W procesie o wypłatę odszkodowania za szkody poniesione w wypadku komunikacyjnym bardzo często pojawia się wątpliwość, czy zaistniał przypadek tzw. szkody całkowitej. Niekiedy można odnieść wrażenie, że zakładowi ubezpieczeń wręcz zależy na tym, żeby taka sytuacja zaistniała. Aby tak się stało koszty naprawy zostają zawyżone, w tym sensie, że w ramach kosztorysu naprawy przewiduje się najwyższe opłaty za robociznę oraz najwyższe stawki części zamiennych. Taka manipulacja ma jednak krótkie nogi.
Stanowiska stron procesu
Powódka wniosła o zasądzenie na swoją rzecz od pozwanego zakładu ubezpieczeń m.in. należności głównej wraz z ustawowymi odsetkami z tytułu szkody poniesionej w wyniku kolizji drogowej, a odpowiadającej uzasadnionym kosztom naprawy pojazdu oraz opłatom wydatkowanym na poczet prywatnej ekspertyzy.
Nakazem zapłaty wydanym w postępowaniu upominawczym żądanie powódki zostało w całości uwzględnione.
W sprzeciwie od powyższego nakazu zapłaty pozwana m.in. zaskarżyła nakaz w całości, wniosła o oddalenie powództwa w całości uzasadniając to tym, że pozwana rozliczyła szkodę, jako szkodę całkowitą. Nadto, pozwana zakwestionowała wydatek poniesiony na prywatną opinię rzeczoznawcy wskazując, że pozwana sporządziła wycenę i nie było potrzeby wykonywania tej czynności ponownie.
Stan faktyczny sprawy
W lipcu 2011r. doszło do kolizji drogowej, w wyniku której uszkodzeniu uległ należący do powódki samochód osobowy. Sprawcą kolizji była osoba, która posiadała umowę obowiązkowego ubezpieczenia posiadaczy pojazdów mechanicznych zawartą z pozwanym towarzystwem ubezpieczeń.
W wyniku zgłoszenia szkody, pozwana ustaliła, iż zaistniała szkoda całkowita. Według pozwanej wartość pojazdu przed zdarzeniem wynosiła 9600 zł, zaś w stanie uszkodzonym 5050 zł. Koszt naprawy w ocenie pozwanej miał się zamknąć kwotą 10688 zł. W związku z tym pozwana zadecydowała o wypłacie powódce różnicy między wartością pojazdu sprzed szkody a wartością pozostałości, czyli kwoty 4550 zł.
Rzeczoznawca techniki samochodowej, działający na zlecenie powódki, wyliczył koszt naprawy pojazdu powódki na kwotę 8900 zł. Koszt opinii wyniósł 369 zł.
Jak się natomiast okazało w toku postępowania sądowego, biegły sądowy ustalił, że wartość pojazdu przed zdarzeniem wynosiła 10600 zł, zaś w stanie uszkodzonym 5050 zł. Natomiast koszt naprawy według biegłego sądowego powinien się zamknąć kwotą 9777 zł.
Wyliczenia biegłego
Biegły sądowy zweryfikował wartość naprawy pojazdu. Dane podane w opinii biegłego były prawidłowe i dlatego zostały przyjęte za podstawę ustaleń. Konsekwencją tego było to, iż pozwana błędnie przyjęła, że w sprawie zaistniał przypadek szkody całkowitej, gdyż wartość pojazdu sprzed szkody była wyższa, niż koszt naprawy pojazdu. W związku z tym, powódka mogła żądać kwoty odpowiadającej rzeczywistej wartości naprawy pojazdu.
Co więcej, powódka mogła się również domagać kwoty poniesionej na sporządzenie opinii rzeczoznawcy. Wynikało to stąd, że już przedprocesowa opinia rzeczoznawcy wskazywała na nieprawidłowe wyliczenia pozwanej oraz niewłaściwy sposób rozliczenia szkody. Ta właśnie opinia rzeczoznawcy skłoniła powódkę do skierowania sprawy do sądu.
Loteria
Tego typu sprawy wskazują na to, że niekiedy proces staje się pewnego rodzaju loterią. Wiele zależy od samego biegłego sądowego oraz od przyjętej przez niego metody wyliczenia szkody. Strony procesu, a zwłaszcza pełnomocnicy muszą o tym wiedzieć. W związku z tym powinni być bardziej skłonni do ugody.
Warto też dodać, że wartości przyjęte przez zakład ubezpieczeń przed procesem wcale nie musiały uzasadniać przyjęcia szkody całkowitej.
P.s.
Niekiedy może być i tak, że ubezpieczyciel douszcza się pewnej manipulcji polegającej na tym, że aby przyjąć wypadek szkody całkowitej tak ustawia poszczególe wartości, aby wyszła szkoda całkowita. Wówczas poroces staje się wręcz konieczny.
Warto też dodać, że wartości przyjęte przez zakład ubezpieczeń przed procesem wcale nie musiały uzasadniać przyjęcia szkody całkowitej.
P.s.
Niekiedy może być i tak, że ubezpieczyciel douszcza się pewnej manipulcji polegającej na tym, że aby przyjąć wypadek szkody całkowitej tak ustawia poszczególe wartości, aby wyszła szkoda całkowita. Wówczas poroces staje się wręcz konieczny.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNa początku lektury postu zacząłem sie zastanawiać jaki sens ma wydawanie nakazu zapłaty w post. upominawczym przeciw TU, ale potem mi Pan odpowiedział:
OdpowiedzUsuń>proces staje się pewnego rodzaju loterią. (...)
>W związku z tym powinni być bardziej skłonni do ugody.
Jak rozumiem, ten nakaz to było takie: "zaproszenie do rokowań"
>Niekiedy może być i tak, że ubezpieczyciel douszcza się >pewnej manipulcji polegającej na tym, że aby przyjąć >wypadek szkody całkowitej tak ustawia poszczególe >wartości, aby wyszła szkoda całkowita
"Niekiedy"? Niekiedy to nie dopuszcza się podobnej manipulacji....
PS. Panie Sędzio, a ta opinia biegłego sądowego to ile kosztowała?
OdpowiedzUsuń
Opinia to koszt około 1000 zł. Koszty procesu to około 1/2 wartości zasądzonej kwoty.
UsuńLiczmy "zgrubnie":
OdpowiedzUsuń- ubezpieczyciel wypłacił nam 5.000 zł
rzeczywiste koszty naprawy wyniosły 10.000 zł
sądzimy się o 5.000 zł (tyle mamy do wygrania),
- na szali zaś kładziemy:
250 zł wpisu
1.000 zł za biegłego
1.200zł/2.400 zł zastępstwa za I instancję (daję obie stawki, żeby nie było, że świadomie manipuluję liczbami, pod założoną tezę) ponieważ możemy założyć, że TU się odwoła w razie niekorzystnego wyroku uśredniamy łączne koszty zastępstwa na 2.500 zł. Pominęliśmy koszt opinii prywatnej.
Przy optymistycznym założeniu, że albo sami jesteśmy w miarę zaznajomieni z procedurą, albo mamy kogoś w rodzinie/znajomych co nam napisze pozew i dalej pokieruje ryzykujemy:
- ok. 3.750 zł by potencjalnie zyskać 5.000 zł (bardzo słabo, ale jeszcze ujdzie),
- ok. 6.000 zł by potencjalnie zyskać 5.000 zł (bierzemy pełnomocnika "z rynku", zakładam, że koszt obsługi prawnej to 2.000 zł plus VAT).
Jak Pan słusznie zauważył to w sumie "loteria". Niestety baaardzo nieopłacalna dla grającego. Niestety TU o tym doskonale wiedzą i negocjować w takich sprawach ok. 5.000 zł nie chcą. Nowe koszty zastępstwa procesowego jeszcze bardziej pogorszyły stosunek ryzyko do potencjalnego zysku po stronie grającego w tę "loterię"
"Loteria" - słusznie.
UsuńMoże czas zacząć rozmawiać o usunięciu z zasad etyki adwokackiej przepisu zabraniającego umawiać się adwokatom o wynagrodzenie uzależnione TYLKO od wyniku procesu. Wygrywamy - dzielimy się. Przegrywamy - obaj mamy koszty. Takie rozwiązanie znacząco zmniejszyłoby ryzyko po stronie klienta udziału w takiej "loterii".
Proszę ten pomysł rozszerzyć też na lekarzy i informować podczas wizyty, że honorarium zostanie uregulowane tylko gdy zostaniemy całkowicie wyleczeni.
UsuńAdwokatowi płaci się przede wszystkim za pracę, nie za efekt.
UsuńPomysł z lekarzami bardzo mi się podoba :) serio ale z adwokatami tak się nie da, rzadko zdarza się całkowita wygrana, za to całkowicie zdrowi powinniśmy wychodzić z gabinetu. Niestety w interesie lekarzy leczyć nie wyleczyć.
UsuńMój wpis dotyczący lekarzy miał charakter ironiczny a tymczasem mam wrażenie, że mógł zostać potraktowany poważnie.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie Pan Sędzia pisze, ale raczej się nie doczekamy wpisu na temat pewnej żony Cezara z Sądu Rejonowego dla Miasta Stoł. Warszawy co zbłądziła do przybytku publicznego?
OdpowiedzUsuńA o czym tu pisać, skoro dopiero będzie śledztwo w sprawie tej prowokacji, które - miejmy nadzieję - wyjaśni kto ją zorganizował i przeprowadził?
UsuńNie wiem dokładnie o kogo chodzi. Ale pisałem już kiedyś w poście: "za młody za medialny", o sędzim, który wydał po prostu wyrok i jak się okazało wielu miało mu to zazłe. Rozpoczęła się prawdziwa nagonka, która nigdy się nie skończyła.
UsuńChodzi o sędziego Łączewskiego.
UsuńWidzę dwa wyjścia:
1) Jeśli zarzuty się nie potwierdzą, to sędzia Łączewski powinien dostać bardzo wysokie zadośćuczynienie i zostać przeproszony w głównym wydaniu "Wiadomości" w TV - czyli w programie gdzie opisywano sprawę.
2) Jeśli zarzuty się potwierdzą, to jedynym wyjściem jest złożenie urzędu.
Na marginesie, sędzia Ryszard Milewski (były prezes SO w Gdańsku), w związku z Amber Gold i "przychylnością" w ustalaniu składu w czasie rozmowy telefonicznej z rzekomym asystentem posła z PO, też powinien zostać pozbawiony urzędu.
Takie sprawy bardzo szkodzą społecznemu postrzeganiu wymiaru społeczności, zwłaszcza zapewnieniom o apolityczności i niezależności.
Oczywiście należy mieć świadomość, że w każdym środowisku są czarne owce i nawet jeśli są to pojedyncze przypadki na rzeszę kilku tysięcy sędziów, którzy z taką naganną postawą nie mają nic wspólnego i codziennie wykonują rzetelnie swoją pracę, to zawsze działa sofizmat rozszerzenia. Jeśli jeden ksiądz był pedofilem, to wszyscy księża to pedofile; jeśli jeden polityk wziął łapówkę, to wszyscy politycy to złodzieje i łapówkarze i temu podobne. Z tego powodu - tym bardziej należy piętnować i surowo karać naganne zachowania w każdej grupie.
Myślę, że nikt nie rozmawia o rzeczywistych problemach. O tym, z czym mierzą się sędziowie. Nikt nie zada pytania, jakie w ogóle znaczenie miało to, że wcześniej wyznaczono termin rozprawy. A ja mam inne pytanie. Czy wyznaczyłby Pan szybciej sprawę (tj. poza kolejnością) siedemdziesięcioletniej kobiecie, która złożyła pozew o eksmisję syna, który ją bije?
UsuńPiękna manipulacja zarówno słwona, jak i mająca oddziaływać na emocje (jak w "Sprawie dla reportera") - w końcu odnosi się do medialnego obrazu katowanej staruszki.
UsuńAkurat wyznaczanie rozprawy we wcześniejszym terminie m w sprawie Amber Gold najmniejsze znaczenie -choć dla mnie i tak dyskwalifikujące.
Jednak ustalanie zaufanego na rozprawie składu z politykiem, to bije wszystko:
Dziennikarz: "To są zaufane dla pana osoby, jeśli chodzi o... no wie pan, sprawa jest ważna..."
Sędzia: "No... proszę się nie martwić. Tak powiem..."
"My się dostosujemy. Tak jak pan premier wyznaczy... tak będziemy."
Zresztą - o czym z pewnością Pan Sędzia słyszał - sprawę tę prawomocnie ocenił Sąd Najwyższy i to jednoznacznie nagannie. Zatem nie wiem, co miałaby ona mieć wspólnego (niemalże "stanie na baczność" prezesa sądu po telefonie rzekomego asystenta polityka) z hipotetyczną sprawą katowania staruszki przez syna?
Abstrahuję od sprawy sędziego R. Milewskiego. Sam Pan podał, że już wcześniejsze wyznaczenie rozprawy dyskwalifikuje sędziego. Sprawa staruszki to przykład z życia. Jest takich więcej, zwłaszcza w sprawach o eksmisję, czy ochronę dóbr osobistych. Są też inne sytuacje. Niemal codziennie ktoś prosi o przyspieszenie sprawy. Ale jak widać może to dyskwalifikować, zwłaszcza jak się okaże, że to polityk, minister itp. bez względu na przyczyny. Więcej zaufania.
Usuń