Permanentne reformowanie sądownictwa przez krótkowzrocznych reformatorów daje opłakane efekty.


Trudno znieść obecną sytuację, zwłaszcza że przypominają się koszmary z minionych lat. Także wtedy wielu żałowano. Ale czy o to chodzi? Na to tylko Nas stać? Nie cichną echa sprzeciwu zgłoszonego przez Krajową Radę Sądownictwa wobec - mianowanych przez Ministra Sprawiedliwości - 265 asesorów sądowych. Tylko na samym początku się wydawało, że prym będą wiodły argumenty merytoryczne, a zwłaszcza te, które znajdują jakiekolwiek odzwierciedlenie w aktualnie obowiązujących przepisach prawa. Nic bardziej mylnego. Znowu zostały wytoczone działa, z których wydobywają się argumenty natury społecznej, etycznej, które powoli przybierają postać zwykłej demagogii. Najsmutniejsze jest to, że tak się dzieje cięgle i to od kilkunastu lat. Najgorsze jest to, że te ciągłe reformy złamały karierę wielu młodym ludziom, którzy nie są traktowani, jak ludzie, lecz jako produkt nieludzkich reform. Kto za to odpowiada?


Żal Tych młodych

Niemal wszyscy żałują młodych asesorów sądowych. Przytaczają ich zasługi, które sprowadzają się do tego, że przez wiele lat ciężko się uczyli i zdawali liczne egzaminy. Ze strony Ministerstwa Sprawiedliwości słuchać zarzut, że oto Krajowa Rada Sądownictwa złamała kariery młodym zdolnym, świetnie wykształconym ludziom. Również Krajowej Radzie Sądownictwa żal jest tych młodych ludzi, z których większość jest bardzo dobrze przygotowana do wykonywania czynności sądowych. Nawet Pani Dyrektor Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury po raz pierwszy wydała specjalne oświadczenie, w którym poinformowała, że spirala wrogości nakręciła się tak bardzo, że absolwenci szkoły, którym ustawodawca umożliwił odbywanie aplikacji sędziowskiej, zostali z niczym. Podkreśliła, że jeżeli Sąd Najwyższy podtrzyma decyzje KRS-u, to oni zostaną z niczym. Co więcej, w swych ocenach poszła tak daleko, że oświadczyła, iż zarzuty KRS są kuriozalne. 

Dziennikarze nie pozostają obojętni na sytuację asesorów również wskazując, że znaleźli się oni w epicentrum sporu na linii Ministerstwo Sprawiedliwości - Krajowa Rada Sądownictwa. Są też prawnicy, którzy informują o tym, że KRS swoją decyzją odleciała wysoko ponad badania psychologiczne asesorów. 

Ale nie o to mi chodzi, aby zadać pytanie, czy w taki właśnie sposób, przy użyciu takich niemerytorycznych argumentów od wielu lat nie nakręca się spirali wrogości, zacietrzewienia. Nie zadam również pytania, czy czasem nie jest tak, że tego typu "polemika" nie prowadzi w ostateczności do akceptacji bylejakości, nierzetelności, przyklepywania nieprawidłowości, czy przerzucania własnych uchybień na innych.

Kto oprócz nich?

Nie da się ukryć, że powyższe żale odnoszą się do konkretnych asesorów. Do Tych asesorów. Oczywiście, że ich żal. Ale tylko na to stać państwo prawa od wielu lat? Jakby zupełnie zapomniano o tych, którzy już dawno powinni zostać nie tyle asesorami, co sędziami. Były takie roczniki aplikantów, które liczyły najpierw na stanowiska referendarzy sądowych a później na stanowiska sędziów sądów powszechnych. Co się stało? Gdzie są? Na jakim etapie ich kariery zawodowej?

Po prostu rozpoczęła się kolejna wielka reforma sądownictwa, która doprowadziła do zmodyfikowania koncepcji w ścieżce dojścia do zawodu sędziego. Choć samo szersze sięgnięcie po absolwentów szkoły sędziów wydaje się uzasadnione, to jednak - tak przy okazji - okazało się, że wielu młodych, ambitnych świetnie wykształconych ludzi zostało po prostu z niczym. To tak nawiązując to słów Pani Dyrektor. Osoby, o których piszę, a o których istnieniu zdaje się zapominać wielu ludzi, już dawno zostali z niczym i to bez szans na żadne odwołania. Kto ujmie się za tymi osobami? Dlaczego ani Ministerstwo Sprawiedliwości, ani też Krajowa Szkoła Sądownictwa i Prokuratury nic w tej kwestii nie robi? Dlaczego ich ścieżki kariery zostały od tak sobie zaprzepaszczone? Oni również ciężko się uczyli, niekiedy bez wynagrodzenia. Oni również mają za sobą wiele nieprzespanych nocy. 

Nic nie wspomina się o asystentach sędziów, którym gdzieś, kiedyś, ktoś dał nadzieję na etat sędziowski. Ale nagle wszystko się zmieniło. Okazało się, że priorytet mają inni młodzi, zdolni, świetnie wykształceni ludzie, tj. ci którzy są aktualnie w Krajowej Szkole Sądownictwa i Prokuratury. Czy ktoś wziął ich pod ochronę? Nie nie będą złośliwy, jeśli szczerze napiszę czy aktualnym asesorom sądowym nie jest ich żal? Zapewne nie byłoby tylu wolnych stanowisk asesorskich. Czy obrońcy temidy się za nimi ujęli? Oni nawet nie mieli okazji stanąć przed oblicze KRS'u. 

Pominięte awanse

Są też sędziowie, którzy byli na delegacjach w wyższych instancjach. To również są często młodzi, ambitni, bardzo dobrze oceniani sędziowie. Co się z nimi stało? Nagle zostali odwołani z delegacji. Dlaczego? Czy ktoś jeszcze głośno podnosi larum w ich obronie? Czy może już o tym zapomniano? 

Nie brakuje sędziów, którzy od dawna orzekają w instancjach odwoławczych licząc, że kiedyś otworzy się okienko transferowe, aby choć mieć możliwość kandydowania na sędziego wyższej instancji. Ale od dawna nic takiego się dzieje. Dlaczego? Bo trwa reforma sądownictwa. Jaki tego może być efekt? Może znowu za jakiś czas pojawi się 300 miejsc w całej Polsce i rozpocznie się kompletowanie dokumentacji. Później, jednego dnia, w trybie pilnym do KRS'u zostanie dostarczonych 300 wniosków, do których dołączonych zostanie tysiące dokumentów, aby je wszystkie rozpoznać w 30 dni. No bo skoro nie było naboru przez kilka lat, to trzeba to nadrobić w 30 dni. Niech inni nadrobią stracony czas?

Tak było zawsze

Warto chyba też zadać sobie pytanie dlaczego tak się dzieje. Obawiam się, że tak było zawsze. Tzw. młody człowiek, który nieopacznie, bez bliższego zastanowienia, ale z chęci realizowania własnych marzeń postanowił zostać sędzią w Polsce, został później niemile zaskoczony tym, że będzie musiał się przygotować nie tylko na trudną ścieżkę dojścia do zawodu, ale przede wszystkim, że będzie musiał zaakceptować, bo nie ma innego wyjścia, na drogę niechlujstwa ustawodawczego, permanentnej zmiany przepisów, niezrozumienia potrzeb ludzi ze strony ustawodawcy itp. 

Niech tak będzie. Zapomnijmy o kwestiach merytorycznych. Zapomnijmy o egzaminach i nieprzespanych nocach. Najgorsze co może się przytrafić przyszłemu sędziemu, to te ciągłe zmiany przepisów. Więcej, najgorsze są nie tyle kosmetyczne zmiany przepisów, ale zasadnicze, gruntowne zmiany ustrojowe. Raz asesor sądowy jest, a później go nie ma. Raz może asystent zostać sędzią, a później już nie może. Raz asesorem może zostać aplikant po aplikacji sądowej odbywanej w siedzibie danego sądu okręgowego, a innym razem tylko po aplikacji ogólnej. Jak w tym wszystkim się połapać? Czy tylko o żal tutaj chodzi?

Miałem całkiem nieźle

Jak wspominam swoje życie zawodowe to się okazuje, że miałem chyba całkiem nieźle, choć wówczas uważałem, że nie wiem co przyniesie jutro. 

Jak byłem na ostatnim roku studiów, to aplikacja sądowa chyba trwała 2 lata, a asesura rok. Jak kończyłem studia, to aplikacja sądowa trwała 2 lata, zaś asesura chyba 2 lata. Jak zaczynałem aplikację sądową, to trwała 2,5 roku, a asesura 3 lata. Jak skończyłem aplikację, to - z tego co pamiętam - aplikację wydłużono do 3 lat, zaś asesurę do 4 lat. Ja załapałem się na asesurę czteroletnią.

Wówczas było tak, że osoby, które kończyły aplikację sądową nie mogły został adwokatem, notariuszem czy radcą prawnym. Więcej, również po czteroletniej asesurze nie można było zostać adwokatem, radcą prawnym, czy notariuszem. Gdyby nie było etatów sędziowskich, to zostałbym - według obecnej nomenklatury - z niczym. Tyle tylko, że zostałbym z niczym po 7 latach nauki i pracy. Choć w ewentualnym podaniu o pracę mógłbym wpisać zawód "prawnik", to jednak bez prawa udzielania porad prawnych.

Jak już w końcu zostałem sędzią, to się okazało, że asesura jest niekonstytucyjna. Pamiętam, jak aplikantka sądowa zapytała mnie, co ma teraz robić. Pamiętam też, że na skutek wydłużania aplikacji sądowej i asesury okazało się, że do zawodu sędziego o wiele szybciej można było dojść idąc po prostu na aplikację adwokacką. Dlaczego? Bo ta wprawdzie trwała 3,5 roku, lecz sędzią można było zostać po trzech latach wykonywania zawodu adwokata. Ale kto to przewidział? Czy to nie absurd? 

Pamiętam też, że egzamin sędziowski - oczywiście zgodnie z przepisami - był przewidziany po zakończeniu aplikacji. Efektem było to, że na sam egzamin szedłem już po wpisaniu mnie na listę bezrobotnych. Żeby nie było łatwo, to najpierw w urzędzie pracy odmówiono mi prawa do zasiłku, bo niby z własnej wolni zakończyłem stosunek pracy.

Czy nikt naprawdę nie widzi tego co się dzieje w tej kwestii od kilkunastu lat? Nikt nie potrafi na to spojrzeć szerzej? W tym czasie rządziły wszystkie możliwe ugrupowania polityczne. Było mnóstwo Ministrów Sprawiedliwości reprezentujących przeróżne barwy polityczne. Czy naprawdę za taki stan rzeczy zawsze odpowiedzialność ponoszą sędziowie?

Student prawa

Może ktoś mi odpowie, jaka ścieżka dojścia do zawodu sędziego czeka obecnego studenta prawa? Czy ustawodawca, Ministerstwo Sprawiedliwości, Pani Dyrektor KSSiP albo jakiekolwiek ugrupowanie polityczne odpowie, co aktualny student prawa ma zrobić, aby za kilkanaście lat (bo tyle mniej więcej musi poświęcić czasu) został sędzią? Czy ktoś da im gwarancję, że za kilkanaście lat, będzie dokładnie tak ścieżka teraz? A może studenci prawa zaczną stawiać takie pytania decydentom?

Jestem pewien, że na te pytania mógłby odpowiedzieć jedynie tzw. potencjalny reformator, który nie myśli o budowaniu systemu dla pokoleń. Rany o czym ja piszę. Żeby przynajmniej myślami wybiegano 10 lat w przyszłość, to i tak byłoby dobrze. Obawiam się, że za jakiś czas będziemy znowu omawiali jakiś nowy pomysł na ścieżkę kariery sędziego. Ale nikt nie wejdzie w skórę studenta prawa, aplikanta, asesora. Bo tak łatwiej. 

Co dalej?

Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Choć zaraz. Właściwie to wiem co będzie dalej. Będzie dokładnie tak, jak przez ostatnie kilkanaście lat. Będą się ścierały same słuszne koncepcje, różne rewelacyjne, nowatorskie, jedyne w swoim rodzaju pomysły. Będzie zapewne koncepcja urzędu sędziego, jako korony zawodów, która zakłada likwidację wszelkich aplikacji. Będzie też koncepcja szkolenia na sędziów, która otwiera wiele innych pomysłów od szkolenia w ramach danej aplikacji, aż po jedną szkołę centralną. To wszystko wiąże się z tysiącami przepisów, olbrzymimi kosztami ponoszonymi przez państwo, rozczarowaniem młodych ludzi. Są jednak zadowoleni. To potencjalni reformatorzy. To władza ustawodawcza, której paliwem jest m.in. reforma wymiaru sprawiedliwości.

Gdzieś tam, na samych końcu pojawia się produkt tych koncepcji, czyli kandydat na sędziego. Tak od wielu lat jest traktowany człowiek, przyszły prawnik, który chce zostać sędzią. To nie człowiek. To jest produkt, na który chcą mieć wpływ wszyscy bez wyjątku, bez względy na to, czy się na tym znają czy też nie. To jest produkt, bo tylko przedmiot nie ma nic do powiedzenia, nie ma praw. Albo się na to godzi albo nie. 

A społeczeństwo? 

Albo nie wie o co chodzi, albo ulega demagogii, albo wtóruje kolejnym reformom. I tylko od czasu do czasu, niewielka część tego społeczeństwa, na którą składają się wyłącznie rodzice, bliscy studentów prawa, aplikantów, asesorów zdaje sobie sprawę z tego, co to za orka, czarna dziura.

Pojawią się zatem kolejne pokolenia tzw. młodych, zdolnych, świetnie wykształconych ludzi, którzy po prostu chcą być sędziami. Ale czy czasem znowu nie będzie tak, że wśród nich znajdą się równie młodzi, zdolni, świetnie wykształceni, którzy na skutek rewelacyjnych pomysłów reformatorów, nie zostaną ujęci na wykazie przyszłych sędziów, czy też asesorów sądowych, przesłanym do KRS (jeśli jeszcze coś takiego będzie)? No jak? Kto odpowie dzisiaj na to pytanie?

P.s.
Ja to przeżyłem, choć w innym czasie. Czy mi żal? Żal wszystkich i wszystkiego. I to jest najbardziej dołujące. Bo co z tego? Skoro - z uwagi na brak zgody wszystkich ugrupowań politycznych - za jakiś czas znowu wszystko gruntownie się zmieni, aby kolejne pokolenie nie miało lepiej, tylko aby miało dokładnie tak jak ja i obecni asesorzy. Czyli ...

4 komentarze:

  1. Bardzo wartościowy komentarz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny post, tylko pogratulować. Smuci to, iż takie argumenty nigdy nie zostaną podniesione w mediach i nie trafią do szerszej opinii publicznej, ale to już temat na szerszą dyskusję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Ale My też jesteśmy mediami, zwłaszcza gdy się udostępnia dalej :-)

      Usuń
  3. Porad prawnych może udzielać osoba niebędąca adwokatem ani radcą w ramach wolności wyboru zawodu. Prawnik to zawód nieregulowany, w odróżnieniu od adwokata - por. dawne już orzecznictwo.
    Istotą zawodu regulowanego adwokata i radcy jest uprawnienie do reprezentacji przed sądem.

    OdpowiedzUsuń

Blog działa na zasadzie non-profit. Komentarze nie mogą zawierać kryptoreklamy, w tym linków odsyłających do stron internetowych, czy też podmiotów proponujących jakiekolwiek usługi, czy też sprzedaż jakichkolwiek towarów. Z uwagi na częste ignorowanie powyższego zakazu, ewentualne umieszczenie zakazanych treści wiąże się z jednoczesną zgodą na ponoszenie opłaty w kwocie 99 zł za każdy dzień istnienia takich treści w komentarzach.