Sprawa była jakaś wyjątkowa? Niekoniecznie. A może była skomplikowana pod względem prawnym? Nie bardzo. Może jednak chodziło o dowody? Tak jakby. A może dwie alternatywne wersje zdarzenia, z których jedną musiał wybrać sędzia sprawozdawca? Właśnie o to chodzi. No i w czym problem? No przecież ktoś musiał kłamać. Niekoniecznie. A nawet jeśli, to kto?
Tylko jedna wersja
Ostatecznie wyrok musi zapaść. Ostatecznie może być tylko jedno rozstrzygnięcie. To jedno wybrane będzie prawidłowe.
Akurat nie jestem zdania, że wszystko da się uzasadnić. Uważam, że zawsze jakieś rozstrzygnięcie daje się lepiej uzasadnić, gdyż jest bardziej prawdopodobne. Nie zmienia to jednak faktu, że w głowie może się zrodzić pytanie: "Czy tak było naprawdę?".
Ciekawość
Jest rzecz, która nie daje zasnąć. Właściwie to rodzaj emocji, które nie są zbyt przyjemne.
Chodzi o to, że człowiek naczytał się akta sprawy, przeanalizował stan faktyczny i prawny, przewertował księgi prawnicze, czyli najzwyczajniej się napracował. I co? Przesłuchał kogo trzeba, zebrał dowody, wydał wyrok i nawet napisał zgrabne uzasadnienie. A tutaj nagle bezsenność i pytanie: "Ale czy tak było naprawdę?"
Telepatia
Myślę sobie, że w takich sytuacjach fajnie by było wniknąć w umysły stron procesu. Oczywiście byłoby łatwiej, gdyby taka możliwość istniała jeszcze przed wydaniem wyroku. Z całą pewnością nie byłoby łatwiej poznać rzeczywisty stan rzeczy, zwłaszcza jeśli byłby inny, niż ten będący podstawą rozstrzygnięcia, dopiero po wydaniu wyroku.
Poza tym, takie rozterki są wynikiem założenia, że strony procesu wiedzą jak było naprawdę. Paradoksalnie tak być nie musi. Są bowiem sytuacje, w których strona procesu postępowała nieprawidłowo, choć była święcie przekonana, że działa zgodnie z przepisami prawa.
Zaskoczenie
Są jednak takie sprawy, po których zakończeniu ciekawość ustaje. Chodzi zwykle o takie sytuacje, gdy bezpośrednio po wydaniu wyroku i po jego ustnym uzasadnieniu jedna ze stron procesu nagle stwierdza: "Miał sędzia rację, tak właśnie było. Chciałem po prostu pozwanemu zrobić na złość".
Po takich słowach czułem się wręcz podbudowany. Co ciekawe, w tej konkretnej sprawie, powód - pomimo tego, że przyznał, iż pobłądził - to jednak dalej rozpaczał, że przegrał sprawę. Jakie to prawdziwe i smutne zarazem.
Czy taki przypadek zmienia postrzeganie zasadniczego problemu. Na krótko. Może by zatem, od czasu do czasu, strona procesu, która przegra sprawę, tak zwyczajnie potwierdziła, że było tak, jak sąd orzekł. Oczywiście najlepiej będzie, jeśli powie, że było dokładnie tak, jak ustalił "nieomylny" sąd.
P.s.
Nie będę wspominał o pełnomocnikach. Celowo. Być może ich głowy zaprzątają podobne rozterki. Przecież nie musiało być tak, jak im klient przekazał. Różnica chyba polega tylko na tym, że w ich przypadku zasadniczym celem nie jest poszukiwanie prawdy. Nieprawdaż?
Ja jakoś nie mam takich rozterek. Może dlatego, że pracę sędziego postrzegam raczej jako rozstrzyganie sporów niż dochodzenie do prawdy. Zresztą to drugie byłoby takich nadludzkim zadaniem, że cieszę się, że nie muszę tego robić.
OdpowiedzUsuń/ Ja jakoś nie mam takich rozterek. Może dlatego, że pracę sędziego postrzegam raczej jako rozstrzyganie sporów niż dochodzenie do prawdy./
UsuńOd czego więc zależy wynik sprawy - to rozstrzygnięcie? Z sufitu, z wyliczanki entliczek, pentliczek..., z rzutu monetą...?
To tak jakby nauczyciel postrzegał swoją pracę jako wystawianie ocen, ale bez ustalenia co który uczeń umie.
sasanka
/Od czego więc zależy wynik sprawy - to rozstrzygnięcie?/
UsuńOd przedstawionych przez strony twierdzeń i dowodów, jak to zwykle bywa w sądach od paru tysięcy lat.
Ciekawe więc pod jakim kątem sędzia ocenia twierdzenia stron i dowody, skoro nie zamierza dochodzić prawdy?
UsuńWrażenie artystyczne?
sasanka
/Ciekawe więc pod jakim kątem sędzia ocenia twierdzenia stron i dowody, skoro nie zamierza dochodzić prawdy?/
UsuńOdpowiedź na to pytanie znajduje się w art. 233 par.1 kpc. Plus parę innych przepisów, znanych dobrze ludziom, którzy wiedzą co się dzieje w postępowaniu cywilnym.
Ad komentarz Rose
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Sąd ustala zazwyczaj prawdę sądową, a prawda (oddająca rzeczywisty stan sprawy) na sali sądowej umiera. To tragiczne, że sąd czuje się zwolniony od ustalania rzeczywistego stanu sprawy, a zadowala rozstrzygnięciem sporu.
Żeby ustalić rzeczywisty stan sprawy, należałoby cofnąć się w czasie i wniknąć do umysłów uczestników. Co, jak wiadomo, jest niemożliwe.
OdpowiedzUsuńKażde zeznanie, każda relacja to już tylko przybliżenie rzeczywistego stanu, filtrowane przez percepcję i wyobrażenia.
PS W kryminałach Connelly'ego adwokat Mick Haller wielokrotnie mówi klientom "nie mów mi czy jesteś winny, czy nie, bo jeśli to powiesz, to utrudnisz mi robotę"
Panie Sędzio, tak trochę w kontekście tego wpisu, co Pan myśli o tym artykule: http://wyborcza.pl/duzyformat/1,151085,19774246,sad-na-skraju-zalamania-nerwowego-pytamy-o-kondycje-polskiego.html
OdpowiedzUsuńCzy faktycznie jest aż tak źle?
Jest, ale tylko zdaniem sędziów zwłaszcza z rejonów. Im dalej i wyżej i w ministerstwie tego problemu już nie widać.
Usuńteż sędzia
Problem jest i tego nikt nie ukrywa. Co chwilę np. sędziowie informują o przepracowaniu i ciągłym braku czasu, przy jednoczesnych zastrzeżeniach innych, że sędziowie się obijają.
UsuńJest źle ale będzie lepiej... Wynika to z faktu, że Sam On Prezes mojego SO rozesłał via @ link do opracowania "celem wdrożenia i zapobiegania". Jest to równoznaczne z tym, że problemu nawet jeśli był (czemu SO, zaprzecza), udało się go zapobiec. Jednocześnie na wszelki wypadek, przysłali do harmonogram kontroli i wizytacji "w aspekcie szybkości postępowania"
UsuńZgodzimy się że niejednokrotnie zdarza się iż na skutek braku reakcji strony pozwanej Sąd wydaje wyrok uznający roszczenia powoda, bo tylko ten przedstawił dowody je uprawdopodabniające. Wyrok który zapadł jest zgodny z prawem. Tutaj - według mnie - rozterki sędziego są uzasadnione. W przypadku jednak gdy obydwie strony sporu reprezentują równy poziom merytoryczny, uważam że tego typu problemy nie powinny występować? A tak z ciekawości... czy Sąd powinien w jakiś sposób zareagować kiedy pozwany się pogrąża na skutek nieumiejętnej obrony? Cały czas mówię oczywiście o sprawach cywilnych
OdpowiedzUsuńSąd dopiero w uzasadnieniu może "zareagować" i dać wyraz swoim rozterkom pisząc, iż pozwany pomimo kilkukrotnego pouczenia o możliwości dowodzenia z tejże nie skorzystał.
UsuńWyjątkowo sąd może dopuścić dowód z urzędu.
Rozterki sędziego to dobry prognostyk dla podsądnych. Z kolei rozterki podsądnego to dobry prognostyk dla sędziego :-)
OdpowiedzUsuń/ Rozterki sędziego to dobry prognostyk dla podsądnych./
UsuńTo prawda. Ale jest pytanie, ilu jest w Polsce sędziów (stosunkowo), którzy miewają rozterki.
sasanka
Myślisz, że Ty masz problem?? Ja sądzę w karnym:)
OdpowiedzUsuńDo tego momentu tylko ja miałem rozterki :-)
UsuńZ mojej obserwacji wynika, że w sądach rodzinnych sądzi się na podstawie emocji, które potrafi wywołać strona. Procedura, zasady dowodzenia i oceny dowodów są tylko luźnymi sugestiami, a uzasadnić można wszystko.
OdpowiedzUsuńZasada dobra dziecka roztacza się na wszystkie czynności procesowe, oraz stanowi podstawę wykładni przepisów prawa materialnego. Tylko strony "dorosłe" tych postępowań mają specyficzne pojmowania tego dobra. O to kilka przykładów"
Usuń- ja tej zdz... nie dam żadnych alimentów, bo wszystko wyda na paznokcie
- taki typ nie może widzieć się z dzieckiem,bo jakie wartości może przekazać, jak zdradza i zadaje się z osiemnastoletnimi zdz...mi
- dziadkowie nie mogą się widzieć z dzieckiem, bo wiecznie mówią o mnie, że jestem dz....ka
itd.
Emocje to mają strony, jak dokopać drugiej. Nie chodzi tutaj o sprawy tzw. z urzędu. Gdyby było tak dobrze, to wszystkie sprawy tzw. niepatologiczne powinny kończyć się na pierwszym terminie ugodą, albo przed mediatorem, a tak po prawomocny ustaleniu kontaktów, wpływa za miesiąc kolejny wniosek o zmianę orzeczenia o kontaktach, albo o ich zakazanie itd. Taniec chocholi rozpoczyna się od nowa.
Niestety smutne i prawdziwe.