Nieuczestniczenie w rozprawie. Ryzykowna strategia procesowa.

Nieobecność pełnomocnika na rozprawie.

Niezręcznie jest pisać o strategii stron procesu, zwłaszcza sędziemu. Z jednej strony, tak trochę nie przystoi, a z drugiej można narazić się na następujący zarzut: "Co Ty wiesz o strategii ?".
Trudno. Jakoś zniosę ewentualną krytyczną krytykę. Po prosu muszę o tym napisać. Podjęcie się tej próby jest wynikiem tego, że nie mogę uwierzyć, jak bardzo bagatelizowane jest przez strony procesu, a nawet przez zawodowych pełnomocników uczestnictwo w rozprawie.
Postaram się zatem w kilku zdaniach udowodnić, że nie tyle uczestnictwo w rozprawie jest konieczne, co raczej nieuczestniczenie w rozprawie jest bardzo, ale to bardzo ryzykowne. Chodzi przede wszystkim o nieusprawiedliwione bądź zamierzone nieuczestniczenie. O co chodzi ? Już spieszę wyjaśnić. 

Niespodziewany dowód

Nie zawnioskowanie wcześniej jakiegoś dowodu nie oznacza, że nie może być pierwszy raz zgłoszony i przeprowadzony dopiero na rozprawie.

Może jakiś problem z dokumentem, który trzeba złożyć w odpisie i doręczyć stronie przeciwnej ? Nic podobnego. Dokument składny na rozprawie może być w jednym egzemplarzu, bo to nie załącznik do pisma a dowód.

Może jakiś problem z dowodem z zeznań świadka ? Niekoniecznie. Zdarza się, że strona przyprowadza świadka na rozprawę i od razu prosi o jego przesłuchanie. Naprawdę. Nie można przesłuchać ? Nic podobnego. Przykład ? Proszę bardzo. Sąd wyznacza rozprawę na 30 minut, bo np. ma przesłuchać strony procesu. W domyśle dwie. Na rozprawę przychodzi tylko powód i przyprowadza świadka. Skoro nie ma pozwanego, to co szkodzi oprócz powoda przesłuchać świadka. Nie ma przeszkód prawnych. Więcej, nie można takiego dowodu pominąć, gdyż w tym wypadku nie powoduje to przewlekłości postępowania.

Trzeba postawić pytanie czy strona przeciwna może wówczas powołać swój dowód. Tutaj może być problem. To już jednak inna kwestia. Zawsze można spróbować argumentować, że dowód przeprowadzony na rozprawie dostarczył nowych, niespodziewanych okoliczności albo dzięki niemu strona przeciwna dowiedziała się o innym dowodzie.

Podstępne działanie

Nie podejrzewam podstępu. Ale kto wie, czy taki nie jest zamysł osoby, która nie składa dowodu w pierwszym piśmie procesowym, lecz dowód taki wnioskuje dopiero na rozprawie, na której akurat nie stawiła się strona przeciwna. Nie ma to jednak znaczenia prawnego.

O Tobie bez Ciebie

Nie ma stron procesu na rozprawie. Nie szkodzi i tak procedujemy, chyba że jest jakaś uzasadniona przeszkoda. Niektórzy powiedzą, że skoro Ciebie nie ma, to można wszystko i łatwiej.

Reguła

Trudno powiedzieć, jaka jest reguła w tej kwestii. Mam jednak wrażenie, że w sprawach cywilnych raczej rzadko się zdarza, aby stawiały się obie strony procesu. Oznacza to, że dochodzi do sytuacji, w której jedna ze stron procesu poważnie ryzykuje.

Pojawia się obawa, że lepiej nie przychodzić, gdyż można coś głupiego powiedzieć. Zdarzają się takie sytuacje. Niestety z negatywnymi konsekwencjami dla stron procesu. Dla sądu często jest to nieoceniona wpadka strony procesu, czy też pełnomocnika. W trakcie ustalania kwestii spornych i niespornych, w trakcie zadawania pytań udaje się wydobyć okoliczności faktyczne, które później stają się bardzo kłopotliwe dla strony procesu. Pamiętam, jak strona procesu, która kwestionowała - całkiem udanie - w piśmie procesowym zasadność dochodzenia należności. Na rozprawie de facto uznała roszczenie i powiedziała, że po prostu nie ma pieniędzy.

Trzeba jednak pamiętać, że przychodząc na rozprawę nie trzeba niczego mówić. Jeśli się jednak coś mówi, to można to przecież kontrolować. Natomiast obecność na rozprawie, to podstawowa kontrola nad procesem. Nie będzie zaskoczenia np. polegającego na zawnioskowaniu dowodu.

Nieusprawiedliwiona nieobecność nie zawsze usprawiedliwiona

Pamiętam sprawę, w której na rozprawę nie stawiła się żadna ze stron procesu. Dopuściłem wszystkie zawnioskowane dowody, zamknąłem przewód sądowy i wydałem wyrok. Jakiś dzień po wydaniu wyroku do akt sprawy wpłynęło zwolnienie lekarskie.

Od razu nasunęło się pytanie, czy nie doszło do nieważności postępowania. Ja już na to nie miałem wpływu. Zwolnienie lekarskie zostało nadane jeszcze przed terminem rozprawy. Uważam jednak, że w tym przypadku zasadnie wydano wyrok.i Wynika to stąd, że na moment orzekania sąd nie wiedział, że strona jest na zwolnieniu lekarskim. Problem polegał na tym, że pismo procesowe, w tym wypadku zawierające zwolnienie lekarskie, jest skuteczne w momencie nadania, co nastąpiło jeszcze przed terminem rozprawy.

W mojej ocenie, decyzje sądu były prawidłowe. Procedował nie wiedząc o tym, że osoba nie może się stawić z powodu rzeczywistej choroby. Wniosek o odroczenie rozprawy zawierający zwolnienie lekarskie winien być wysłany w takim momencie, aby dotarł do sądu w czasie  umożliwiającym jego rozpoznanie choćby w toku rozprawy. Ostatecznie tę argumentację poparł sąd wyższej instancji.
   

Lepiej przyjść

Jaki z tego morał. Strona i jej pełnomocnik nie muszą przychodzić na rozprawę. Nie ma takiego obowiązku. Co więcej, nie jeden sędzia by powiedział: "Lepiej, aby nie przyszły. Rozprawa będzie spokojniejsza, bez problemu się przetoczy". Jednakże, to akurat jest lepsze z perspektywy sądu. Na miejscu strony procesu, czy jej pełnomocnika, nie ryzykowałbym i po prostu pofatygował się na rozprawę. 

I tak oto, dbając o interes stron procesu, sam robię sobie prawdopodobnie więcej pracy oraz zabiegam o stworzenie bardziej czasochłonnych i skomplikowanych rozpraw. Może po prosu lubię obecność obu stron procesu ?

61 komentarzy:

  1. jak ktoś wystoi się półtorej godziny na korytarzu sądowym to ma dość chodzenia do sądu

    OdpowiedzUsuń
  2. To jest problem, choć uzasadnień tego stanu wiele. W większości przypadków sędzia nie ma na to wpływu. Teraz nieco złośliwie. Do lekarza się idzie i czeka w kolejce, do teatru się idzie i czeka za biletem itp. Dlaczego ? Bo uznajemy to za ważne, potrzebe. To jest istota problemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W mojej jednej sprawie kiedyś sędzia zapomniał, że powinien przyjść na salę rozpraw. Poczekaliśmy grzecznie 30 minut, a potem do sekretariatu poszłam pytać dlaczego rozprawy nie ma skoro jest na wokandzie.
      W innej zarządził 1,5 h przerwę, żeby rozsądzić drobnicę z wokandy w "międzyczasie". Przez tę przerwę ledwo zdążyłam na kolejną rozprawę...
      Ale nic to. Przecież pełnomocnik nie musi być na 2 sprawach gdy jedna na 9.00, a druga na 14.00.

      Usuń
    2. Mam nadzieję, że ta pierwsza sprawa się rozpoczęła i zakończyła. Obecnie, to nawet jeśli sędzia zapomni, to już sąd nie zapomni. Ten drugi opisany przypadek, to paradoksalnie również koszmar dla sędziego. Mnie również zdarzyło się prowadzić "jednocześnie" kilka spraw. Trudno tu się usprawiedliwiać. Jedyne co mogę napisać, to zwykle jest to koszmar i dla samego sędziego, który stoi przed dylematem: starać się prowadzić i zakończyć wszystkie, czy część odroczyć od razu. Wybiera się mniejsze zło, ale niestety z perspektywy: albo większości, albo trudniejszej sprawy, albo z uwagi na to, skąd kto przyjechał itp. Przyczyny takiego stanu rzeczy są różne: nakładanie się spraw; długie zeznawanie świadków (stron), czego nie było można przewidzieć; niespodziewane okoliczności (np. omdlenie osoby, czy choćby bomba w sądzie); chęć zakończenia wielu spraw na jednym terminie. Jeszcze raz podkreślę.

      Usuń
    3. Jeszcze raz podkreślę. Nie chodzi o usprawiedliwianie, ale o zrozumienie. Z drugiej strony, pewnie nie w tym przypadku, ale zapomina się o tym, że wokanda nie jest jakimś zobowiązaniem sądu, że wszystkie sprawy będą się rozpoczynały i kończyły dokładnie o tych godzinach podanych na wokandzie. Piszę o tym, bo często się słyszy, że sędzia daną sprawę zaplanował np. na godzinę, a zatem - skoro godzina minęła - to mogę już iść. Tak nie jest. To są jedynie przewidywane okresy trwania danej sprawy. Ideałem byłoby wyznaczać jedną, góra trzy sprawy w danym dniu, ale to jest niemożliwe, gdyż terminy byłyby wyznaczane na 2020 rok.

      Usuń
    4. A ja znam przypadek, gdy sędzia zaspał na rozprawę... prawie godzinę. Że niby całą noc siedział nad sprawą. Miałem wtedy praktyki w sądzie. Ludziom powiedział, że go prezes wezwał...

      Usuń
    5. A może naprawdę siedział nad sprawą jak nie poprzedniej nocy, to może jeszcze poprzedniej i jeszcze poprzedniej. Napiszę tak. Może się zdarzyć. Ja wielokrotnie czekałem na sali sądowej na strony procesu, pełnomocników, czy świadków. Argumentacje (których nie analizowałem, nie sprawdzałem, nie dochodziłem) były różne: korek pod Poznaniem; dziecko trzeba było odwieść do lekarza; zepsuty samochód; zaspa śnieżna; "powiem szczerze, zaspałem"; szef mnie wcześniej nie puścił; bolał mnie ząb; miałem urodziny itp. Pojawia się pytanie i co z tym zrobić ? Jeśli otrzymałem informacje, żeby poczekać, to czekałem. Czy miałem pretensje. Nie miałem. Czy opóźniały się kolejne sprawy. Niekiedy tak. Czy kiedykolwiek nie zakończyłem wokandy o terminie. Tak, ale co najwyższej z 15 minutowym poślizgiem. Czy wolałbym odroczyć. Tak wolałbym odroczyć. Ale wiem, że zawsze jakiejś stronie, jakiemuś pełnomocnikowi, jakiemuś świadkowi zależy, aby sprawę kontynuować tu i teraz. Cieszyłem się, że się jakoś usprawiedliwiają i przyjadą. Napiszę jeszcze, że skala zasypiania, zdarzeń losowych nie jest na tyle znaczna, aby na ten temat się, aż tak rozwodzić. Trzeba do tego podejść z fasonem. Gdyby sędziowie lamentowali i informowali o skali niestawiennictwa świadków i kierowali do egzekucji wszystkie kary wymierzone za nieobecność świadków, to można by się mierzyć z mandatami z fotoradarów :-)

      Usuń
    6. Problem w tym, że większość sędziów naprawdę zarywa noce nad uzasadnieniami czy aktami. I nie jedną noc, nie dwie, nie trzy... ale prawie każdą. Dlatego powiem szczerze, nie ma tu dla mnie nic zaskakującego, że ktoś w końcu zaspał (zapewne nie on pierwszy, nie ostatni). Myślę sobie tak trochę przewrotnie, że pretensje o to, że sędzia zaspał, należy kierować raczej do systemu który nakłada na sędziów taką liczbę spraw, jaka jest wręcz niemożliwa do załatwienia w "normalnym" dobowym rytmie pracy. Stąd przypadek, który na pierwszy rzut oka bulwersuje, okazuje się mieć zupełnie inne tło i wymaga innego spojrzenia.

      Usuń
  3. Ja też kiedyś wystałam swoje, bo sędzia zarządził przerwę na obiad... to nic, że ludzie czekali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy na pewno było tak, że sędzia powiedział: "zarządzam przerwę na obiad" ? W której godzinie rozprawy to nastąpiło ? Co do tego "wystania", to ciekawi mnie czy wystała Pani jako świadek, strona czy pełnomocnik. Na którą godzinę było wezwanie, i o której Pani weszła. Ile tego dnia było spraw na wokandzie ? Pytam z ciekawości. Różne są sposoby planowania rozprawy.
      .

      Usuń
    2. To było jakoś tak, że poprzednia rozprawa się sporo przeciągła, ta przerwa miała miejsce gdzieś ok. 14, może trochę później, przed moją rozprawą. Ludzie się denerwowali, a jego asystentka czy praktykantka podeszła i powiedziała, że poszedł na stołówkę i niedługo wróci...

      Usuń
    3. W związku z powyższym, czy nie było jednak tak, że sędzia nie robił przerwy na żaden obiad, tylko tak to zinterpretowali czekający na sprawę świadkowie. Poza tym, skoro wyszedł o godz. 14.00, to pojawia się pytanie jak długo przesłuchiwał osoby, bo jeśli od 8.00, to niestety ale jakaś przerwa na krótki posiłek i picie chyba się należała. Myślę, że zbyt surowa jest ocena, że nie miało znaczenia to, że ludzie czekali. Jeśli chodzi o mnie, to opóźnienia, czekający świadkowie, wywołują największy stres w czasie wokandy. O wiele większy, niż sama kategoria sprawy. Gdyby nie miało to dla sędziego znaczenia, to po prostu odroczyłby rozprawę i wezwał osoby na kolejny termin, pomimo tego że czekali. Z drugiej strony niekiedy nie ma innego wyjścia. Dążył jednak do przesłuchania wszystkich, którzy przyszli. Jest to stały dylemat. Słuchać, pomimo opóźnienia, czy odroczyć i wezwać ponownie. To drugie rozwiązanie zwykle nie jest mile widziane przez świadków i strony procesu. Nie chcę usprawiedliwiać. Zapewne czekała Pani za długo. Jedynie co można dodać, to problem z przewidzeniem tego, jak długo dana osoba będzie zeznawała. Tego nie da się przewidzieć, zwłaszcza że często jest tak, iż strony albo ich pełnomocnicy rozszerzają tezy dowodowe, tj. chcą słuchać wezwaną osobę na nowe okoliczności. Chciałbym jednak dodać, że świadkowie są bardzo ważni dla procesu. Przychodząc na rozprawę spełniają również swój obywatelski obowiązek. Niestety jego realizacja wiąże się z większymi bądź mniejszymi niedogodnościami, których nie da się zawsze przewidzieć.

      Usuń
    4. Ja zawsze jak wiem, że będzie opóźnienie, to proszę protokolanta o to, aby uprzedził osoby czekające o tym. Jeśli natomiast jedna rozprawa trwała kilka godzin i najzwyczajniej ja albo protokolant potrzebujemy przerwy na toaletę, jedzenie, picie, to prostu również uprzedzamy o tym strony. Każdy jest człowiekiem i zwykle każdy to zrozumie.

      Usuń
    5. Jak widać, nie każdy zrozumie, skoro ktoś może mieć pretensje że sędzia wyszedł po kilku godzinach na przerwę (o czym uprzedziła czekających protokolantka, jak wynika z komentarza). Ale kiedyś byłam świadkiem podobnej sytuacji w czasie egzaminów ustnych na uczelni, kiedy to studenci mieli pretensję, że wykładowca po kilku godzinach zrobił sobie krótką przerwę. Oj, jakie wyzwiska się sypały pod jego adresem (tak żeby nie słyszał, rzecz jasna), że to niby specjalnie i złośliwie każe czekać. A jak zobaczyli, że idzie na stołówkę (była tuż obok), to już w ogóle był wielki skandal.

      Usuń
    6. Poza tym, że faktycznie niekiedy jest tak, że jakoś nic się nie układa (np. opóźnienia z pierwszej rozprawy nie daje się już nadrobić), to jednak wiele zależy od nastawienia danego człowieka do samej rozprawy, jego przesłuchania, uczestnictwa w rozprawie. W pierwszej kolejności trzeba uznać, że moje uczestnictwo np, jako świadek (bez względu na to, czy faktycznie ostatecznie zeznania okażą się przydatne) jest bardzo ważne i konieczne. Może to banał, ale konieczne dla stron procesu, sądu, wymiaru sprawiedliwości, demokracji i prawdy. Jak bardzo trudno jest przekonać społeczeństwo do takiej postawy, świadczy choćby frekwencja "skłonność" Polaków do uczestniczenia w różnego rodzaju wyborach, gremiach, samorządach, czy stowarzyszeniach.

      Usuń
    7. Interesująca dyskusja. Ale jednej, drobnej rzeczy tu nie rozumiem. Pisze Pan: "Czy na pewno było tak, że sędzia powiedział: "zarządzam przerwę na obiad" ?", "...może sędzia nie robił przerwy na żaden obiad" - z czego wynika, że nie powinien był tłumaczyć się tym nieszczęsnym obiadem. Czyżby zjedzenie obiadu urągało powadze sądu? Matko...

      Usuń
    8. Nie urąga. Wręcz przeciwnie. Niektórzy mogliby uznać, że głodny sędzia prowadzący sprawę narusza zasady rzetelnego rozpoznania sprawy :-) Prawdopodobnie ludzie mają na myśli, że nie można jeść obiadu, wtedy kiedy świadek, strony miałyby przez to dłużej czekać na swoją kolej. Później może sobie jeść. Tak w ogóle to w dniu wokandy powinno się jeść rano jeden obfity posiłek, aby starczył na 9 godzin :-)

      Usuń
    9. O, to ja bym nie mogł być sędzią. Muszę jeść częściej, bo słabnę... :/
      A sędzia z cukrzycą to już w ogóle ma przechlapane. Nieważne czyjeś zdrowie, samopoczucie - ale JA. Moje 15 minut, które musiałbym dodatkowo poczekać. A inni mnie nie obchodzą. Przykre, ale prawdziwe. I to nie tylko w sądzie.

      Usuń
    10. To powinna być "ustawowa", obowiązkowa przerwa na posiłek dla sędziego i protokolanta :)

      Usuń
    11. Może lepiej ustawodawca niech tej kwestii nie reguluje. Jeszcze poszedłby dalej :-) Są jednak sądy, w których w trakcie rozprawy po prostu przewiduje się dłuższą przerwę między sprawami. Dobry pomysł. Po prostu czas np. na kawę, posiłek itp. Trudno jednak coś takiego zaplanować w trakcie rozpraw merytorycznych.

      Usuń
    12. To przesłuchania aż 9 godzin trwają? Długo... aż trudno uwierzyć, że można tyle wytrzymać bez żadnej przerwy...

      Usuń
    13. To że Sąd ma prawo do przerwy, to rzecz oczywista. W ramach humoru związanego z kwestiami obiadu napiszę że, widziałem kiedyś postanowienie Sądu, w które wkradł się jakiś "chochlik drukarski" i zamiast "postanowienie na posiedzeniu niejawnym", było napisane "postanowienie na posileniu niejawnym" :)
      Odnosząc się zaś do tematu wpisu, i kwestii nieobecności pełnomocnika na rozprawie, to trzeba zauważyć że nie zawsze taka nieobecność jest przez tego pełnomocnika zamierzona. Np. taki realny przypadek: pełnomocnik ma w jednym dniu dwie rozprawy w różnych sprawach. Pierwszą o godz. 9.30 rano, a drugą o godz. 11. Na pierwszą rozprawę sam Sąd przeznaczył 30 minut. A więc pełnomocnik jest przekonany, że spokojnie da radę wziąć udział w obydwu rozprawach. Ale okazuje się, że Sąd, zamiast o 9 rozpoczyna pracę o 10, przy czym moja sprawa jest druga w kolejności z wokandy i zostaje wywołana o godz. 10.55. Na dwóch sprawach w moim interesie jest żebym był, ale ciężko się rozdwoić. Nawet nie ma kiedy załatwić substytucji. Na pierwszej sprawie jest nerwówka, bo trzeba szybko podnieść to co istotne, i trzeba biec na drugą sprawę, z nadzieją że się jeszcze nie zakończyła. Sąd z pierwszej sprawy jest niezadowolony że trzeba wyjść w trakcie, i Sąd z drugiej sprawy też jest niezadowolony ze względu na duże spóźnienie. Pełnomocnik nie ma więc tak łatwo, i jak widać nie tylko on jest panem swojego rzetelnie obliczonego czasu. Ot taki obrazek z rzeczywistości małych sądów :)

      Usuń
    14. Może "posileniu" to nie chochlik :-) Co do tego drugiego, to nie mam wątpliwości, że ciężki jest żywot pełnomocnika. Serio.

      Usuń
    15. Prawda jest taka, że ogólnie żywot wszystkich zawodowych prawników, niezależnie od pełnionej roli, jest ciężki i niewdzięczny. Jakby tak niezależny specjalista, powiedzmy od planowania, miał wgląd w ogół kwestii które teoretycznie miały by być załatwiane, to uznał by że ich załatwienie obiektywnie fizycznie jest niemożliwe. No ale jest jeszcze metafizyka, to znaczy musi być, skoro jakoś to wszystko się załatwia :)

      Usuń
    16. Przykładem metafizyki jest np. uzasadnianie niemożliwego :-)

      Usuń
  4. Ech, ludzie to mają zero empatii...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ludziach jest wiele złości, niezadowolenia, mało uśmiechu. Sąd, rozprawa, stawiennictwo jest zwykle złem koniecznym. Trudno się temu dziwić. Rzadko się zdarza, że ktoś cieszy się, że jest pierwszy raz w sądzie. Choć takie sytuacje się zdarzają. Myślę, że brakuje też pewnej aktywności. Zdarza się, że świadkowie dzwonią, aby zapytać czy muszą stawić się na rozprawę albo z wyprzedzeniem informują, że nie mogą się stawić. To dobrze. Niekiedy udaje się uzyskać numer telefonu, co umożliwia wcześniej poinformować o tym, czy ich udział jest konieczny. Postępowanie sądowe składa się z wielu wypadkowych. Na wiele kwestii nie mają wpływu ani sędziowie, ani strony ani ich pełnomocnicy. Niekiedy brakuje też dobrej woli u samych świadków.

      Usuń
    2. No właśnie, ale tutaj też chodzi o zrozumienie drugiego człowieka i jego potrzeb. Nie tylko świadka, strony, ale też sędziego. Jeśli ów sędzia przesłuchiwał ludzi od rana do późnego popołudnia, to zapewne był głodny, a ludzie się oburzają, że wyszedł na obiad. No i to jest właśnie brak empatii.

      Usuń
    3. Zgadza się. Sam często jestem głody w czasie wokandy. Inna rzecz, że jakoś tak się zwykle dzieje (chyba adrenalina), że głód - choć ze zdwojoną siłą - przychodzi po wokandzie. Często też jest tak, że same strony procesu, pełnomocnicy, czy nawet świadek proszą o przerwę. Przerwę się zarządza. Niewątpliwie, przerwa przysługuje też sędziemu i protokolantowi. W tym miejscu faktycznie przydałoby się trochę zrozumienia. O ile jednak, obecni na sali widzą takie uzasadnienie, o tyle ci oczekujący poza salą zwykle są co najmniej niezadowoleni. Tak to jest.

      Usuń
    4. No to do wiadomości tych narzekających: naukowo udowodniono, że głodny sędzia wydaje surowsze wyroki :) Poczytajcie sobie tutaj i sami wyciągnijcie wnioski: http://wyborcza.pl/1,75476,9426588,Prawo_i_glodna_sprawiedliwosc.html.

      Usuń
    5. O rany. Dobrze, że orzekam w sprawach cywilnych, w których nie ma ani łagodnych, ani surowszych wyroków :-)

      Usuń
    6. Takie a nie inne podejście wynika też pewnie z tego, że sędzia podczas rozprawy jest Wysokim Sądem, "odczłowieczonym", w czarnej todze i łańcuchu, bezstronnym - czyli zimnym i niedostępnym, bez uczuć. No i fakt, rzadko kto bierze pod uwagę, że sędzia może być np. zmęczony bo miał od rana do wieczora przesłuchania. 15 minut przerwy? och, ach, tyle będziemy czekać, zamiast robić przerwę niech lepiej szybciej skończy, itp. To autentyczne uwagi.

      Usuń
    7. poza opóźnieniami wynikającymi z tego, że Sąd sprawę o 9.00 zaczyna o 9.40, albo wyznacza dwie sprawy, po 2 świadków na każdą, na jedną godzinę rozumiem, nie wszystko da się przewidzieć i nie ma co się denerwować, ale BŁAGAM: jedna, mała malutka kartka, że jest opóźnienie! i sobie człowiek pójdzie spokojnie pismo złoży na biurze podawczym, albo zapali :)

      Usuń
    8. Chyba nie jest jednak uzasadnione stwierdzenie, że "sędzia podczas rozprawy jest Wysokim Sądem, "odczłowieczonym", w czarnej todze i łańcuchu, bezstronnym - czyli zimnym i niedostępnym, bez uczuć". Sąd rozpoznaje sprawę nie tylko w oparciu o przepisy prawa, ale również w oparciu o doświadczenie życiowe, które nakazuje brać pod uwagę różne aspekty życia. Obawiam się, że niekiedy myli się powagę z brakiem uczuć. Tak samo surowość, czy niedostępność nie oznacza, że sędzia jest nieczuły. To, że sędzia w todze i łańcuchu na zewnątrz jest, jak posąg, to wcale nie oznacza, że przeżywa, odczuwa i nawet się zadręcza danym problemem. Gdyby było inaczej, to w ogóle nie można by było rozważać zasadności powództwa np. przez pryzmat zasad współżycia społecznego, czy dobrych obyczajów. Faktem też jest, że dobrze by było informować o opóźnieniu. W tym celu montuje się m.in. przed salami rozpraw elektroniczne wokandy. Warto jednak zauważyć, że jak dany świadek np. zeznaje 2 godziny, zamiast 45 minut, to trudno jest tak po prostu przerwać zeznania - np. w trakcie trudnych pytań pełnomocników - i poinformować pozostałych świadków o opóźnieniu. Niewątpliwie trzeba jednak jakoś to godzić.

      Usuń
    9. Ludzie niestety tak myślą...

      Usuń
    10. Chyba jednak nie wszyscy. Przesłuchiwałem wielu miłych, uprzejmych, ciekawych ludzi. Przesłuchiwałem osoby, które cieszyły się, że są pierwszy raz w sądzie. Były też osoby, które podpowiadały mi co mam
      robić i mówiły, że jeśli chcę, to dostarczą mi dowodów i świadków. Potencjał i uprzejmość tkwi w narodzie. Naprawdę :-)

      Usuń
    11. Oczywiście, że nie wszyscy :)
      Ale odniosłam się akurat do tych mało wyrozumiałych...

      Usuń
    12. niestety z elektronicznej wokandy praktycznie nikt nie korzysta w celu zapowiedzenia opóźnienia. z praktyk pamiętam, że często prowadziła do zawieszenia systemu, może dlatego. moja prośba dotyczy jedynie sytuacji, gdzie Sąd wie, że ma już spore opóźnienie i wysłanie protokolanta z informacją w tym zakresie ułatwiłaby życie wielu osobom (kolizje terminów)

      Usuń
    13. Trzeba zacząć korzystać z elektronicznej wokandy. Nie kłóci się to oczywiście z Informacją od protokolanta.

      Usuń
    14. Odnośnie wątku przesłuchiwania warto też wspomnieć, że bardzo ważne jest umiejętne przeprowadzenie tej czynności przez sąd. Świadek może okazać się miły, uprzejmy i wiele wnoszący do sprawy jeżeli sąd potraktuje go w sposób w miarę cywilizowany. Na praktykach studenckich obserwowałem rozprawę, na której była przesłuchiwana starsza pani, która w ogóle nie rozumiała pojęć prawnych. Sąd pytał ją o zajście z udziałem oskarżonego i pokrzywdzonego, konsekwentnie używając tych pojęć. Świadek nie bardzo umiała je rozróżnić i ciągle się myliła, a sąd w odpowiedzi przypominał jej o karze za fałszywe zeznania. Epilog sytuacji był dosyć zabawny, gdyż przy odczytywaniu zeznań świadek z obawy o odpowiedzialność karną konsekwentnie prostowała wulgaryzmy zapisane w złej formie przez osobę przesłuchującą w post. przygotowawczym.

      Gwoli sprawiedliwości muszę przyznać, że widziałem również w akcji sędziów, którzy potrafili wydobyć informację z naprawdę niekontaktowych osób i znaleźć z nimi wspólny język. Mam wrażenie, że najlepsi są w tym chyba sędziowie cywilni z małych miejscowości:)

      Usuń
    15. Trafne spostrzeżenia. Bardzo często się zdarza, że pytania do świadków są kierowane z perspektywy prawnika. Przykład: pełnomocnik zadawał stronie, którą reprezentował pytanie o to, czy umowa najmu była ważna czy też nie. Strona odpowiadała, że umowa była nieważna. Na tym pytania się zakończyły. Jednak na moje pytanie "co rozumienie pod pojęciem, że umowa jest nieważna", strona procesu już nie odpowiedziała i spojrzała się na swego pełnomocnika. Kiedy zapytałem, czy w jego ocenie umowa była z jakiegoś powodu nieprawidłowa, to wówczas odpowiedział, że tak. Nie potrafił jednak odpowiedzieć na czym ta nieprawidłowość polegała. Szczerze mówiąc nie są to rzadkie przypadki.

      Usuń
  5. Nie żebym słodziła, ale muszę to powiedzieć. Pan Sędzia prowadzi bloga i odpowiada na komentarze różnych osób w sposób bardzo delikatny i wyważony, lekko z humorem, ale bez cienia ironii czy złośliwości. Nie każdy tak potrafi. Wpisy dobrze się czyta, są pisane prostym, "ludzkim" językiem. Proszę dalej pisać :) A tak w kontekście powyższych krytycznych komentarzy, może jakiś wpis o tym, jak wygląda "od strony sędziego" wokanda, ile ma spraw, przesłuchania, przygotowanie się do niego itd, ile czasu zajmuje, kiedy przerwy, itp. - przeciętny człowiek tego nie wie, i może stąd biorą się potem nieporozumienia i pretensje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuje. Co do tematu, myślę że da się zrobić.

      Usuń
    2. Jedyna uwaga - to częste literówki w tekście, co źle się czyta. Ale trochę to rozumiem, bo teksty wysyłane są najczęściej późną porą (a spać, to Pan Sędzia nie potrzebuje? ;) )

      Usuń
    3. Administracja ciągle dąży do poprawy jakości tekstu :-) Dziękuję za uwagi. Potrzebuję snu, ale muszę przecież poprawiać literówki :-)

      Usuń
    4. Popieram przedmówcę- tekst typu dzień z życia sędziego byłby bardzo ciekawy:) Myślę, że takim blogiem można zrobić zdecydowanie więcej dobrego dla wizerunku sądów niż różnymi kuriozalnymi pomysłami Ministerstwa Sprawiedliwości, jak choćby lokowaniem e-protokołu w serialach.

      Usuń
    5. Przeglądam bloga innego sędziego, który też lubię czytać, ale tamten autor rzadko dyskutuje ze swoimi czytelnikami, raczej nie odpowiada na komentarze, a w jego wpisach przeważa krytyka i pesymizm. Poniekąd słuszne, i trudno się z nim nie zgodzić bo wiele rzeczy nie działa tak, jak powinno. Natomiast autor tego bloga pisze o podobnych sprawach zupełnie innym tonem, bardziej pogodnym i optymistycznym. Wydaje się, że Pan Sędzia jest jednocześnie ciepłym człowiekiem, i rację ma ktoś, kto powyżej napisał że takim blogiem można zrobić dużo dobrego dla wizerunku sądów w Polsce. Pozdrawiam!

      Usuń
    6. Myślę, że w różnorodności siła. Opisywanie ciężkiego żywota sędziego też jest potrzebne. Powiem więcej, jest to nawet odwaga, zwłaszcza ze względu na stosunek społeczeństwa do sędziów. Jeśli o mnie chodzi, to nie chcę pomnażać pesymizmu. Tego i tak jest za wiele. Poza tym, są bardziej obrazowe metody - z których i tak nikt nie skorzysta - aby pokazać skalę przeładowania sądów (nie tylko sędziów, ale sądów, tj. również referendarzy, asystentów i pracowników sekretariatów itp). Wystarczyłoby zrobić dni otwarte w sądach warszawskich czy innych, okazać tzw. szafę sędziego i dać do zapoznania się z dniówką sędziego. Skoro są dni otwarte w TVP, sejmie, urzędach miast, dlaczego nie zrobić tego w sądach. Ale to nie jest moja działka :-)

      Usuń
    7. Stosunek społeczeństwa jest jaki jest nie tylko do sędziów, ale też do lekarzy, nauczycieli, pracowników uniwersyteckich. Generalnie, do osób wykształconych. Przykre to, ale cóż zrobić, ma Pan rację że pesymizmem nic się tu nie zdziała. A co do pomysłu dni otwartych w sądzie - faktycznie by się coś takiego przydało. Społeczeństwo powinno wiedzieć, jak wygląda dzień pracy sędziego, ile ma spraw, jak się do nich przygotowuje itp. Bo wielu ludziom się wydaje, że sędzia to tylko sobie w todze posiedzi na sali i nic poza tym nie ma do roboty.

      Usuń
    8. To prawda. Podobne problemy mają też radcy prawni, czy adwokaci, którym zarzuca się, że np. domagają się wynagrodzenia, za to, że "otworzyli komentarz" i udzielili porady prawnej. Nie widzi się bowiem wielu lat nauki, doświadczenia, czy odpowiedzialności za prawidłową poradę.

      Usuń
    9. Bo wielu ludzi uważa, że pracą jest tylko to, co daje namacalne, fizyczne efekty. Na przykład jak robotnik ułoży kafelki w łazience, to nikt nie ma wątpliwości że mu się należą za to pieniądze. Ale jak prawnik czy konsultant udzielą porady, o to już nie jest dla wszystkich takie oczywiste. Jestem konsultantem, i kiedyś znajoma poprosiła mnie o pomoc - dla swojej kuzynki której w ogóle nie znam - w rozwiązaniu pewnej sprawy. Jak powiedziałam, ile to będzie kosztować, odpowiedziała że "nie wygłupiaj się co to dla ciebie pogadać przez godzinę czy dwie"... wystarczy poczytać komentarze na temat nauczycieli czy lekarzy - aż kipią jadem. Niestety, ale bardzo złą robotę robią też w tym zakresie media, a raczej nierzetelni dziennikarze poszukujący taniej sensacji. Tutaj jest modelowy przykład takiego artykułu dotyczącego sędziów: http://www.dziennikpolski24.pl/artykul/3272090,miliony-zaleglych-spraw-a-sedziowie-na-wakacjach,id,t.html.

      Usuń
    10. No cóż. Może dlatego ludzie piszą blogi :-)

      Usuń
    11. Dziękuje za komentarz z 00:13 Panie Sędzio!:) To nie prawda, że sędzia pełnomocnikowi wilkiem musi być i odwrotnie:) Niestety na tym innym blogu, o którym zapewne mowa w anonimowym komentarzu z 18:47, 26.11. od lat przewija się wątek, że najgorszym problemem sędziego są "panowie mecenasi". Niestety brak szacunku dla pracy pełnomocników jest częstym problemem w sądach - np. http://prawo.gazetaprawna.pl/artykuly/836649,za-zbadanie-akt-wynagrodzenie-sie-nie-nalezy.html

      Jako adwokat uważam, że sędziowie powinni mieć jak najlepsze warunki pracy, a sądy jak najlepszy wizerunek. Niezliczoną ilość razy tłumaczyłem klientom, że nie potrzebują znajomości z sędzią żeby wygrać sprawę, że negatywny wyrok nie jest wynikiem korupcji itp. Co więcej, uważam, że dobry wizerunek sądów i wysoki komfort pracy sędziów są w moim interesie nie tylko z obywatelskiego punktu widzenia, ale również ekonomicznie. Trend w postaci "dowalania" pełnomocnikom przez sędziów jest więc dla mnie niezrozumiały i nie potrafię go sobie wytłumaczyć inaczej niż jako zjawisko fali, gdzie frustracja wobec tego czego nie można zmienić przenosi się na agresję w stosunku do osób, nad którymi ma się władzę.

      A wracając do wątku pochwał pod adresem Pana bloga, muszę dodać, że dla mnie jego bardzo istotną zaletą jest to, że nie piszę Pan go anonimowo.

      Usuń
    12. No cóż. Pewnie zdarzają się sytuacje, w których sędziowie narzekają na pełnomocników. Może kiedyś spróbuję o tym na pisać. Tak na gorąco, to myślę, że zawsze trzeba odróżnić różne sytuacje, które mogą zaistnieć: intencjonalne, zamierzone czepialstwo (np. bo sędzia nie uzyskał satysfakcjonującej odpowiedzi); niewłaściwie odebrane przez pełnomocnika zachowanie sędziego (np. polemika z pełnomocnikiem, która zostaje - niezasadnie - uznana za czepialstwo); obstrukcja sądowa; niewłaściwe odebrane przez sędziego zachowanie pełnomocnika. Myślę, że przyczyn może być więcej. Tak ogólnie, to mogę powiedzieć tyle. Z pełnomocnikiem zasadniczo lepiej prowadzi się sprawę. I basta.

      Usuń
  6. A może włączenie autokorekty by rozwiązało sprawę?
    Przepraszam ze tę uwagę o błędach z powodu późnej pory, bo jak spojrzałam na godzinę wysłania niektórych odpowiedzi (np. 1.30) to mi się tak samo nasunęło, że wtedy faktycznie człowiek ma prawo popełniać różne literówki.
    A blog jest świetny, tak czy inaczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę mi wierzyć, ale autokorekta nie działa (zwłaszcza przez komórkę). Ale mam już pomysł :-)

      Usuń
  7. Panie Sędzio,

    jak ma się wnioskowanie o przeprowadzenie dowodu dopiero na rozprawie do dyskrecjonalnej władzy sędziego? Art 217 § 2 i 207 § 6 kpc dają bardzo duże pole manewru przewodniczącemu.
    A nawet jeśli sąd przychyli się do takiego wniosku, to raczej mało prawdopodobne jest, że na tej samej rozprawie zapadnie wyrok. Trudno tu mówić o jakimś efekcie zaskoczenia przeciwnika procesowego. A wnioskując dopiero na rozprawie narażamy się na "widzimisię" sędziego.

    Pozdrawiam i dziękuję za ten interesujący blog.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dyskrecjonalna władza sędziego jest tylko na papierze i w umysłach legislatorów. Z przepisów wynika co innego. Chodzi o sytuację, gdy strona przynosi na rozprawę dokument i wnioskuje o jego włącznie w poczet materiału dowodowego albo przyprowadza świadka, a jest czas na jego przesłuchanie. Wówczas nie można dowodu oddalić. Brak podstaw prawnych. Nie ma też podstaw do "widzimisię" sędziego.

      Usuń
  8. Panie Sędzio,
    bardzo uprzejmie proszę o pomoc/opinię w następującej sprawie:
    na pierwszej rozprawie nie stawiła się żadna ze stron ani pełnomocnicy. Sąd nie wydał postanowienia dowodowego, nic wielkiego się nie podziało, zarządził jedynie doręczenie pozwanemu pisma powoda, które przyszło do sądu tuż przed rozprawą i sąd nie zdążył go wysłać. W piśmie były wnioski dowodowe, w ocenie pozwanego spóźnione. Czy nadal trwa postępowanie przygotowawcze (i odpowiadając na to pismo pozwany powinien powołać się na 207 par 6 kpc)? Mam problem ze znalezieniem granicy, za którą kończy się postępowanie przygotowawcze :).
    Będę wdzięczna za każdą pomoc!
    Gratuluję bloga! Nie jednej rzeczy już się z niego nauczyłam :)
    Aplikantka radcowska

    OdpowiedzUsuń
  9. Panie Sędzio,
    bardzo uprzejmie proszę o pomoc/opinię w następującej sprawie:
    na pierwszej rozprawie nie stawiła się żadna ze stron ani pełnomocnicy. Sąd nie wydał postanowienia dowodowego, nic wielkiego się nie podziało, zarządził jedynie doręczenie pozwanemu pisma powoda, które przyszło do sądu tuż przed rozprawą i sąd nie zdążył go wysłać. W piśmie były wnioski dowodowe, w ocenie pozwanego spóźnione. Czy nadal trwa postępowanie przygotowawcze (i odpowiadając na to pismo pozwany powinien powołać się na 207 par 6 kpc)? Mam problem ze znalezieniem granicy, za którą kończy się postępowanie przygotowawcze :).
    Będę wdzięczna za każdą pomoc!
    Gratuluję bloga! Nie jednej rzeczy już się z niego nauczyłam :)
    Aplikantka radcowska

    OdpowiedzUsuń
  10. Kancelaria Chmurski i Trzebiatowski www.chmurski.com.pl/ - było warto! Wygrałem kolejną rozprawę. to prawdopodobnie najlepsi prawnicy w Poznaniu. Warto im zaufać!

    OdpowiedzUsuń

Blog działa na zasadzie non-profit. Komentarze nie mogą zawierać kryptoreklamy, w tym linków odsyłających do stron internetowych, czy też podmiotów proponujących jakiekolwiek usługi, czy też sprzedaż jakichkolwiek towarów. Z uwagi na częste ignorowanie powyższego zakazu, ewentualne umieszczenie zakazanych treści wiąże się z jednoczesną zgodą na ponoszenie opłaty w kwocie 99 zł za każdy dzień istnienia takich treści w komentarzach.