W Dzienniku Ustaw zostało opublikowanych piętnaście zaległych wyroków Trybunału Konstytucyjnego. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że odbyło się to jednak w dość nadzwyczajny sposób. Poza tym, przy okazji ustawodawca wszedł w rolę orzecznika.
Wprowadzenie ustawy
Ustawa z dnia 13 grudnia 2016 roku - Przepisy wprowadzające ustawę o organizacji i trybie postępowania przed Trybunałem Konstytucyjnym oraz ustawę o statusie sędziów Trybunału Konstytucyjnego, w jej art. 19. stanowi, że:
„Wyroki Trybunału oraz rozstrzygnięcia Trybunału podjęte z naruszeniem przepisów ustawy z dnia 25 czerwca 2015 r. o Trybunale Konstytucyjnym (Dz. U. z 2016 r. poz. 293) albo ustawy z dnia 22 lipca 2016 r. o Trybunale Konstytucyjnym, wydane przed dniem wejścia w życie ustawy o której mowa w art. 1, podlegają ogłoszeniu w odpowiednich dziennikach urzędowych po zarządzeniu ich ogłoszenia przez sędziego pełniącego obowiązki Prezesa Trybunału, chyba że dotyczą one aktów normatywnych, które utraciły moc obowiązującą.”
Opublikowane wyroki
Na tej właśnie podstawie 29 grudnia 2016 roku doszło do ogłoszenia w Dzienniku Ustaw piętnastu oczekujących na publikację wyroków Trybunału Konstytucyjnego. Wśród nich znalazły się wyroki z dnia:
Wyroki oczekujące na publikację
Wszystko zatem wskazuje na to, że nie zostały opublikowane wyroki z dnia:
9 marca 2016 r. (sygn. akt K 47/15 dot. nowelizacji ustawy o Trybunale Konstytucyjnym)
11 sierpnia 2016 r. (sygn. akt K 39/16 dot. ustawy o Trybunale Konstytucyjnym)
7 listopada 2016 r. (sygn. akt K 44/16 dot. zasad powołania prezesa i wiceprezesa Trybunału Konstytucyjnego).
Chodzi zapewne o to, że w myśl przywołanego wyżej przepisu, wskazane wyroki odnoszą się do przepisów, które zostały uchylone w wyniku kolejnych nowelizacji ustawy o Trybunale Konstytucyjnym.
Argumenty pozaprawne
Obecnej sytuacji nie da się zrozumieć poprzez proste odwołanie do zasad prawa. Nie można nie zauważyć, że z treści art. 190 ust. 2 pkt. 1 Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej wynika, że: "orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego w sprawach wymienionych w art. 188 podlegają niezwłocznemu ogłoszeniu w organie urzędowym, w którym akt normatywny był ogłoszony”. Chodzi tutaj o m.in. o orzeczenia dotyczące zgodności ustawy z Konstytucją.
Z treści tego przepisu Konstytucji nie wynika, aby były jakieś wyjątki w zakresie publikacji orzeczeń. Doszło zatem do sytuacji, w której przepis ustawy, a zatem hierarchicznie niższy od Konstytucji, modyfikuje treść samej Konstytucji, skoro wynika z niego, że podlegają ogłoszeniu wyroki i rozstrzygnięcia „chyba że dotyczą one aktów normatywnych, które utraciły moc obowiązującą.”
Nie ma takiego zastrzeżenia w Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Poza tym, takie ograniczenie byłoby nie tylko niewłaściwe, ale i sprzeczne z regułami dotyczącymi obowiązywania aktów prawnych. Przecież nie jest niczym nadzwyczajnym sytuacja, w której stosuje się normę prawną odkodowaną z przepisu prawnego, który choć nie obowiązuje w momencie orzekania, to jednak obowiązywał w czasie, w którym zaistniało zdarzenie, do którego ta norma znajdowała zastosowanie.
Choćby z tych względów, przywołane wyżej zastrzeżenie stoi w sprzeczności nie tylko z podstawowymi zasadami prawa, ale i logiki.
Stanowisko stało się wyrokiem
Pojawia się jeszcze jedno ciekawe zagadnienie. Okazało się, że zostały opublikowane te orzeczenia, które wcześniej - przez władzę ustawodawczą i wykonawczą - nie były nazywane wyrokami. Sejm RP zadecydował zatem o wygenerowaniu „podstawy prawnej”, która miałaby dać możliwość opublikowania tych kwestionowanych wyroków.
Jednakże wskazany wyżej przepis wyraźnie stanowi o „wyrokach Trybunału”. Ustawodawca zatem przyznał, że Trybunał jednak cały czas ogłaszał wyroki.
Ustawodawca, jako orzecznik
Warto też zauważyć, że ustawodawca wskazuje, iż publikacji podlegają „[…] wyroki Trybunału oraz rozstrzygnięcia Trybunału podjęte z naruszeniem przepisów […]”. Może to oznaczać, że ustawodawca wkroczył w kompetencje organu stosującego prawo, skoro elementem wyróżniającym czy dane orzeczenie ma podlegać publikacji czy też nie, jest uprzednie ustalenie - i to przez ustawodawcę - że wyrok został podjęty z naruszeniem przepisu prawa.
Co ciekawe, ustawodawca nie sprecyzował w sposób wystarczający, jakie to wyroki zostały wydane z naruszeniem przepisów prawa. Jest to o tyle istotne, że Trybunał Konstytucyjny nie uznał, aby jakikolwiek jego wyrok był wydany z naruszeniem prawa. Kto zatem miałby o tym decydować? Wszystko wskazuje na to, że decyzję podjął sam ustawodawca.
Ustawodawca niejako "polemizuje" z władzą sądowniczą. Stwarza następczo podstawę prawną do kwestionowania wydanych już wyroków. Nie da się chyba ukryć, że to swego rodzaju precedens. Czy można mieć pewność, że taka praktyka nie zaistnieje również w przyszłości? Czy także kolejne rządy nie będą chciały czerpać garściami z doświadczeń tego Sejmu?
Które wyroki TK honorować?
Ostatnio głośno było o tym, że zrodził się problem, czy wyroki Trybunału Konstytucyjnego będą honorowane przez sędziów sądów powszechnych. Wątpiącym przypomniano, że niezastosowanie się do wyroków Trybunału Konstytucyjnego będzie uzasadniało wszczęcie postępowania dyscyplinarnego. To może warto odpowiedzieć na następujące pytania:
Czy należy honorować wszystkie wyroki Trybunału Konstytucyjnego, tj. również te oczekujące na publikację?
A jeśli nie wszystkie, to jakie?
Kto decyduje o tym, które wyroki Trybunału Konstytucyjnego mają być uznawane, a które nie?
Głowy nie daję, ale na kanwie tego co wyprawia obecna władza zdaje się przyjęto już stanowisko (czy nawet uchwałę) SN, wg którego sędziowie sądów powszechnych mają stosować się do wszystkich wyroków TK, również tych niepublikowanych.
OdpowiedzUsuń"Czy należy honorować wszystkie wyroki Trybunału Konstytucyjnego, tj. również te oczekujące na publikację?"
OdpowiedzUsuńSędziowie znaleźli się w analogicznej dla podsądnych sytuacji. Zdarzają się bowiem sytuacje, że sądy w podobnej sprawie wydają różne wyroki. Ponadto na czym miałoby polegać "honorowanie" wyroków TK? Dotyczą one kwestii ustrojowych, więc z punktu widzenia praw i obowiązków obywatela nie mają w zasadzie żadnego znaczenia w kontekście konkretnej sprawy :-) Nie mam tak negatywnego zdania o sądach jak większość społeczeństwa, ale też nie mam tak pozytywnego jak większość środowiska sędziowskiego. Dlatego z jednej strony szkoda mi sędziów, którzy rzetelnie wykonują swoją pracę, a wylewa się im na głowy wiadro pomyj i stawia w dość niezręcznej sytuacji. Z drugiej zaś szkoda mi podsądnych, którzy nie mają siły i determinacji - jak to mówi prof. Łętowska - "wyszarpywać sobie sprawiedliwości". Ponadto tajemnicą poliszynela są patologie w sądownictwie polegające na tym, że niektórym sędziom przydziela się za dużo spraw, co z kolei siłą rzeczy musi wpływać na jakość orzeczeń. Nie bez znaczenia jest też funkcjonowanie sekretariatów, które z uwagi na ogromną rotację pracowników często mogą stanowić większy problem niż pomoc dla sędziego, który i tak musi sprawdzać czy np. pismo zostało doręczone prawidłowo.
Gdyby sędziowie w ramach zamieszania wokół wymiaru sprawiedliwości zaczęli podnosić te kwestie, a mianowicie, że nie jest istotna ilość sędziów na 100 tys. mieszkańców, lecz liczba spraw przypadająca na jednego sędziego, a ta z kolei jest za duża, co odbija się na jakości orzeczeń.
Zabrzmię przewrotnie, ale Trybunał Konstytucyjny w dużej mierze jest instytucją polityczną, a nie tylko prawną, więc środowisko sędziowskie zrobiło duży błąd koncentrując się wyłącznie na policzno-prawnym sporze wokół TK ostatnimi czasy.
Tak więc uszy do góry i orzekać swoje :-) I w żadnym razie nie zniechęcać się do prowadzenia bloga jak niestety zrobił to Sub Iudice.
A może SubIudice, jest z obecną opcją np. w Ministerstwie ;-) i taki pretekst, żeby nie pisać. Coś to słabo wygląda, że jeden hejt do postu i zaraz zawieszenie na kołku działalności :-). A tak serio, to mogło mu się przejeść...
Usuń@Anonimowy z 14 stycznia z 09:58
UsuńBardzo trafne uwagi.
Jakkolwiek nie umniejszam znaczenia problemu wokół Trybunału, który, notabene, nie jest niczym nowym, bo jego upolitycznianie zaczęło się dużo wcześniej, tylko może było bardziej rozłożone w czasie, o tyle jestem zdania, że wysiłki sędziów winny zmierzać w kierunku ukazania społeczeństwu prawdziwych realiów wykonywania zawodu sędziego i problemów wymiaru sprawiedliwości.
Zważywszy na to, że władza wprost i otwarcie zapowiada reformę wymiaru sprawiedliwości, bo podobno teraz to " dno, patologia i takie tam" a społeczeństwo wiedzę na tem temat czerpie z mediów, w których wiadomo jak wymiar sprawiedliwości jest pokazywany, nie wróżę niczego innego tej projektowanej zmianie jak tylko ograniczenia niezawisłości sędziowskiej i wprowadzenie mechanizmów kontrolnych "celem wyeliminowania nieprawidłowości i naprawy sytuacji"
Przypominam sobie także, że ten niezłomny TK w czasie, kiedy był taki niezłomny i niezależny w myśl stworzonej przez siebie nowej zasady konstytucyjnej klepnął i zamrożenie podwyżek sędziom i zabranie obywatelom pieniędzy z OFE.
Uchylenie przez TK wyboru 3 dodatkowych sędziów wybranych przez PO było już moim zdaniem tylko rozpaczliwą próbą ratowania wizerunku, nieudaną, zważywszy na to, że ten wybór odbywał się niejako na oczach i przy cichym przyzwoleniu TK ( sędziego Rzeplińskiego)
Trudno się zatem teraz dziwić, że znaczna część obywateli nie bardzo za tym Trybunałem płacze, a pojawiające się w mediach każdego dnia informacje na temat TK nawet tym, którzy wiedzą, o co chodzi w tej sprawie, wydają się już tylko faktycznie histerią.
Co do Subiudice, to myślę, że już od dłuższego czasu miał dość - chyba nawet nie tylko bloga, ale i tej roboty, a komentarze pod ostatnim postem tylko przelały czarę goryczy. Nadto sądzę, że te rozwody mu nie służą - te sprawy naprawdę "ryją psychę", a jak ktoś robi przez dłuższy czas tylko takie sprawy, to naprawdę współczuję.
/...władza wprost i otwarcie zapowiada reformę wymiaru sprawiedliwości, bo podobno teraz to "dno, patologia i takie tam" a społeczeństwo wiedzę na ten temat czerpie z mediów /
UsuńNie tylko z mediów, bo także z własnego doświadczenia, z doświadczenia swoich bliskich i znajomych. I niestety doświadczenie to bywa zbieżne z tym co donoszą media/.
/... nie wróżę niczego innego tej projektowanej zmianie jak tylko ograniczenia niezawisłości sędziowskiej i wprowadzenie mechanizmów kontrolnych ... /
W jaki sposób np. losowanie sędziów orzekających w danej sprawie albo zagwarantowanie stałości składu orzekającego w sprawach cywilnych spowoduje ograniczenie niezawisłości sędziowskiej?
sasanka
Przynajmniej kilka razy odnotowałam nierzetelność i nieścisłość relacji medialnych dotyczących "złego Sądu", więc nie jest to dla mnie źródło wiedzy na temat stanu polskiego wymiaru sprawiedliwości.
UsuńNa opiniach znajomych i bliskich z rodziny nie za bardzo polegam w tym zakresie, bo niestety zwykle laicy kierują się w tych ocenach zasadą, że sąd jest zły i skorumpowany, jak coś idzie nie po ich myśli.
Polegam na własnym doświadczeniu w tym zakresie, które mi mówi, że poza nielicznymi wyjątkami jakość orzekania przez sędziów jest wysoka. Na co dzień bywam w różnych Sądach i naprawdę poza pojedynczymi przypadkami nieudolnego orzekania albo braku kultury osobistej należy się polskim sędziom szacunek, bo rzetelnie i uczciwie wykonują swoją pracę, a mają jej niemało.
A wybór sędziów przez Sejm nie spowoduje ograniczenia niezawisłości sędziowskiej?
Zagwarantowanie stałego składu w sprawach cywilnych doprowadzi tylko do jeszcze dłuższych procesów; cudowna zmiana w kontekście zarzutów, że największym problemem wymiaru sprawiedliwości jest zbyt długo trwający proces.
Szkoda, że nikt publicznie nie mówi, że za stan polskiego wymiaru sprawiedliwości odpowiada właśnie władza- głupimi zmianami w prawie albo braku tych zmian, gdy są konieczne oraz dokręcaniem śruby sędziom przy jednoczesnym wycofywaniu się w post. cywilnym z prawdy formalnej.
Nie mówię o opiniach znajomych i bliskich z rodziny, tylko o własnej ocenie tych postępowań, wyrobionej w oparciu o akta spraw. Często z samych akt widać, jak sędzia bardzo się stara, żeby wydać orzeczenie o z góry ustalonej treści. Najpierw próbuje z „przeciwnika” zrobić głupa, a jak „przeciwnik” się nie daje, to i z siebie taki sędzia gotów jest zrobić głupa, i robi, byle sprostać zadaniu i wydać „odpowiednie” rozstrzygniecie w sprawie. Gdyby jedynymi grzechami sędziów było tylko nieudolne prowadzenie postępowań i brak kultury osobistej, to jeszcze pół biedy. Ja mam na myśli ustawione procesy/postępowania nieprocesowe.
UsuńUważam, że losowanie składu orzekającego i jego niezmienność w sprawach cywilnych wyeliminuje część przypadków ustawionych postępowań. Popieram zmiany w tym zakresie.
Wiem, że nie wpłynie to na skrócenie czasu trwania postępowań. Ale chyba jednak sprawiedliwość powinna mieć pierwszeństwo przed szybkością procesu. Po drugie – z tego co słyszałam – to niezmienność składu orzekającego w postępowaniach cywilnych nie ma być zasadą bezwzględną. W uzasadnionych przypadkach dopuszczalna ma być zmiana w składzie sądu. Uważam, że jest to rozsądne rozwiązanie. Trzeba tylko jasno określić co to są te uzasadnione przypadki, żeby nie było, że wszystko co wymyśli sobie przewodniczący wydziału.
Obecnie w znanych mi sprawach krewnych i znajomych króliczka na ogół zmieniał się skład osobowy sędziów. W jednej ze spraw w II instancji uczestniczyło kilkunastu sędziów, każdy (poza sędzią sprawozdawcą) uczestniczył na ogół tylko w jednym posiedzeniu. „Nowi” sędziowie nie znali dotychczasowego postępowania, sędzia sprawozdawca zatajał przed nimi ważne informacje. Dopiero od strony – o ile została dopuszczona do głosu – dowiadywali się o nich i decydowali o odroczeniu rozprawy w konkretnym celu. Ale co z tego, jak na kolejnej rozprawie byli już nowi „nowi” sędziowie i oni też byli nieświadomi, że sędzia sprawozdawca zataił przed nimi kolejne informacje. Na skargi strony, dotyczące permanentnej zmiany sędziów, była jedna odpowiedź – sędziowie zmieniają się, bo w postępowaniu cywilnym przewodniczący może zmieniać skład orzekający. I tyle. I dalej wymieniano sędziów przy każdym kolejnym posiedzeniu.
sasanka
Pozostaje mi tylko współczuć Pani doświadczeń z wymiarem sprawiedliwości, bo ja dotychczas nie miałam do czynienia ani razu ze skorumpowanym sędzią, co najwyżej z leniwym, niekulturalnym albo nieznającym dobrze sprawy i z tego właśnie wynikały błędy w postępowaniu.
UsuńNie chcę wnikać w opisaną przez Panią sytuację z II instancją, ale z Pani opisu wynika, że sędziowie byli po prostu leniwi, a nie skorumpowani, skoro nie chciało się im przejrzeć akt, tylko polegali na przekazanie sprawozdawcy. O ile pierwszy skład mógł wpaść w taką pułapkę, o tyle kolejne powinny być chyba nauczone doświadczeniem poprzedników?
Czy na pewno większość prowadzonym przez Panią spraw to były " ustawione procesy", czy po prostu ma Pani jedno takie przykre doświadczenie i ono determinują Pani postawę.
Moim zdaniem jednak pod przykrywką "odkorumpowania sądów", które w swojej przeważającej większości nie są skorumpowane", chce się jednak uzależnić sędziów od polityków. Nic gorszego wymiarowi sprawiedliwości się już chyba przydarzyć nie może.
/... z Pani opisu wynika, że sędziowie byli po prostu leniwi, a nie skorumpowani, skoro nie chciało się im przejrzeć akt, tylko polegali na przekazanie sprawozdawcy./
UsuńOwszem jeśli chodzi o "nowych" sędziów to należy uznać, że byli TYLKO leniwi. W końcu zgłoszenie „nieprawidłowości” nowym sędziom skutkowało jednak uwzględnieniem zastrzeżeń strony.
Ale czy mam uznać, że także sędzia sprawozdawca wyłącznie z lenistwa zatajał przed nowymi sędziami ważne informacje lub wręcz podawał im błędne informacje? Zwłaszcza, gdy takie sytuacje powtarzały się?
Czy mam uznać, że przewodnicząca z lenistwa ciągle zmieniała sędziów towarzyszących sędziemu sprawozdawcy, co umożliwiało mu kontynuowanie tego procederu? Czy również z lenistwa siebie samą w końcu włączyła do składu, przeniosła rozprawę (jako jedyną z wokandy) na salę bez nagrywania, po czym zamknięto rozprawę i wydano orzeczenie bez rozstrzygnięcia istoty sprawy?
/Czy na pewno większość prowadzonym przez Panią spraw to były " ustawione procesy", czy po prostu ma Pani jedno takie przykre doświadczenie i ono determinują Pani postawę. /
Na obydwa człony tego pytania odpowiedź brzmi: „nie”. Większość znanych mi spraw to nie były ustawione procesy. Do większości nie mam zastrzeżeń. Natomiast zdecydowana większość spraw dot. „krewnych i znajomych pewnego króliczka” było, w mojej ocenie, ustawionymi. A w sumie było ich trochę.
/Moim zdaniem jednak pod przykrywką "odkorumpowania sądów", które w swojej przeważającej większości nie są skorumpowane", chce się jednak uzależnić sędziów od polityków. Nic gorszego wymiarowi sprawiedliwości się już chyba przydarzyć nie może./
Jestem gotowa polemizować z tą tezą.
sasanka
Trudno mi się odnosić do Pani osobistych doświadczeń i z nimi polemizować. Moje doświadczenia w tym zakresie są odmienne. Jedyne co ewentualnie można sędziom w tym zakresie wytykać, to zbyt szybkie nastawienie się w określony sposób do sądzonej sprawy. U, niestety większości, sędziów, już na 1-szym terminie, często jeszcze przed przeprowadzeniem dowodów osobowych, widać, jaką mają ocenę zdarzeń i roszczeń, co często przekłada się na sposób prowadzenia sprawy. To bardzo ułatwia pracę 1-ej stronie, a utrudnia drugiej, bo na każdym kroku musi walczyć z Sądem i przekonywać do swoich racji, choćby w zakresie wniosków dowodowych i innych. Jest niestety niewielu sędziów, którzy jak ten Sfinks do końca nie dają po sobie poznać, co myślą o sprawie i jakie będzie jej rozstrzygnięcie.
UsuńCo do planowanej reformy sądownictwa, to chyba widać najlepiej, jakie władza ma intencje i nie jest to bynajmniej wola uzdrowienia sytuacji w wymiarze sprawiedliwości. Niech Pani polemizuje z ta tezą, bardzo proszę. Zastrzegam tylko, że nie jestem przeciwna zmianom w wymiarze sprawiedliwości, są one potrzebne, idą one jednak chyba w przeciwnym kierunku do pożądanego.
/Jest niestety niewielu sędziów, którzy jak ten Sfinks do końca nie dają po sobie poznać, co myślą o sprawie i jakie będzie jej rozstrzygnięcie./
UsuńDlaczego niestety? Uważam, że wcale nie byłoby źle, gdyby nie tylko dawali po sobie poznać, ale wręcz wprost informowali o tym strony. Nieraz przecież zdarza się, że strony koncentrują swoją uwagę na okolicznościach nie mających – zdaniem sądu - znaczenia dla rozstrzygnięcia sprawy. Starają się udowodnić jakieś fakty, walczą z sądem o dopuszczenie dowodów na ich potwierdzenie itp., co tylko przedłuża postępowanie. Tymczasem, gdyby sąd poinformował strony, że dana okoliczność nie ma znaczenia dla rozstrzygnięcia sprawy i DLACZEGO, to - uznając stanowisko sądu za słuszne - strony odstąpią od tego i skupią się na tym co ma znaczenie. Natomiast jeśli nie zgodzą się z tym będą miały szansę przekonać sąd już w I instancji do swojego stanowiska. A nie dopiero w apelacji, zażaleniu itp. W niektórych przypadkach pozwoliłoby to uniknąć zaskarżania orzeczeń.
Podobno dotychczasowy model postępowania w spr. cywilnych ma być zmieniony właśnie w tym kierunku.
sasanka
A moim zdaniem gorsze jest jednak utrzymywanie statu quo.
UsuńWiem, że proponowana reforma nie jest doskonała. Wiem też, że wybór między taką niedoskonałą reformą a brakiem reformy jest jak wybór między dżumą a cholerą. Ale jakiegoś wyboru trzeba dokonać. Bo brak decyzji, to też decyzja. Wolę już tę reformę.
Co z tego, że w przeważającej większości sędziowie nie są skorumpowani? Co z tego, że większość postępowań sądowych prowadzą uczciwi i niezawiśli sędziowie? Ale wystarczy stosunkowo niewielu „zawisłych” postawionych wysoko w hierarchii sądowej, żeby wtedy, gdy jest taka „potrzeba”, doprowadzić do wydania „odpowiedniego” orzeczenia. Wystarczy, że to od „zawisłego” sędziego zależy, który sędzia daną sprawę otrzyma. I już jest końcowy efekt zgodny z oczekiwaniem.
Oczywiste jest, że nie we wszystkie postępowania ktoś z zewnątrz ingeruje. No bo i po co? Ale mam uzasadnione poczucie, że obecnie w Polsce nie ma większego problemu z ustawieniem procesu, gdy zachodzi taka „potrzeba”.
Przez blisko 30 lat nie udało się uzdrowić post_PRL-owskiego sądownictwa. Przede wszystkim nie było ku temu chęci ze strony władz. Rzecz jasna ze strony władzy sądowniczej w szczególności. Ale pozostałe dwie władze też nie uczyniły nic, żeby oczyścić środowisko sędziowskie z czarnych owiec. Teraz przynajmniej jest wola zmian. To już jest bardzo dużo.
sasanka
Wola zmian? Proszę podać konkretne zmiany np. przyspieszające procedowanie. Jak na razie nie ma żadnych zmian poprawiających pracę sądów.
UsuńJa o oczyszczaniu środowiska sędziowskiego z czarnych owiec, a Pan Sędzia o przyspieszaniu procedowania.
UsuńChociaż faktycznie pewien związek istnieje.
Gdy wyeliminuje się z grona sędziów tych, którzy wydają "dziwne" rozstrzygnięcia, to i zaskarżeń z pewnością będzie mniej. A to skróci czas uzyskania prawomocnego rozstrzygnięcia w danej sprawie i przez to także w innych sprawach. Nawet bez żadnych dodatkowych zmian przyspieszających procedowanie.
To niejednokrotnie orzeczenia oczywiście niezgodne z prawem, głupie, wręcz absurdalne, zmanipulowane metodą "na głupa", wydane bez rozstrzygnięcia istoty sprawy, itp. generują składanie przez strony środków zaskarżenia, skarg, kolejnych wniosków, ...
sasanka
Opowieści bez pokrycia. Jak zapytam o dane, to otrzymam odpowiedź, że zmanipulowane itd.
UsuńPanie Sędzio, nie jest tak, że jeśli Pan osobiście nie spotkał się z takimi orzeczeniami, o których piszę, to w rzeczywistości nie występują. Proszę mi wierzyć, że występują i to wcale nie sporadycznie.
UsuńProszę mi wybaczyć, że pozwolę sobie przytoczyć pewien żart, który nieodparcie kojarzy mi się z Pańską postawą. Liczę na Pana poczucie humoru :)
Pewien chłop, mieszkający na zabitej dechami wsi, wybrał się z żoną do dużego miasta. Poszli do ZOO. Chodzą, chodzą, oglądają różne zwierzęta. Na koniec chłop mówi do żony: „Chodź Mańka, idziemy stąd. Takich zwierząt nie ma.”
sasanka
Problem polega na tym że Pani widzi orzeczenia, które Pani uznaje za skandaliczne :-)
UsuńBo "takie zwierzęta" też są wśród całej masy "normalnych" zwierząt.
UsuńNa przykład oddalenie żądania świadczenia, które - zdaniem sądu - danej osobie przysługuje. Czy takie orzeczenie obiektywnie nie jest skandaliczne? Czy tylko ja tak to widzę?
sasanka
sasanka
sasanka
Nie. może było przedawnione albo niezasadne w myśl art. 5 k.c.
UsuńNic z tych rzeczy.
UsuńSprawa wyglądała mniej więcej tak:
Strona wystąpiła o zasądzenie jej świadczenia A. Sąd I instancji oddalił żądanie. Strona wniosła apelację zarzucając, że sąd zastosował błędną podstawę prawną i wskazała prawidłową - jej zdaniem - podstawę prawną. Sąd II instancji oddalił apelację.
W uzasadnieniu wyroku sąd przyznał stronie rację, że zastosowanie mają tu przepisy wskazane przez stronę. Napisał, że na podstawie tych przepisów (wskazanych przez stronę) przysługuje jej świadczenie A, a nie świadczenie B.
Tyle, że strona wcale nie wnosiła o zasądzenia jej świadczenia B. Ba, nawet ani słowem nie wspomniała nigdy (ani wcześniej przeciwnikowi procesowemu, ani w sądzie w toku procesu) o świadczeniu B. Nie wiadomo skąd sądowi przyszło do głowy jakieś świadczenie B.
Zresztą we wstępnej części uzasadnienia (w części sprawozdawczej) sąd prawidłowo wskazał, że strona wniosła o świadczenie A.
No i takim sposobem strona została sobie z wyrokiem, którym sąd oddalił żądanie świadczenia A, bo świadczenie A jej przysługuje.
Sprawa była kasacyjna, ale strona tak już straciła wiarę w sądy, że nie chciała już wnosić kasacji.
sasanka
To trzeba było od razu w pozwie wskazać podstawę prawną. Sąd nie jest wróżbitą.
UsuńByła w pozwie wskazana prawidłowa podstawa prawna. Ta, która była później wskazana także w apelacji. Mimo że przecież strona nie ma obowiązku wskazywać podstawy prawnej swego roszczenia, tylko fakty, z których wywodzi swoje żądanie.
UsuńAle nie w tym rzecz, że sąd I instancji nie przyznał racji stronie uznając błędnie, że ta podstawa prawna nie ma tu zastosowania. W końcu sąd też może się mylić. Od tego jest przecież druga instancja, żeby błąd sądu I instancji naprawić.
Rzecz w tym, że sąd II instancji uznał, iż na wskazanej przez stronę podstawie prawnej jednak żądane świadczenie jej przysługuje i ... oddalił apelację. To jest absurdalne. I pod takim absurdalnym wyrokiem podpisało się TROJE sędziów.
sasanka
@sasanka z 16 lutego z 19:54
UsuńSkoro sprawa była kasacyjna, a orzeczenie tak oczywiście błędne, to trzeba było skarżyć. Co to za argument, że strona straciła wiarę w sądy i nie chciała skarżyć.
To, że ktoś wydał zły wyrok, choć tego w Pani sprawie nie przyznaję, bo tej sprawy nie znam, jeszcze nie świadczy o tym, że Sąd jest skorumpowany.
Wymiar sprawiedliwości faktycznie bywa nieudolny, ale przede wszystkim dlatego, że:
1) postępowania nieprocesowe wloką się latami, szczególnie te, gdzie jest na przykład dziedziczenie testamentowe i nikt tego testamentu nie kwestionuje, ale postępowanie trwa, bo przecież cały czas muszą w nim brać udział spadkobiercy ustawowi, a ci jedne po drugim umierają. Mam takie postępowanie w toku - reprezentuje Wierzyciela i przeprowadziłam już 6 postępowań spadkowych poza tym głównym, które się toczy i znowu się dowiaduję, że kolejny uczestnik umarł. Wystarczyłaby natomiast 1 zmiana- jeśli spadkobierca ustawowy nie kwestionuje testamentu i złoży w tym zakresie oświadczenie, przestaje być uczestnikiem postępowania, gdzie jest testament. To takie proste;
2) postępowanie cywilne odarte z większości rygorów dowodowych - niby są, ale w istocie ich nie ma;
3) źle opłacani i niewykwalifikowani pracownicy w Sądzie, którzy nie są dobrym i sprawnym zapleczem dla Sędziów. Żeby Sędzia sobie sam musiał zwrotki sprawdzać. Dlatego właśnie w Polsce 1 sędzie przypada na tylu obywateli, bo ten sędzia to sekretarka i protokolant i wszystko inne.
4) brak ( w praktyce, bo regulacje prawne już zdaje się są) doręczeń elektronicznych przynajmniej między sądem a pełnomocnikami;
Zamiast rozwiązywać problemy teraz będzie obligatoryjnie ciągle ten sam skład w sprawach cywilnych i przedawnienie brane pod uwagę z urzędu. To zamiast problem rozwiązać, tylko go pogłębi. Ale zawsze będzie można zrzucić winę na złych sędziów, co to podobno kradną w sklepach kiełbasę i sprzęt elektroniczny.
Czekam tylko jeszcze na obowiązkowe uzasadnienia orzeczeń w sprawach z udziałem SP jak to w PRL-u bywało.
Te i inne problemy trawią polski wymiar sprawiedliwości, a nie jakaś wyimaginowana korupcja. Nie twierdzę, że jej nie ma, bo ona jest pewnie w każdym zawodzie, ale to nie ona jest problemem w polskim wymiarze sprawiedliwości, co się ludziom próbuje wmówić. Uwierzą Ci, co sprawę w Sądzie przegrali i wtedy najłatwiej zwalić winę na zły sąd.
Ta propaganda i nagonka na Sąd są tak grubo ciosane, że niezgoda na te argumenty wynika z mojego poczucia smaku.
MatkaPolka33
/ Skoro sprawa była kasacyjna, a orzeczenie tak oczywiście błędne, to trzeba było skarżyć. Co to za argument, że strona straciła wiarę w sądy i nie chciała skarżyć./
UsuńA zna Pani sposób przekonania strony do kontynuowania "przygody" z sądami, gdy już w dwóch instancjach przegrała, w tym w II instancji (gdzie orzekał sąd w trzyosobowym składzie!!!) przegrała dlatego, że dochodzone świadczenie jej przysługuje? Ja nie potrafiłam.
Zgadzam się, że wymiar sprawiedliwości jest nieudolny i że nieudolność ta w dużej części nie jest zawiniona przez sędziów.
Ale nie zgadzam się, że nie jest problemem kadra sędziowska. Uważam, że właśnie ona jest największym problemem naszego krajowego wymiaru sprawiedliwości. Tylko przyznam szczerze, że nie wiem jak to sensownie naprawić.
sasanka
Równie dobrze strona może utracić wiarę w Sądy już po przegranej w I instancji w sprawie.
UsuńSkoro zgadza się Pani, że nieudolność wymiaru sprawiedliwości w dużej części nie jest zawiniona przez sędziów, to nie bardzo rozumiem jak jednocześnie może Pani twierdzić, że największym problemem wymiaru sprawiedliwości jest kadra sędziowska.
Opisując swoja sprawę dotknęła Pani całkiem innego problemu - fikcyjności 3-osobowego zawodowego składu w II instancji. Prawda jest w większości taka, że sprawę zna i osądza sędzia referent. A wynika to pewnie z braku czasu i mnóstwa pracy pozostałych 2 sędziów, którzy w większości spraw nawet nie zapoznają się z aktami takiej sprawy polegają na wcześniejszej relacji sędziego referenta, która może być z natury rzeczy wypaczona jego oceną sprawy. ten 3-osobowy skład to czysta fikcja i mamienie stron, że ich sprawę w II instancji rozpoznaje 3 sędziów zawodowych.
Naprawdę nie wierzę, że po kilku, "ustawionych", jak Pani twierdzi, sprawach wydaje Pani tak kategoryczny sąd dotyczący wszystkich lub większości sędziów. To się niestety kłóci z zasadami zdrowego rozsądku.
Zanim zatem wymieniać wszystkich sędziów na usłużnych władzy, warto wprowadzić kilka korekt do obecnie obowiązujących przepisów które powinny urealnić, to co jest zapisane w przepisach, a co nie działa albo działa w sposób niesprawiedliwy i krzywdzący.
Weźmy choćby zasady dotyczące rozdziału kosztów w nieprocesie - zwykle każdy ponosi koszty związane ze swoim udziałem, co w praktyce sprowadza się do zasady - Sąd od nikogo niczego nie zasądza. Tymczasem jest mnóstwo spraw, gdzie należałoby od tej zasady odstąpić, np. gdy wierzyciel wnosi o stwierdzenie nabycia spadku i wówczas to nabycie albo czasami i nabycia odbywają się w całości na jego koszt - złoty interes dla spadkobierców.
Albo ta idiotyczna zasada, że koszty postępowania ponoszą w postępowaniu cywilnym tylko strony, nawet jeśli powstanie tych kosztów to ewidentnie skutek błędu sędziego niezawiniony przez żadną ze stron. W tym zakresie postępowanie karne dużo sprawiedliwiej ustaliło w tym zakresie zasady co do kosztów.
Dalej - przepisy, które słabo zabezpieczają rodzica, któremu drugi rodzic odmawia labo utrudnia kontakty z dzieckiem - najpierw zaczynamy od groźby grzywny, a dopiero potem od grzywny i to zależnej od sytuacji finansowej tego, który te kontakty blokuje. Grzywna powinna być od razu i to w miarę wysoka, aby stanowiła skuteczny "odstraszacz" przed podejmowaniem takich działań. Nadto warto, ale to chyba jest już w projekcie poszerzyć katalog przestępstw przeciwko rodzinie o uporczywe utrudnianie kontaktów z dzieckiem ustalonych prawomocnym orzeczeniem sądu lub ugodą.
Dalej - te głupie przepisy o ograniczaniu władzy 1 rodzicowi przy braku porozumienia rodzicielskiego. Idiotyzm do kwadratu. To proste narzędzie do wywierania nacisku i zemsty na drugim rodzicu.
Takich przykładów można mnożyć i to trzeba poprawiać, a nie wymieniać sędziów albo łamać im kręgosłupy, bo się nam ich wyroki nie podobają.
MatkaPolka83
Orzekałem w sprawach trójkowych. To nie jest fikcja.
UsuńRozumiem, że w sprawach, w których Pan orzekał w takim składzie, każdy z 3 sędziów zapoznawał się z aktami sprawy indywidualnie i potem sędziowie wspólnie debatowali nad rozstrzygnięciem? Tylko bowiem w takim wypadku to nie jest fikcja.
UsuńJeszcze na aplikacji podczas praktyk w Sądzie Odwoławczym przysłuchiwałam się naradom sędziów w sprawach trójkowych i sprowadzały się one do tego, że sędzia sprawozdawca opowiadał, czego sprawa dotyczy i jak jego zdaniem powinna być rozstrzygnięta, a pozostali sędziowie zwykle się z nim zgadzali. Trudno to moim zdaniem uznać za rozpoznanie sprawy w składzie 3 sędziów.
MatkaPolka83
/ Równie dobrze strona może utracić wiarę w Sądy już po przegranej w I instancji w sprawie./
UsuńTo zależy jak mocno wierząca jest dana strona ;-) .
Jednak myślę, że w większości przypadków zwątpienie przychodzi dopiero po kilku dziwnych rozstrzygnięciach, a utrata wiary jeszcze później.
Tamta sprawa nie dotyczyła mnie osobiście, tylko bliskiej mi osoby. Decyzja co do dalszego szarpania się w tej sprawie nie należała więc do mnie. Osoba ta już nie żyje, ale ja przechowuję ku pamięci w domowym archiwum ten dokument - wyrok z jego genialnym uzasadnieniem.
Jeśli o mnie chodzi, to do wniosku, że głównym problemem wymiaru sprawiedliwości w Polsce są dyspozycyjni sędziowie, doszłam dopiero po kilkunastu latach kontaktów z wymiarem sprawiedliwości.
Wcześniej dziwne, nielogiczne, niezgodne z prawem decyzje procesowe sędziów i takież ich orzeczenia jakoś sobie tłumaczyłam. A to że może sędzia rzeczywiście czegoś nie zrozumiał, coś umknęło jego uwadze, może akurat był niezdrów, itp. Dziś sama sobie się dziwię i z siebie się śmieję, że byłam aż tak naiwna, że potrzebowałam aż tak długiego czasu i aż tylu dziwnych sędziowskich „błędów” żeby zrozumieć, że nie były to żadne przypadki. Potrzebowałam aż tyle czasu, gdyż wmówiono społeczeństwu (w tym również mi), że post-PRL-owscy sędziowie są niezawiśli, uczciwi i sprawiedliwi. Społeczeństwo straciło więc czujność i przez to stało się jeszcze bardziej bezbronne wobec sądowego bezprawia.
/ Skoro zgadza się Pani, że nieudolność wymiaru sprawiedliwości w dużej części nie jest zawiniona przez sędziów, to nie bardzo rozumiem jak jednocześnie może Pani twierdzić, że największym problemem wymiaru sprawiedliwości jest kadra sędziowska./
Jedno drugiemu nie przeczy. Nieudolność nieudolnością, i ta może być niezawiniona przez sędziów. A bezprawie bezprawiem. To drugie jest zawinione przez sędziów i z pewnością stanowi większy problem niż nieudolność.
/ Naprawdę nie wierzę, że po kilku, "ustawionych", jak Pani twierdzi, sprawach wydaje Pani tak kategoryczny sąd dotyczący wszystkich lub większości sędziów. To się niestety kłóci z zasadami zdrowego rozsądku./
Nigdzie nie napisałam, że wszyscy ani że większość sędziów sprzeniewierza się zasadzie niezawisłości. Uważam, że jest ich zdecydowana mniejszość. Trudno mi szacować ile. Może 20% , może TYLKO 10%.? W każdym razie nie są to sporadyczne przypadki, jakie w każdym kraju mogą się przytrafić i które są szybko i zdecydowanie eliminowane. Mimo że jest to procentowo niewielka ilość w stosunku do całej kadry sędziowskiej, to jednak wystarczająca, żeby odpowiednio ustawić sprawy, gdy zachodzi taka „potrzeba”.
Moim zdaniem nawet stosunkowo niewielka ilość dyspozycyjnych, bezkarnych sędziów jest znacznie większym problemem dla wymiaru sprawiedliwości niż niezawiniona przez sędziów olbrzymia nieudolność systemu sądownictwa. Bo nieudolność wolniej czy szybciej, łatwiej czy trudniej, da się w końcu przezwyciężyć. Ale oczyścić grono sędziów z czarnych owiec, które niestety nie są tylko pojedynczymi przypadkami, lecz stanowią pewną grupę, mającą wielką władzę, wzajemnie się wspierającą i tuszującą swoje „błędy”, jest niezmiernie trudno.
sasanka
@MatkaPolka83
UsuńCieszę się, że w kwestii fikcyjności trzyosobowych składów sędziowskich w II instancji jesteśmy tego samego zdania. Podobnie zresztą wypowiadał się w komentarzach pod innym postem @bartoszcze – również zawodowy prawnik, który jednak obstawał przy tym, że jakkolwiek na wcześniejszych rozprawach sędziowie towarzyszący referentowi nie znają sprawy i nie muszą, mogą więc ciągle się zmieniać, to na ostatniej rozprawie, bezpośrednio poprzedzającej wydanie wyroku już powinni i są przygotowani.
Moim zdaniem i ten obraz jest przeidealizowany. Sędziowie inni niż referent nie są zaznajomieni z aktami sprawy i na rozprawie, która ma być w danym dniu zamknięta. Wiem to z własnego doświadczenia. W jednej ze spraw z powodu doinformowywania sędziów przez stronę rozprawa była trzykrotnie odraczana celem przeprowadzenia dowodów, co "umknęło uwadze" sędziemu referentowi - nie chodziło o nowe wnioski dowodowe.
Zresztą sędziowie nie tylko nie znają akt sprawy, nie czytają pism procesowych stron, ale nawet nie czytają tego pod czym się podpisują – wydanego przez siebie (jako jednego z trójki) orzeczenia i jego uzasadnienia – na co też mam kilka dowodów, w tym wyrok opisany wyżej (sąd oddala, bo żądane świadczenie przysługuje). Takiemu stanowi rzeczy sprzyja także przepis stanowiący, że sędzia sprawozdawca głosuje pierwszy.
Proszę zauważyć jak łatwo jest w takich przypadkach ustawić wyrok. Wystarczy, że przewodniczący ustawi tylko „zaufanego” sędziego sprawozdawcę i dla pewności jeszcze ciągle zmienia mu pozostałych sędziów – tych dekoracyjnych.
sasanka
Nie znam przypadku osobistego zaznajamiania się z aktami sprawy całego składu 3 osobowego w II instancji.
UsuńKtoś ma inne doświadczenie?
@sasanka
UsuńNie dyskutuję z tym, że zdarzają się dyspozycyjni, przekupni sędziowie. To się zdarza w każdym zawodzie. Istotą sporu jest natomiast, jaka części z nich jest nieteflonowa, bo moim zdaniem bardzo mała oraz czy konstatacja, że takie czarne owce się zdarzają, powinna prowadzić do wniosków i projektów, a jakimi mamy do czynienia obecnie.
Proszę pamiętać, że już od 27 lat żyjemy w wolnej Polsce i w tym czasie wielu sędziów nie post-PRL-owskich zdążyło zostać sędziami, w tym, zakładam, Autor tego bloga. I to ci sędziowie tak naprawdę w przeważającej mierze orzekają. Zarzucanie teraz sędziom, że są przekupni, tak naprawdę uderza właśnie w rzesze tych sędziów, którzy ciężko i rzetelnie pracują, są marnie opłacani i ciągle dokręca się im śrubę.
Remedium na te problemy nie jest zatem wybranie sędziów od nowa, bo wiadomo jak to się skończy, widać to po Trybunale. Naiwnością jest myśleć, że to rozwiąże problem. Naiwnością jest myśleć, że aktualny bezpardonowy atak na sędziów ma na celu oczyszczenie środowiska z "czarnych owiec". Chodzi o zapewnienie sobie możliwości wpływania na sędziów, a wtedy to dopiero będzie Pani miała sprawy ze znajomymi królika.
Co do postępowań dyscyplinarnych przeciwko sędziom, to wystarczy sobie poczytać orzeczenia w kilku sprawach. Widać po nich, że sędziemu grożą dyscyplinarne sprawy na wydawałoby się nie tak znaczne przewinienia, jak opóźnienie w sporządzaniu uzasadnień, nadto po lekturze tych orzeczeń zrozumiałam, jak długa i kręta jest czasem droga do uniewinnienia takiego sędziego, jak szeroko i długo musi się tłumaczyć.
Sędziowie mają kłopot w komunikowaniu się z podsądnymi i z dobrym pr-em, ale sądzę, że to wynika z braku szkoleń, t.zw. miękkich. Są oczywiście sędziowie, którzy naturalnie mają takie umiejętności, ale widać tutaj poważne braki.
Zresztą, te media, które teraz tak dzielnie bronią sędziów wcześniej podawały jako newsy wiele nierzetelnych historii o złym, głupim sądzie. Kto sieje wiatr, zbiera burzę.
Jak obecna władza może zarzucać sędziom, że są tacy przekupni i nieuczciwi i jednocześnie w projektowanych zmianach wskazywać na konieczność przedprocesowych spotkań z pełnomocnikami, podczas których sędzia miałby przedstawić swoją ocenę sprawy i zmierzać do jej zakończenia bez procesu? Przecież taki sędzia od razu będzie oskarżony o sprzyjanie jednej ze stron, a wtedy oczywiście i o korupcję. Rozdwojenie jaźni. Wprowadzenie takich rozwiązań wymaga:
1. zbudowania powszechnego, społecznego zaufania do sędziów;
2. przeszkolenia sędziów w zakresie umiejętności negocjacyjnych, komunikacyjnych;
3. stworzenia warunków lokalowych do takich spotkań.
Tymczasem u nas wszystko na odwrót - sędziowie są oszustami i łapówkarzami, ale idźcie teraz do nich pogadać o sprawie, a oni Wam doradzą jak ją zakończyć.
Jeśli chodzi o składy 3-owe, to tutaj się rzeczywiście zgadzamy. Jednak, mówiąc szczerze, nie wiem, jak ten problem rozwiązać. Nie mam pomysłu. Trudno się jednak dziwić sędziom w sądach odwoławczych - są zawaleni robotą, dostają nowa sprawę i muszą się z nią zapoznawać od nowa, akta często mają wiele tomów. Może, chociaż to głupie, jakiś system losowania sprawozdawcy dopiero na rozprawie odwoławczej, w obecności stron. Wiem, wiem, że to głupi pomysł, ale po prostu nie mam innego. Albo po prostu zlikwidować tę fikcję i od razu ustalić, że sprawy w II instancji rozpoznaje w post. cywilnym 1 sędzia zawodowy. Po co mamić ludzi obietnicą rozpoznania sprawy przez 3 sędziów zawodowych i angażować tych 2 pozostałych sędziów, żeby udawali, że orzekają.
Czy, a jeśli nie, to dlaczego nie, w Pani sprawach złożyła Pani zawiadomienia o przewinieniach dyscyplinarnych tych sędziów, których Pani podejrzewała o korupcję? To jest też droga do eliminowania takich osób z zawodu sędziego albo przynajmniej pokazania im, że nie są bezkarni.
MatkaPolka83
/ Zarzucanie teraz sędziom, że są przekupni, tak naprawdę uderza właśnie w rzesze tych sędziów, którzy ciężko i rzetelnie pracują, są marnie opłacani i ciągle dokręca się im śrubę. /
UsuńTo jak mam walczyć z tymi, którzy działają na czyjeś zlecenie, wzajemnie tuszują swoje celowe błędy, robią wałki i udają, że nie widzą wałków kolegów, skoro mam milczeć z uwagi na tych dobrych?
Przepraszam tych dobrych, ale niestety piszę prawdę o ich kolegach. Poza tym nie piszę o tym dopiero teraz (gdy rzeczywiście nasiliła się w mediach nagonka na sędziów), ale sygnalizowałam to już dużo wcześniej licząc na to, że sędziowie sami może podejmą jakieś działania, żeby naprawić tę sytuację. Dla mnie było oczywiste, że jeżeli nic się nie zmieni, to kiedyś musi dojść do jakiegoś społecznego buntu czy czegoś w tym rodzaju.
/Naiwnością jest myśleć, że aktualny bezpardonowy atak na sędziów ma na celu oczyszczenie środowiska z "czarnych owiec". Chodzi o zapewnienie sobie możliwości wpływania na sędziów, a wtedy to dopiero będzie Pani miała sprawy ze znajomymi królika. /
Ależ przecież ja cały czas podnoszę, że właśnie obecnie ustawiane są postępowania sądowe pod dyktando, co oznacza, że możliwość wpływania na niektórych sędziów już teraz jest i możliwości te są wykorzystywane. Obecni sędziowie jak widać nie chcą (nie potrafią? nie są w stanie?) tego zmienić. To czym ja ryzykuję? Jeśli nawet następcy nie będą lepsi, to co mi za różnica na czyje zlecenie będą przegrywać z krewnymi i znajomymi królika?
Jeśli chodzi o postępowania dyscyplinarne przeciwko sędziom, to zgadzam się, i też o tym nie raz pisałam, że prowadzone są głównie przeciwko zapracowanym sędziom liniowym za drobne przewinienia, albo nawet za nieprawidłowości zaistniałe nie z ich winy (opóźnienia w pisaniu uzasadnień). Tu też mamy do czynienia z casusem batonika, żeby pokazać gawiedzi, że jednak sędziowie są karani dyscyplinarnie. A sędziowie funkcyjni w zasadzie są bezkarni, no chyba że sprawa stanie się bardzo medialna. Natomiast w znanych mi sprawach jeśli były jakieś wałki to głównie ze strony funkcyjnych. Odnieść można wrażenie, że funkcje swoje otrzymują chyba właśnie za takie zasługi.
sasanka
/Czy, a jeśli nie, to dlaczego nie, w Pani sprawach złożyła Pani zawiadomienia o przewinieniach dyscyplinarnych tych sędziów, których Pani podejrzewała o korupcję? To jest też droga do eliminowania takich osób z zawodu sędziego albo przynajmniej pokazania im, że nie są bezkarni. /
UsuńStrona zgłaszała skargi. Ale to nic nie daje jeśli dotyczy sędziów funkcyjnych. Wprawdzie prezes sądu uznała skargę za zasadną, ale skończyło się tylko na tym, że przyznała to stronie w odpowiedzi na skargę. Drugą skargę uznała za na tyle poważną, iż skierowała ją do zastępcy rzecznika dyscyplinarnego. Ten jednak odmówił wszczęcia postępowania dyscyplinarnego. Na tym strona poprzestała. Ale przynajmniej dowiedziała się z odpowiedzi rzecznika, że „ewentualne fałszowanie nagrania (e-protokołu) zasadniczo nie ma znaczenia.” :-)
A Pani pisze o budowania powszechnego, społecznego zaufania do sędziów. Dobre sobie!
Jak Pani to sobie wyobraża?
sasanka
A co ma powiedzieć podsądny, który często też ma dość swojej roli? :-) Moim zdaniem nie tędy droga. Ja nauczyłem się prawa, a ściślej rzecz ujmując tego, czym jest praktyka prawa, dopiero wtedy, kiedy przyszło mi zmierzyć się z przeciwnikiem będącym organem władzy publicznej. W takich sytuacjach trzeba "wyszarpywać sobie sprawiedliwość" i liczyć na szczęście. Czy takie sprawy nie "ryją psychy" przeciętnej osobie? I przy okazji nie "ryją kiszeni" z pieniędzy? :-)
OdpowiedzUsuńPo raz kolejny zabrzmię przewrotnie, ale mnie się wydaje, że rozstrzygnięcie sprawy rozwodowej jest łatwiejsze od prowadzenia sprawy przeciwko organowi władzy publicznej, ale trzeba posiadać doświadczenie życiowe lub mądrość życiową. Warto w tym miejscu przypomnieć casus Salomona :-)
Należy również dodać, że podsądnemu nikt nie płaci za to, że jest podsądnym, a także nie ma II instancji, która skontroluje jego działania i ewentualnie uchyli te, które były błędne :-)
Nie ma nic bardziej "ryjącego psychę" jak np. bycie świadkiem lub uczestnikiem postępowania przygotowawczego i następnie sądowego prowadzonego kierunkowo.
"Na cudzym polu zboże zawsze lepiej rośnie" i tak każdemu z nas wydaje się, że jego sprawy są najtrudniejsze i najbardziej wyczerpujące.
UsuńTymczasem rozwody i sprawy rodzinne dlatego moim zdaniem najbardziej "ryją psyche", bo prawnik, jakim jest sędzia zamiast zajmować się tym, do czego jest powołany, musi wcielać się także w inne role - mediatora, psychologa, terapeuty, pedagoga, seksuologa. Są tacy sędziowie i pełnomocnicy, którzy w tych rolach czują się doskonale i wówczas wszystko jest ok, jednak sądzę, że sub iudice lepiej czuł się w rozstrzyganiu kwestii prawnych, których, umówmy się, nie ma w sprawach rodzinnych zbyt wiele, niż w rozstrząsaniu szczegółów małżeńskiego życia swoich podsądnych.
Nadto sędzia wciąż jest człowiekiem - sam jest zwykle mężem, żoną, ojcem, matką, a sprawy rodzinne dotyczą spraw niezwykle delikatnych i ważnych dla każdego człowieka. Po słuchaniu przez miesiąc o złych kobietach i podłych draniach sędzia musi wrócić do swojego domu, swojej żony i męża, wcześniej zdejmując z siebie ciężar sądowych doświadczeń.
H. Cederbaun powiedział, że "Adwokaci niechętnie przyjmują, tak zwane sprawy administracyjne, dlatego głównie, że spotykają się z jawnie okazywaną niechęcią urzędników".
UsuńPonadto z prawem tak już jest, że jedna strona wygrywa, a druga przegrywa. W sporze obywatela z urzędem zazwyczaj przegrywa obywatel, a że nikt nie lubi przegrywać, to jest to kolejny powód, dla którego zawodowi pełnomocnicy nie lubią tzw. spraw administracyjnych.
Zatem moja opinia nie wynika jedynie z subiektywnej oceny, lecz chociażby z doświadczenia wspomnianej powyżej prof. Łętowskiej, które mówi o "wyszarpywaniu sprawiedliwości".
Co do Sub Iudice, to może "Na cudzym polu..."? Sędzia nie musi pełnić roli psychologa czy terapeuty, ale w zakres jego SŁUŻBY wchodzi gwarancja posiadania DOŚWIADCZENIA ŻYCIOWEGO. Mam prawo oczekiwać od sędziego, że posiada dostateczne doświadczenie życiowe, aby rozstrzygnąć daną sprawę. Dlatego podałem przykład Salomona. Salomon poprosił Boga o mądrość, aby mógł sprawiedliwie sądzić. Wszakże prof. J. Makarewicz mawiał, że dobry sędzia poradzi sobie ze złą ustawą, ale nawet najlepsza ustawa nie pomoże złemu sędziemu...