posiedzenie.
A ja czekam z utęsknieniem kiedy cześć orzekania przejmą komputery. Komputer jak mu się wprowadzi dane to ich nie zapomni, a strona nie będzie przecierać oczu ze zdumienia słuchając sądu nie znającego akt sprawy i nie pamiętającego dowodów przeprowadzonych na poprzednich posiedzeniach, a potem czytając orzeczenie. Nie będzie kąśliwych, uszczypliwych, a często niegrzecznych i niekulturalnych uwag pod adresem uczestników postępowania ze strony sądu. Nie będzie elementarnej nieumiejętności odróżnienia prawdy od kłamstwa. Komputery są logiczne i także potrafią lepiej od człowieka przeanalizować mowę ciała.
OdpowiedzUsuńI jakoś nie boję się, że byłoby to orzekanie odhumanizowane patrząc na to jakie jest z udziałem tzw. czynnika ludzkiego.
No i byłoby szybciej.
Tak na marginesie, pytanie do Autora bloga:
OdpowiedzUsuńDlaczego na stronie głównej przestały pojawiać się ostatnie komentarze? Czy możliwe jest przywrócenie tej funkcji? Jest ona bardzo przydatna.
Myślałem, że to tylko zagraca stronę.
UsuńNic podobnego. Dzięki tej funkcji można szybko zorientować się czy są jakieś nowe komentarze do postów. Nawet do tych, które nie są już widoczne na stronie głównej.
UsuńA co się stało z podglądem do facebooka na blogu?
OdpowiedzUsuńFatalnie działa z poziomu bloggera.
UsuńWedług mnie w pracy prawników najtrudniejsze jest przygotowywanie się do wielu różnych spraw, niemal jednocześnie. Czy adwokat prowadzący kilka spraw równolegle może być równie skuteczny? Polecacie jakąś dobrą Kancelarię Adwokacką, która pomoże mi przygotować się do mojej sprawy?
OdpowiedzUsuń